Sport

Laptop tego nie przewidział

Nie ma już chyba trenerów, którzy traktują służbowy komputer jak podstawkę pod filiżankę kawy.

Andreu Arasa zdobył już pięć goli dla łódzkiego zespołu. Fot. Artur Kraszewski/PressFocus

ŁKS ŁÓDŹ

Wydaje się, że w komputerze wszystko można usystematyzować, policzyć i przewidzieć, z której strony boiska najłatwiej strzelić gola, w którym kierunku mają patrzeć obrońcy przy rzucie rożnym i z jaką częstotliwością na minutę strzela na bramkę najgroźniejszy napastnik. Osobom bez wykształcenia informatycznego trudno jest się jednak w tym połapać. Nie rozumiem na przykład, jak oblicza się wskaźnik xG (ang. expected goals, czyli oczekiwane gole), którym tak ekscytują się komentatorzy podczas transmisji telewizyjnych. Ma on podobno określać prawdopodobieństwo zdobycia gola w konkretnej sytuacji.

Jeśli wszystko można policzyć i przewidzieć, to proszę, Szanowna Sztuczna Inteligencjo, powiedzieć, jak rozwiązać zagadkę gry ŁKS-u w ostatnich dwóch meczach. W spotkaniu z Pogonią Siedlce łodzianie mieli przygniatającą przewagę w posiadaniu piłki (60-40), oddali 22 strzały na bramkę, w tym osiem „w światło”. Mój osobisty komputer wewnętrzny podpowiadał mi, że było co najmniej 15 xG, a skończyło się na zaledwie dwóch trafieniach (ŁKS wygrał 2:0) i zwycięzców raczej krytykowano niż chwalono. Cztery dni później było odwrotnie: przewaga terytorialna Wisły była rekordowa (67-33, czyli mniej więcej tyle, co na przykład w meczu Niemcy – San Marino), krakowianie strzelali na łódzką bramkę 27 razy, mieli także więcej rzutów rożnych oraz wolnych i autów pod łódzką bramką. Wyszedł z tego… jeden gol, strzelony w ostatniej minucie. Jaki tu był wskaźnik xG i co on ma wspólnego z rzeczywistym obrazem gry? Wisła była kompletnie bezradna wobec „wysokiej obrony”, jak określił sposób gry swojej drużyny trener ŁKS Jakub Dziółka. Jego zespół kontrolował mecz i nikomu nie przyszło do głowy, by uznać, że zwycięstwo gospodarzy jest niezasłużone.

ŁKS strzałów oddał dokładnie sześć, w tym pięć celnych. Po przerwie najlepszym zawodnikiem był bramkarz Aleksander Bobek, którego wartość transferowa rośnie z każdą minutą kolejnego meczu. Andreu Arasa i Stefan Feiertag strzelili po kolejnym golu. Ten pierwszy ma już pięć bramek oraz… najwięcej fauli z całej drużyny (we wtorek dopisał aż sześć). Czy wygląda jednak na brutala? Trener Dziółka i odpowiedzialny za transfery wiceprezes Robert Graf tym razem wyciągnęli ze stosu niepotrzebnych kartoników akurat te dwa, który uzupełniły puzzle z obrazem drużyny.

Warto przypomnieć, że mecz z Wisłą miał się odbyć jeszcze w lipcu. Gdyby grano w terminie, ŁKS byłby po pierwszej kolejce wiceliderem (wyżej swój wygrał tylko Bruk-Bet – 3:0 z Wartą). ŁKS zaczął jednak od jednego punktu w czterech meczach, ale już niemal odrobił stratę i po pięciu kolejnych wygranych przymierza się teraz do meczu z liderem z Niecieczy. Jeszcze nie na szczycie, ale już blisko…

Zamieszanie z przekładaniem meczów spowodowało niezwykłe zakłócenie dokumentacyjne. Debiutujący w piątek w drużynie, a we wtorek grający – jak reszta kolegów z obrony bezbłędnie – w podstawowym składzie Łukasz Wiech rozegrał w dziewięciu kolejkach… już 10 meczów w tym sezonie. Grał bowiem we wszystkich ośmiu meczach Znicza przed przejściem do ŁKS-u, bo klub z Pruszkowa żadnego spotkania nie przekładał. „Słupki” w posezonowych zestawieniach nie będą się zgadzać i my już wiemy dlaczego.

Sobotni mecz Bruk-Bet – ŁKS w Niecieczy może stać się kluczowym wydarzeniem rundy jesiennej. Laptopa o wynik pytać nie będziemy.

Wojciech Filipiak