Bukayo Saka (w środku) otworzył wynik pierwszego spotkania. Jak będzie w rewanżu w Monachium? Fot. Li Ying/Xinhua/PressFocus 


Niemcom zależy bardziej

Liga Mistrzów to dla Bayernu ostatnia szansa na trofeum w tym sezonie. Arsenal koncentruje się na Premier League.


LIGA MISTRZÓW

Nie od dziś wiadomo, że zakochani we własnej lidze Anglicy stawiają ją ponad wszystko, co ma uzasadnienie nie tylko tożsamościowe, ale również sportowe czy finansowe. To nie oznacza jednak, że „Kanonierzy” będą w Champions League odpuszczać.


Wściekli po porażce

Arsenal po raz ostatni Premier League wygrał w 2004 roku, podczas słynnego sezonu z Arsenem Wengerem na ławce, nie ponosząc nawet jednej porażki. W bieżącej kampanii zespół miał wiele mocnych kart po swojej stronie i wdał się w ostrą batalię o fotel lidera z Liverpoolem i Manchesterem City, w poprzednich latach najsilniejszymi klubami z Wysp Brytyjskich. Kilka razy był już na pierwszym miejscu, ale za każdym razem je tracił. Ostatnio w... niedzielę, kiedy lepsza okazała się Aston Villa. Teraz to City przewodzi stawce, a „Kanonierzy” są wściekli. Mocno się namęczyli z „The Villans”, tracąc dwie bramki w końcówce. Dobrze wyglądali przed przerwą, a znacznie słabiej po niej. Trener Mikel Arteta zdjął z boiska m.in. Bena White'a czy Martina Odegaarda, bezapelacyjnie podstawowych zawodników, choć trudno stwierdzić, czy powodem była słaba gra, czy świadomość wymagającego rewanżu w Monachium, gdzie w pierwszym meczu ćwierćfinału Ligi Mistrzów Arsenal zremisował z Bawarczykami 2:2.


Żyją kolejnym sezonem

Bayern miał o wiele bardziej komfortową sytuację. Po pierwsze, na boisko wybiegł ponad dobę wcześniej, po drugie, rywalizował ze słabą Kolonią. Pokonał ją 2:0, choć okresami musiał się trochę namęczyć. Mógł stracić gola, a tego decydującego zdobył dopiero w doliczonym czasie. Finalnie jednak zrobił swoje, choć wielkiego znaczenia to nie ma. Mistrzem Niemiec został Bayer Leverkusen, a Bawarczycy muszą uważać, żeby nie stracić 2. miejsca na rzecz Stuttgartu, z którym zagrają w niedalekiej przyszłości, a który ustępuje im tylko gorszym bilansem bramkowym. Aczkolwiek nawet jeśli by do tego doszło, raczej nikogo by to specjalnie nie obeszło. W Monachium wszyscy żyją już kolejnym sezonem i poszukiwaniami nowego trenera. A kto nim będzie?


Stare rozwiązanie

Kiedy trener Xabi Alonso potwierdził, że pozostanie w Leverkusen, w Bayernie zrobił się mały kłopot. Ostatecznie oczy działaczy skierowały się na... Juliana Nagelsmanna. Aktualny selekcjoner reprezentacji Niemiec odszedł z monachijskiego klubu w marcu zeszłego roku w oparach sensacji. Za jego zwolnienie odpowiadali ówcześni dyrektor sportowy Hasan Salihamidzić i prezes Oliver Kahn, których już w Bayernie nie ma. Jest za to nowe rozdanie, kompletnie nowe szefostwo klubu, mające inne spojrzenie na Nagelsmanna. Wciąż młody, bo 36-letni szkoleniowiec nie miał jakiegoś problemu z zespołem, choć też nie wszystko w nim funkcjonowało, jak należy. Odszedł jednak z poczuciem niedosytu i braku szansy wyjścia z kryzysu. Poza tym po odejściu Roberta Lewandowskiego nie miał napastnika, a teraz w drużynie jest fenomenalny Harry Kane.


Przyszły poprzednik

Nagelsmann szykuje się z reprezentacją Niemiec do domowego Euro. Tamtejsza federacja planowała przedłużyć jego kontrakt aż do zakończenia mistrzostw świata w 2026 roku, jednak teraz najwięcej wskazuje na jego powrót do Bayernu. Pytany o to publicznie szkoleniowiec nie negował tego faktu, odpowiadał nieco naokoło, dwuznacznie. Główny problem będzie taki, że Euro nałoży się na początek okresu przygotowawczego i – przede wszystkim! – transferowego, w którym nowy trener Bayernu ma być zaangażowany. W Monachium jednak wierzą, że jakoś z tym sobie poradzą. A dzisiaj Nagelsmann będzie zapewne obserwował mecz (swojej przyszłej?) bawarskiej drużyny w Lidze Mistrzów, z przegranym już dawno temu trenerem Thomasem Tuchelem, jego następcą i... przyszłym poprzednikiem?

Piotr Tubacki


ŚRODA, 17 KWIETNIA, GODZ. 21.00

BAYERN MONACHIUM – ARSENAL

Sędzia Danny Makkelie (Holandia)

Pierwszy mecz 2:2