Kale Valtola toczył wiele indywidualnych pojedynków z Markiem Viitanenem. Fot. Łukasz Sobala/PressFocus.pl


Kwartet zmotywowany

Mistrz Polski, jako jeden z pięciu w Europie, otrzymał zaproszenie do występów w Lidze Mistrzów. 

 

Po dwumeczach w Katowicach i Oświęcimiu pora na dwie potyczki w Tychach oraz w Jastrzębiu-Zdroju. Stan rywalizacji jest remisowy i wydaje się, że po kolejnych starciach może być podobny. Potencjał tego doborowego kwartetu jest podobny i w play offie nie można się spodziewać wielu goli, a ponadto każdy z zespołów ma tęgich fachowców między słupkami.

 

Odrobina szczęścia

Po spotkaniach w Katowicach hokeiści GKS-u i JKH GKS-u mocno kręcili nosami i nie byli z siebie zadowoleni. Jedni i drudzy narzekali na błędy jakie popełnili w czasie gry.

- Ich nie unikniemy, bo przecież meczom towarzyszy presją i są niesłychane emocje - wpada w słowo dyrektor sportowy JKH GKS-u Jastrzębie, Leszek Laszkiewicz. - Sęk w tym, że błędy trzeba ograniczyć do minimum. W pierwszy meczu udało nam się wykorzystać potknięcie przeciwnika, ale w drugim nam się zrewanżował. Pewnie tak będzie do samego końca tej rywalizacji i wydaje się, że będzie się toczyła do ostatniego meczu. W rewanżu GKS posiadał przewagę, ale gdybyśmy wykorzystali przy stanie 1:1 sytuacje Marcina Kolusza i Dominika Jarosza, to dzisiaj mówiłbym w innym tonie. W każdej potyczce potrzebna jest odrobina szczęścia. Oczywiście, że dwa zwycięstwa sprawiłyby, że mielibyśmy niemal komfortową sytuację. Na razie koncentrujemy się dzisiejszym meczu. Spodziewam się walki od początku do końca i nie wykluczam dogrywki czy nawet rzutów karnych.

- W Katowicach pokazaliśmy się z niezłej strony, ale to nie był szczyt naszych możliwości - mocno podkreśla kapitan jastrzębian, Maciej Urbanowicz. - Znamy się doskonale i o żadnym zaskoczeniu nie może być mowy. Trzeba czyhać na najdrobniejsze potknięcie rywali i je wykorzystać. Najważniejsze, by strzelić gola jako pierwsi, bo wtedy drużyna jeszcze bardziej się mobilizuje.

- Uważam, że w obu meczach mieliśmy przewagę, ale jednak nie do końca kontrolowaliśmy przebieg wydarzeń i przytrafiła się nieoczekiwana porażka - mówił obrońca GKS-u, Jakub Wanacki. - W moim przekonaniu, jesteśmy zespołem bardziej wyrównanym i ten element może mieć największe znaczenie w końcowym rozrachunku. Jednak nie wybiegam w przyszłość, lecz skupiam się na tym, co nas czeka dzisiaj. Droga do finału jest daleka.

Na twarzy Bartosza Fraszki pojawiły się szwy i w kasku zamontowano kratę ochraniającą. Jego występ stanął pod znakiem, bowiem napastnik przechodził jeszcze dodatkowe badania. Ta absencja byłaby poważną stratą.


Klucz w defensywie

Spotkania Tychów i Oświęcimia od zawsze były wyrównane i emocjonujące. Często o wygranej decydowało tylko jedno lub dwa trafienia. W pierwszym meczu GKS wygrał 2:0, wykorzystując dwa osłabienia rywali, ale w drugim przegrał nieoczekiwanie wysoko 2:5.

- Nie należy się spodziewać takiej ilość bramek w kolejnych spotkaniach - uśmiecha się napastnik Re-Plastu Unii, Kamil Sadłocha, który w rewanżu zajął miejsce Andrija Densykina w pierwszym ataku i ten manewr przyniósł wymierne korzyści. - Tak się ułożył mecz, ale mecze w play offie wygrywa się defensywą. W rewanżu zagraliśmy konsekwentnie, uważnie w obronie i mocno ograniczyliśmy możliwości naszych rywali. Solidnie zapracowaliśmy na to zwycięstwo, bo graliśmy zespołowo i to było najważniejsze. Fajnie byłoby to powtórzyć w wyjazdowych potyczkach, choć zdaję sobie sprawę, że będzie trudno.

W sezonie zasadniczym na sześć meczów (łącznie z półfinałem PP) GKS wygrał cztery i mówiło się o tyskim patencie na oświęcimian. - To tylko takie medialne doniesienia - mruży znacząco oko kapitan tyszan, Filip Komorski. - Chcieliśmy wygrać oba spotkania, ale zdołaliśmy tylko jedno, plan nie został więc wykonany. Przegraliśmy 2:5, bo zagraliśmy słabo, zwłaszcza od stanu 1:1, nie mieliśmy takiej energii jak dzień wcześniej. Wyciągnęliśmy wnioski i wiemy co zrobiliśmy źle. Przede wszystkim nie możemy pozostawiać rywalom dużo swobody, bo mieliśmy tego efekty w Oświęcimiu. Dobra gra defensywna całej drużyny może przynieść wymierne efekty. Spodziewałem się, że seria będzie długa, ale mecze u nas mogą wiele wyjaśnić. Trzeba pokazać charakter, dobre przygotowanie mentalne i może pojawi się znów uśmiech na twarzy.        

Miejsce rozgrywania meczów jak dotąd nie stawia gospodarzy w uprzywilejowanej pozycji, ale doping na tyskim lodowisku może być dodatkowym atutem. Wczoraj pojawiła się informacja, że mistrz Polski, jako jeden z pięciu w Europie, otrzymał zaproszenie do gry w Lidze Mistrzów. To dla wszystkich drużyn dodatkowy bodziec.

(sow)