Lajkra
Z DRUGIEJ STRONY - Paweł Czado
Kto pamięta lata 90 w polskiej ekstraklasie, ten wie, że to była jazda bez trzymanki pod każdym względem, a niektórzy rozbisurmanieni działacze (konieczne jest podkreślić w tym miejscu, że nie wszyscy) często przypominali… drużynę Kmicica z sienkiewiczowskiego „Potopu”, strzelającą do obrazów przodków Oleńki Billewiczówny podczas pijatyki w Wołmontowiczach. Rekuć-Leliwa, Kulwiec-Hippocentaurus, Kokosiński, Uhlik czy Zend... Cóż to były za słodziaki, jakież wyraziste warchoły! Jestem przy tym przekonany, że mogliby znaleźć... odpowiedników futbolowych kilkaset lat później.
Wiadomo jednak, że w XXI wieku nasza ekstraklasa zaczęła się normalizować, uczłowieczać, wygładzać, rozwijać, profesjonalizować... Zaczęła mi się wręcz jawić jako zdyszana, roześmiana Cindy Crawford w stroju kąpielowym z lajkry, obściskująca się z Naomi Campbell. Czyli: kultura, uśmiech, powab, ogień…
Myślałem, że symbolicznych, ligowych „pijatyk” w Wołmontowiczach już nie będzie… A jednak! Dzięki zaostrzeniu stosunków na linii Gdynia – Zabrze znów mogę poczuć się jak za dobrych, starych czasów! Zacząłem nawet rozglądać się za czipsami, które dawno temu zarzuciłem… Los sprawia bowiem, że obie drużyny zetrą się teraz dwukrotnie – najpierw w czwartek w Pucharze Polski w Gdyni, a potem w niedzielę, tym razem już w lidze. Nie będzie jednak wielką przesadą stwierdzenie, że ten mecz już się zaczął, choć poza boiskiem.
Zaczęła Arka - głupio zaczepiając w mediach społecznościowych Lukasa Podolskiego, który w ostatnim meczu z Jagiellonią rzeczywiście, z niezrozumiałych względów, uderzył łokciem w twarz Oskara Pietuszewskiego. Głupio, bo tego typu zabawy i prowokacje nie przystoją klubom. Ta uszczypliwość była zupełnie niepotrzebna, podobnie zresztą jak gwałtowna, wręcz kuriozalna reakcja członka zarządu Górnika. Michała Siara, w emocjonalnym wystąpieniu na platformie X, odmówił rywalom udostępnienia boisk treningowych Górnika przed drugim meczem. Zdziwiłem się, pamiętając, że po meczu Górnika z Jagiellonią ten sam Siara podszedł do grupki dziennikarzy oczekujących na schodzących z boiska piłkarzy i gwałtownie gestykulując sugerował, żeby nie przesadzać z zachwytem nad wracającym na fotel lidera Górnikiem. Gestykulował przy tym żywiołowo jak żandarm z Saint Tropez, przez chwilę myślałem, że do Zabrza przyjechał Louis de Funes...
Wiadomo, że w emocjach traci się nerwy, ale zastanawiam się jednocześnie: na ile to zabawa w piaskownicy, a na ile jednak na zimno skalkulowane działanie z obu stron obliczone na wzmożenie zainteresowania meczem. Nie wiem, nie rozstrzygam. Tak czy inaczej – nerwy w takich wypadkach łatwiej jednak puszczają potem na boisku, niektórzy będą teraz tego wręcz oczekiwać… A przy ryku trybun łatwo zaliczyć wprawdzie nie kulkę z XVII-wiecznego arkebuzu, ale już ślad korka na udzie – z pewnością… Mam jednak wielką nadzieję, że polowania na kości (kogokolwiek) nie będzie, że wszyscy wyjdą z tego cali i zdrowi.
Prawda taka, że kiedy pokazujesz nerwy, łatwiej ci dopiec, łatwiej dogryźć. Dla mnie więc kozactwo najwyższego sortu to niereagowanie na zaczepki poza boiskiem przed meczem, zwycięstwo 5:0 i... niereagowanie na zaczepki poza boiskiem po meczu. Odpowiadanie w profesjonalny sposób, z wyrażającym obojętność wzruszeniem ramionami, czyli golami, robi na mnie wrażenie. A awanturka zabrzańsko-gdyńska uzmysławia mi dobitnie, że nie marzę już o powrocie do szaleńczych lat 90. Nie chcę się już bawić się mokrym piaskiem.
Lajkra jest lepsza.
