Lekcja pokory
„Miedziowi” przerwali w Zabrzu fatalną serię sześciu porażek, powstrzymując powoli rozpędzającego się Górnika.
Pierwsza połowa była szybka i wyrównana. Górnik przez jej większość prowadził - wyjątek stanowił gol na 8:9 w 16 minucie - lecz nie potrafił odskoczyć od „Miedziowych” na więcej niż 2-3 bramki. Tak było chociażby w samej końcówce, gdy po prostych błędach goście zdobyli dwie bramki, niwelując straty do trafienia. Mało tego, miejscowi nie potrafili „podkręcić” wyniku, choć dobrze bronili Kacper Ligarzewski i po przerwie Piotr Wyszomirski.
W składzie Górnika po czterech meczach karencji pojawił się Lukas Morkowski i było to niezłe spotkanie spragnionego gry czeskiego środkowego, który nie popadł w dziwny marazm, jak jego koledzy w okolicy 40 minuty. - Jeżeli Górnik miał dołek, to nie wiem jak nazwać to, w co my wpadliśmy po dobrym początku rozgrywek - zastanawiał się były skrzydłowy Górnika Jan Czuwara i już spokojnie komentował: - W ostatnich meczach źle zaczynaliśmy. Przegrywaliśmy pięcioma, siedmioma bramkami, a w Zabrzu dobrze weszliśmy w spotkanie i do końca graliśmy konsekwentnie. Byliśmy zespołem na parkiecie i to było widać, choć cały mecz był na styku. Zadecydowała nasza lepsza postawa w ataku. Bardzo jesteśmy zadowoleni, bo z mocnym mimo wszystko Górnikiem zdobyliśmy ważne punkty. Nie ma mowy o zmęczeniu. Jest radość i dalej będziemy cisnąć!
Na początku drugiej odsłony kapitalnymi interwencjami popisał się „Wyszu”, ale jego koledzy gubili piłkę lub nie rzucali „setek”. Goście więc szybko wyszli na dwubramkowe prowadzenie i dopiero wtedy niemoc strzelecką gospodarzy przełamał Morkowski. Do 45 minuty znów oglądaliśmy mecz, w którym bramka padała za bramkę (25:25). I w tym newralgicznym momencie spotkania „Trójkolorowym” jakby odcięło prąd. Nic im nie wychodziło, ani z przodu, ani z tyłu, przerwy na żądanie szkoleniowca też nic nie dawały. Gdy Piotr Krępa nie wykorzystał rzutu karnego, „Miedziowi” odjechali na 3 gole, a nawet - na 180 sekund przed syreną - na 4. To oznaczało, że punktów zabrzanie będą musieli szukać w innych meczach. - To były bardzo wyrównane zawody, ale Zagłębie było skuteczniejsze w końcówce - przyznawał Krępa. - Nam zabrakło tego czegoś, ale nie wiem dlaczego. Na pewno brakowało też Adama Wąsowskiego, bo nawet gdy nasz kapitan jest na ławce, to potrafi w nas coś wyzwolić. Jesteśmy w złej sytuacji. Teraz każdy punkt jest na wagę złota.
Może i na wagę złota, tylko że wydaje się, że trzecią ekipę poprzedniego sezonu czeka teraz mission impossibile, bo w tym roku do rozegrania pozostały jeszcze trzy mecze, a w nich przyjdzie im się zmierzyć z galaktycznymi jak na polskie realia siódemkami z Płocka i Kielc. - Wystarczy spojrzeć na tablicę i zobaczyć, ile bramek straciliśmy - analizował trener Miszka. - Gratulacje dla Zagłębia, ale ono przyjechało do nas w mocno okrojonym składzie. My mieliśmy rotacje, mogliśmy narzucać tempo, a tego nie robiliśmy. Nie było widać nerwu w naszej grze i o to mam żal. Brakowało Adama, ale to nie może być usprawiedliwieniem, bo jak jesteś słabszy, czy masz słabszy dzień, to zwycięstwo musisz wyszarpać z parkietu. Musimy otworzyć szeroko oczy, bo dostaliśmy dzisiaj lekcję pokory.
Dodajmy jeszcze, że MVP spotkania został Dmytro Artemenko, autor siedmiu trafień dla Górnika.
Zbigniew Cieńciała
GÓRNIK: Ligarzewski, Wyszomirski - Szyszko 3, Ivanović 4, Krawczyk 2, Ilczenko 3, Racotea 2, Artemenko 7, Morkowski 5, Minocki, Krępa 2/2, Pinda, Komarzewski, Czerkaszczenko 1, Bogacz. Kary: 12 min. Trener Arkadiusz MISZKA.
ZAGŁĘBIE: Schodowski, Byczek - Krysiak 7/3, Krupa 3, Dudkowski 4, S. Gębala 4, Kałużny 1, Michalak 1, Czuwara 7, Jarosz, Kozłowski 2, Pulit 3. Kary: 4 min. Trener Jarosław HIPNER.