Rafał Gikiewicz wiosną godnie zastąpił między słupkami Henricha Rivasa. Fot. Tomasz Folta/PressFocus


Lepiej niż rok temu

Silnymi punktami łodzian byli obaj bramkarze - jesienią Henrich Ravas, wiosną - Rafał Gikiewicz.


WIDZEW ŁÓDŹ

Zdobyliśmy więcej punktów niż rok temu i zajęliśmy wyższe miejsce w tabeli” – cieszył się na posezonowym spotkaniu z kibicami prezes Widzewa Michał Rydz. Faktycznie - było 12. miejsce, teraz jest dziewiąte, ale poprzeczka ustawiona była bardzo nisko: to najlepsza lokata zespołu w ekstraklasie od 2003 roku. Żaden kibic Widzewa mający mniej niż 30 lat nie może z natury rzeczy pamiętać ostatnich ligowych sukcesów tej drużyny (wicemistrzostwo w 1999 roku) i występów w europejskiej rywalizacji. Pierwsza ćwiartka XXI stulecia to najczarniejszy okres w historii, porównywalny tylko z latami pięćdziesiątymi wieku ubiegłego, gdy przyszło grać w ówczesnej klasie A. Trybuny zapełniają całe pokolenia kibiców, którzy o sukcesach swojej drużyny dowiedzieć się mogą tylko w klubowym muzeum albo z historycznych wydawnictw.

Było już paru szarlatanów, którzy zapowiadali Ligę Mistrzów w ciągu kilku lat. Teraz jednak buduje się zespół bez szumnych zapowiedzi i nie stawia nierealnych zadań. Stabilizacja finansowa i organizacyjna to na tym etapie ważniejsze osiągnięcie niż kilka punktów więcej, chociaż i sportowo awans „do Europy” był blisko. Dla kibiców Widzewa oczywiste jest przecież, że to ich drużyna powinna grać w finale Pucharu Polski z Pogonią, a nie Wisła, z którą Widzew przegrał 1:2 po dramatycznej, pełnej kontrowersji dogrywce.

Jeszcze wyżej ocenić trzeba tegoroczną wiosnę Widzewa, zwłaszcza gdy porówna się ją z ubiegłorocznymi „wyczynami”, gdy drużyna przegrywała seryjnie u siebie. Tym razem bilans meczów na własnym boisku jest dodatni: 9 zwycięstw, 1 remis, 7 porażek, chociaż w dalszym ciągu nie upoważnia on do stwierdzenia, że wypełniony na każdym meczu w stu procentach stadion jest twierdzą nie do zdobycia. U siebie Widzew przegrywał jednak głównie z drużynami z czołówki, chociaż porażki 0:3 z Radomiakiem i 0:1 z Wartą należałoby wstydliwie ukryć w odmętach ligowych tabel. Lepiej przypomnieć te mecze, którymi można się pochwalić: 1:0 z Legią, 3:1 z Górnikiem, 1:0 i 2:0 w derbach z ŁKS-em, 3:1 z Lechem w Poznaniu, 2:1 i 3:2 w „meczach przyjaźni” z Ruchem. Choć „górna połowa tabeli” brzmi efektownie, to bliższe prawdy jest stwierdzenie, że Widzew został wicemistrzem „grupy spadkowej”, bo pierwsza siódemka była poza zasięgiem, ale już mecz o 8. miejsce z Zagłębiem Widzew przegrał w domu z kretesem 1:3.

Atuty Widzewa w defensywie to pewny bramkarz (jesienią Henrich Ravas, wiosną Rafał Gikiewicz), a w środku pola i z przodu – Jordi Sanchez, Imad Rondić (razem 13 goli środkowych napastników) oraz Fran Alvarez, Marek Hanousek i Bartłomiej Pawłowski, który faktycznie zdobył 9 bramek, ale oficjalne wykazy uparcie odbierają mu gola z meczu z Piastem w Gliwicach, obciążając wątpliwym „samobójem” gliwickiego bramkarza. Ewenementem jest 12 bramek zdobytych przez Widzew w 90 minucie i później! Żaden inny zespół ekstraklasy nie wyrwał tylu punktów w doliczonym czasie.

Ostatnią bramkę w sezonie zdobył, oczywiście w 93 minucie meczu w Radomiu, Dominik Kun, który po czterech latach gry w Łodzi (136 oficjalnych występów) opuszcza klub. Ostatnio coraz rzadziej wychodził w podstawowej jedenastce, ale niezależnie od efektów swojej gry uwielbiany był przez kibiców za ambicję i walkę. Trenerzy mają swoje racje, kibicom trudno będzie jednak zrozumieć, że zastąpić ma go teraz na przykład anonimowy dla nich Jakub Łukowski z Korony. Obrońca Serafin Szota odszedł do Śląska.

Wojciech Filipiak


STRZELCY (45)

9 - Pawłowski, 8 - Sanchez, 6 - Alvarez, 5 - Rondić, 3 – Ciganiks, Klimek, 2 – Nunes, Żyro, 1 - Stępiński, Terpiłowski, Ibiza, Diliberto, Silva, Kun; [samobójczy:] Jugas (Cracovia).


PLUS

NIEKWESTIONOWANY LIDER

Kapitan drużyny Bartłomiej Pawłowski był mentalnym i fizycznym liderem zespołu. Szkoda, że jesienią może nie grać, bo zanosi się na dłuższe leczenie kontuzji.


MINUS

LOTERIA W OBRONIE

Duża rotacja w obronie, spowodowana nie tyle kontuzjami, co niestabilną formą zawodników. W tej linii wystąpiło aż dziesięciu piłkarzy, trudno było więc o utrwalenie stałych wariantów taktycznych.