LIGOWIEC
LIGOWIEC
Bogdan Nather
Ataki rekina młota
Wprawdzie o „rozstrzelaniu” Lecha Poznań w Częstochowie piszę w innym miejscu (Wydarzenie kolejki), ale trudno zbyć milczeniem znakomity występ drużyny prowadzonej przez Dawida Szwargę. Aktualny mistrz Polski zapewnił bowiem „Kolejorzowi” taką rozrywkę, przy której hiszpańska inkwizycja to dziecinna igraszka. Tym samym drużyna spod Jasnej Góry potwierdziła mistrzowskie aspiracje, ponieważ do przewodzącego całej stawce Śląska Wrocław traci w tej chwili tylko sześć punktów. Jeżeli Raków 13 marca wygra zaległy mecz z Koroną Kielce, zniweluje stratę do lidera do zaledwie trzech „oczek”. A wtedy wyścig o mistrzowski tytuł nabierze dodatkowych rumieńców.
Nie miał litości dla Piasta Gliwice chorzowski Ruch, który odniósł pierwsze zwycięstwo od... 28 lipca ubiegłego roku, gdy pokonał w Gliwicach ŁKS Łódź. Na Stadionie Śląskim zespół trenera Janusza Niedźwiedzia był miły dla rywala niczym rekin młot, a gdyby Daniel Szczepan wykorzystał pierwszy rzut karny, wygrana „Niebieskich” byłaby jeszcze bardziej okazała. Szkoleniowiec drużyny z Cichej z powodu pewnej wygranej nie popada jednak w hurraoptymizm. - Jest radość, ale wiemy w jakiej jesteśmy sytuacji - powiedział szkoleniowiec Ruchu. - To na pewno nie jest jednak „sufit” dla naszego zespołu. Piłkarze pokazali konsekwencję, chłodną głowę, grali bardziej dojrzale.
O niespodziankę postarała się Warta Poznań, która wywiozła komplet punktów spod Wawelu. Kogo to teraz obchodzi, że Cracovia nie powinna tego meczu przegrać? Liczą się gołe fakty, a z nimi się nie dyskutuje. Nie sposób tego ukryć, tak jak nie da się ukryć Everestu przed Szerpami z Nepalu. - Zdobyliśmy trzy bezcenne punkty, bo myślę, że z tego stadionu w tym sezonie już nikt ich nie wywiezie - prorokował trener zwycięzców, Dawid Szulczek.
Przed wznowieniem rozgrywek ligowych trener Lecha Mariusz Rumak z uporem maniaka powtarzał, że w przypadku jego drużyny margines błędu jest znikomy. Jego plan zakładał bowiem skuteczną walkę o mistrzowską koronę. Po porażce z Rakowem te szanse trochę zostały zredukowane, ale nie do tego stopnia, by misja była z gatunku niewykonalnych. Na pewno jednak otrzymał potężny cios, którego na pewno się nie spodziewał. Po końcowym gwizdku arbitra miał minę wstrząśniętego handlarza rybami, któremu zaproponowano kupno skrzynki stęchłych dorszy.
Sprowadzeni na ziemię zostali piłkarze Piasta, którzy po efektownej wiktorii w Pucharze Polski z Rakowem, zaliczyli twarde lądowanie na Stadionie Śląskim w meczu przeciwko Ruchowi. Dla rozpędzonego przeciwnika piłkarze Aleksandara Vukovicia byli tylko bladym tłem, co zresztą przyznał szkoleniowiec. Jednakże jego tłumaczeń o zmęczeniu pucharową potyczką nie sposób potraktować jako dobrej monety, bo trzy dni to wystarczający okres, by zawodowy piłkarz zdążył się zregenerować.
Coraz bardziej irytują mnie wywody trenera Legii Kosty Runjaicia, że jego drużyna była lepsza, tylko nie udało się jej pokonać przeciwnika. Takimi „głodnymi” słowami może karmić swoich zwierzchników, ale nie kibiców, który mają przecież oczy i widzą, co dzieje się na boisku. Nie ma w tym przypadku, że w czterech meczach Legia powiększyła swój dorobek tylko o sześć punktów.