Lekcja bezpieczeństwa. Wciąż niczego się nie nauczyliśmy

Lekcja bezpieczeństwa. Wciąż niczego się nie nauczyliśmy

Szybko, szybko, na szkolenie! Jak nie weźmiecie udziału w szkoleniu z bezpieczeństwa, nie polecicie do Paryża!

KOMENTARZ SPORTU

Szybko, szybko, na szkolenie! Jak nie weźmiecie udziału w szkoleniu z bezpieczeństwa, nie polecicie do Paryża! – przez kilka minut przedstawiciele PKOl-u uparcie straszyli i zaganiali sportowców-olimpijczyków po uroczystości ślubowania.

Wcześniej atmosfera była podniosła. Wśród obecnych gwiazdy polskiego sportu i jego byłe znakomitości, jak choćby Teresa Sukniewicz czy Andrzej Supron. Do tego ambasador Francji, minister sportu i turystyki, szef Polskiego Komitetu Olimpijskiego, najbliżsi sportowców, dziennikarze i łowcy autografów. Władza, herosi, kronikarze i lud – wszyscy zjednoczeni i podekscytowani piękną ideą.

Każdy, kto w czwartkowe popołudnie miał ochotę wejść do Centrum Olimpijskiego, mógł to zrobić bez najmniejszego problemu. W foyer było momentami tak tłoczno, że trudno było się przecisnąć. Obok olimpijczyków, ustawiających się w ogonku po olimpijskie gadżety jednego ze sponsorów, swobodnie przechadzał się kto chciał. Można było wręcz otrzeć się o swoich idoli, zdobyć podpis, zrobić fotkę. Impreza frontem otwarta była do wszystkich…

- Czy ktoś tu w ogóle kogoś pilnuje, sprawdza? Każdy może przyjść i sobie tak po prostu wejść?! – nerwowo rozglądał się Paweł Fajdek, chłop na schwał, pięciokrotny mistrz świata i brązowy medalista olimpijski z Tokio w rzucie młotem.

Faktycznie, trudno było uświadczyć widoku jakiejkolwiek ochrony; żadnej weryfikacji nie podlegali nie tylko dziennikarze, nikt też nie prześwietlał choćby wnoszonych torb czy plecaków. Może i chwalebne, że współcześni bohaterowie sportowych aren są dostępni na wyciągnięcie ręki, tacy sami jak inni śmiertelnicy. Ale jakże to naiwne i nieodpowiedzialne.

Wszystko to w czasie, gdy uwaga świata koncentruje się na igrzyskach, a jednocześnie w trakcie wielkich napięć politycznych, zbrojnej napaści Rosji na Ukrainę, wojny izraelsko-palestyńskiej, nie wspominając o wielu „lokalnych” konfliktach. Żyjemy w bardzo niebezpiecznych czasach i nie brak takich, którzy za wszelką cenę chcą zwrócić na siebie uwagę świata. Aż strach pomyśleć, co mogłoby się stać, gdyby w tłumie w siedzibie PKOl-u znalazł się jakiś obłąkany szaleniec…

Tymczasem w Paryżu właśnie na dwa lata więzienia skazano 19-latka podejrzanego o sympatie neonazistowskie, który w internecie nawoływał do przemocy i atakowania sztafety z ogniem olimpijskim. Cała Francja jest niemal postawiona na baczność, ulice patrolują dziesiątki tysięcy policjantów, żandarmów i żołnierzy. Pamięć terrorystycznych zamachów jest tam bardzo żywa. A igrzyska rodzą szczególne zagrożenia.

Ktoś może się śmiać albo bagatelizować – jest wiele więcej ważnych punktów na mapie Europy niż Polska, gdzie atak terrorystyczny miałby sens i zyskał o wiele większy rozgłos. To bardzo złudne poczucie, bo terror szuka najsłabszych punktów, z reguły uderza tam, gdzie najmniej się tego spodziewać.

To, że w Polsce nie zostaliśmy dotknięci zamachami, wcale nie znaczy, że jesteśmy zieloną oazą świętego spokoju i nie budzimy zainteresowania ze strony tych, którzy chcą siać zniszczenie, ofiary i zamęt. Czy naprawdę musimy na własnej skórze przekonać się, jak straszne były doświadczenia w XXI wieku mieszkańców Nowego Jorku, Londynu, Madrytu czy Paryża, by dopiero wtedy zadbać o bezpieczeństwo swoich obywateli, zwłaszcza tych, którzy reprezentują nas w świecie?

Wciąż i wciąż niczego się nie uczymy, ale jeszcze jest czas, by się opamiętać. Dziś i jutro w Centrum Olimpijskim kolejne dwa ślubowania, sportowcy zapewne znów będą zaganiani do „szkolenia z bezpieczeństwa”. Ale może warto też pomyśleć o ich bezpieczeństwie tu i teraz?

Tomasz Mucha