Liczy się tylko (dobry) wynik
Z DRUGIEJ STRONY - Michał Zichlarz
Teraz jednak przestawiamy wajchę i zajmujemy się reprezentacją, przed którą decydujące boje w eliminacjach do amerykańskich mistrzostw świata w przyszłym roku. W czwartek gramy w Rotterdamie z Holandią, a w niedzielę 7 września na Stadionie Śląskim z Finlandią. Jeśli marzymy o występach wśród najlepszych, to musimy zapunktować, najlepiej w obu meczach i nie myślimy o remisach. Wiadomo, z Oranje – zdecydowanym faworytem grupy G – będzie bardzo ciężko wygrać, ale przecież nie można nastawiać się z góry na porażkę! Chcesz grać z najlepszymi, to ogrywaj ich także na ich terenie. Mamy nadzieję, że kadrowicze z takim nastawieniem przyjadą do Katowic na zgrupowanie reprezentacji. Jeśli nie, to nie mamy czego szukać. Mentalność naszych zawodników to jest coś, co powinno ulec zmianie. Jak sami nie będą chcieli, to na nic zdadzą się marzenia o wyjeździe za Ocean w 2026 roku. Zagraliśmy na mistrzostwach świata w Rosji w 2018, w Katarze cztery lata później i dobrze byłoby, gdybyśmy znaleźli się także w turnieju w Ameryce Północnej, gdzie na razie prawo gry - oprócz gospodarzy, czyli USA, Kanady i Meksyku - wywalczyły sobie reprezentacje 10 państw. Sześć ze strefy azjatyckiej: Australia, Iran, Japonia, Korea Południowa i dwójka debiutantów Jordania i Uzbekistan. Ponadto awans zapewniły sobie Nowa Zelandia z Oceanii oraz Argentyna, Brazylia i Ekwador z Ameryki Południowej. Do zabukowania jeszcze sporo, bo aż 35 miejsc. Oby jedno z nich było dla nas!
Teraz czas na debiutanckie zgrupowanie selekcjonera Jana Urbana, byłego świetnego reprezentanta Polski, który grał na mundialu - w Meksyku w 1986 roku. Wie jak smakuje gra wśród najlepszych, wie jak pracować z piłkarzami, bo z niejednego futbolowego pieca jadł chleb.
Tego, że poradzi sobie z wszystkimi niesnaskami, nieporozumieniami, dąsami kadrowiczów, jestem pewien. Nie z takimi kozakami jak Kamil Grabara dawał sobie radę. Nie takie konflikty, jak ten na linii Robert Lewandowski vs reszta zawodników rozwiązywał. To sprawa drugorzędna. Podobnie zresztą jak powołania, w nich zaskoczeń nie ma, bo na wiele nazwisk, które są teraz w kadrze, wskazywaliśmy w ostatnich tygodniach w „Sporcie”, a i sam selekcjoner między wierszami wspominał o kilku zawodnikach, których teraz powołał. Tak naprawdę liczy się tylko to, jaki wynik będzie po 90 minutach meczu w Rotterdamie i trzy dni później w Chorzowie. Jeśli będą korzystne, to będzie dobra atmosfera. Jeśli nie, to dalej będziemy się kręcić wokół własnego ogona… Oby tak nie było i oby wreszcie nasi futbolowi reprezentanci, jak koszykarze w czwartek w Spodku, dali nam i sobie powody do radości!
