Lider absolutnie niespodziewany
Nikt nie przypuszczał, że na początku sezonu Bundesligi tempo na czele będzie dyktowało... Heidenheim. Borussia Dortmund chętnie podłoży mu nogę.
NIEMCY
Dwie wygrane przy bilansie goli 6:0 to znakomite wejście w nowe rozgrywki. Nie mogą tego o sobie jednak powiedzieć ani Bayern Monachium, ani RB Lipsk, które – owszem – mają po 6 punktów, ale ich bramkarze już kapitulowali. Przed nimi wesoło macha zaś ręką Heidenheim, czyli zespół, który w przedsezonowych notowaniach był jednym z głównych kandydatów do spadku.
Czerpać z błysków fleszy
Historia klubu z niedużego miasteczka jest bardzo ciekawa. W poprzedniej kampanii debiutował on w Bundeslidze prowadzony przez trenera Franka Schmidta, który pracuje tam od... 2007 roku! Na ławce FCH zasiadał grubo ponad 600 razy i doskonale pamięta czasy występów na czwartym szczeblu rozgrywkowym. W Heidenheim nigdy nie było kokosów, ale drużyna konsekwentnie pięła się w ligach, a gdy awansowała do 2. Bundesligi, w 7 z 9 sezonów zajmowała w niej miejsce w górnej połowie tabeli. W 2023 roku zajęła to najwyższe. Sezon w elicie był przeznaczony na czerpanie wszystkiego, co najlepsze z błysków fleszy, bez żadnych ambicji większych niż waleczność i gryzienie trawy. Skończyło się na... awansie do Ligi Konferencji, z racji tego, że bundesligowicze radzili sobie w pucharach tak dobrze, że w nagrodę dostali jeszcze jedno miejsce. Skorzystał na tym beniaminek, który natychmiast został rozebrany ze swoich najlepszych ubrań.
Utracona ofensywa
Heidenheim straciło latem swoje największe gwiazdy. Do Benfiki odszedł za 8 mln ocierający się o reprezentację Niemiec Jan-Niklas Beste, autor 8 goli i 13 asyst. 7 mln euro zapłaciła Borussia Moenchengladbach za najlepszego strzelca Tima Kleindiensta (12 bramek i 5 asyst), a po wypożyczeniu nie udało się zatrzymać Erena Dinkciego (10 goli, 5 asyst). Jak łatwo policzyć, trio to zdobyło w sumie 30 bramek, czyli 60 procent ligowego dorobku Heidenheim (50 trafień). Latem działacze nie szaleli na rynku. Wydali w sumie nieco ponad 6 mln, a wzmocnienia na kolana nie rzuciły. To głównie gracze z niższych lig niemieckich oraz Niklas Dorsch z Augsburga i Mikkel Kaufmann z Unionu Berlin – wielu kibicom te nazwiska pewnie nic nie mówią i raczej trudno o zdziwienie. FCH ma aktualnie trzecią najniżej wycenianą kadrę w Bundeslidze, a słabsi pod tym względem są tylko beniaminkowie.
Chelsea jako nagroda
Tym większym szokiem jest to, jak znakomicie Heidenheim weszło w nowy sezon. Oprócz dwóch wygranych w Bundeslidze wygrało też w 1. rundzie Pucharu Niemiec, pokonując w dwumeczu BK Hacken i awansowało do fazy ligowej Ligi Konferencji, gdzie między innymi – tu kolejna nagroda – przyjmie europejskiego giganta, jakim – mimo wszystko – jest Chelsea. Wiadomo, że passa ubiegłorocznego beniaminka nie będzie trwać wieczne, ale takie mentalne zastrzyki na inaugurację potrafią czynić cuda. Faktem jednak jest, że do tej pory Heidenheim mierzyło się ze słabymi rywalami. Teraz zaś przyjdzie jej udać się do Dortmundu. Ekipie Schmidta ten stadion dobrze się kojarzy. W poprzednim sezonie zdobyła tam swój pierwszy w historii punkt w Bundeslidze! W rewanżu także był remis, więc... Heidenheim jeszcze nigdy w historii nie przegrało z Borussią!
Rozsądek trenera
– Po tym meczu nadal chcemy być liderem – zapewnia podstawowy obrońca FCH Patrick Mainka, ale Frank Schmidt tonuje nastroje: – Miło byłoby, gdybyście mówili, że to Heidenheim jedzie do Dortmundu, a nie lider. Po dwóch kolejkach nie patrzę na tabelę – zaznaczył rozsądnie. Nie można bowiem wykluczać, że teraz Heidenheim... zanotuje długą serię bez wygranej, choć najtrudniejszy terminarz czeka go zdecydowanie pod koniec rundy. Do tej pory powinno uzbierać jeszcze trochę „oczek”, by uspokoić swoje położenie. A trzeba zaznaczyć, że Borussia jak na razie swoją grą zdecydowanie nie przekonuje...
Piotr Tubacki