Sport

Kuriozum w Gdyni

Wraz z końcem rundy z Arki odejdzie trener, którego zespół wygrał wszystkie mecze i stracił jednego gola w lidze.

Tomasz Grzegorczyk został potraktowany nie do końca sprawiedliwie. Fot. Piotr Matusewicz/Pressfocus

Gdyby zapytać przypadkowego człowieka na ulicy, co zrobiłby z trenerem, który nie przegrał żadnego spotkania, a zespół w lidze rozbił w ostatnim meczu rywala, to zapewne głosowałby za przedłużeniem umowy. Nawet jeżeli pełni on rolę „ratownika” po swoim niedawnym szefie. W takiej sytuacji postawiony został Tomasz Grzegorczyk. 43-latek świetnie radzi sobie w Gdyni. Arka, po zwolnieniu Wojciecha Łobodzińskiego, odżyła. Tylko jeden stracony gol w pięciu meczach zaplecza ekstraklasy przy samych zwycięstwach dość wyraźnie wskazywały, że zasłużył on na pracę jako pierwszy szkoleniowiec w mocnym kadrowo zespole pierwszej ligi. Rzeczywistość okazała się dla niego brutalna. Zastąpi go człowiek, który dostając w zasadzie „samograja”, wcześniej zaliczył fatalną wiosnę i stracił pracę.

Nie podołał wyzwaniu

Mowa tu oczywiście o Dawidzie Szwardze. Po odejściu Marka Papszuna został pierwszym szkoleniowcem mistrza Polski. Patrząc z jednej strony dostał trudne zadania, bo musiał wejść w buty poprzedniego trenera, cieszącego się wielkim uznaniem w Częstochowie. Z drugiej należy pamiętać o tym, że Szwarga dostał wszystkie możliwe narzędzia do tego, by osiągnąć sukces, jakim byłaby faza grupowa Ligi Mistrzów. Zespół miał na to szansę, jednak w decydującym dwumeczu zdecydowanie odstawał od Kopenhagi.

W lidze sytuacja wyglądała nieźle, jednak tylko po rundzie jesiennej. Wówczas Raków miał szanse nie tylko na podium, ale i tytuł mistrzowski. Wiosną jednak stracił animusz. Powoli, krok po kroku, przewaga częstochowian nad rywalami topniała. Ostatecznie Raków skończył sezon poza pucharami, a Szwarga stracił pracę pierwszego trenera. Otrzymał ofertę pracy jako asystent u trenera Papszuna, którą przyjął.

Kuriozalnie jednak wygląda sytuacja, w której asystent dostał szansę jako pierwszy trener, następnie został z tej pracy zwolniony, by później ponownie zostać asystentem. Wiadomo w zasadzie było od początku, że Szwarga przy pierwszej lepszej okazji, po tym jak zasmakował statusu pierwszego szkoleniowca, poszuka okazji, by przejąć kolejny zespół. Tak się właśnie stało, gdy przyszła oferta z Gdyni. 

Sprawiedliwe potraktowany?

Ta jest o tyle zaskakująca, że Arka spisuje się bardzo dobrze. Tomasz Grzegorczyk, niedawny asystent trenera Łobodzińskiego, radził sobie bez zarzutu.  Mimo to nie dostał szansy, by pokazać się z dobrej strony jako szkoleniowiec i spróbować awansować do ekstraklasy. – Zmiana sposobu pracy sztabu zauważalna na wielu polach i bardzo dobre wyniki Arki pod wodzą trenera Tomasza Grzegorczyka pozwoliły nam na spokojne przeprowadzenie rekrutacji. Liczymy, że dobra praca trenera Grzegorczyka z zespołem będzie kontynuowana, dlatego aktualny sztab poprowadzi drużynę do ostatniego meczu w tym roku – z ŁKS-em Łódź w grudniu – powiedział Veljko Nikitović, dyrektor sportowy Arki.

Nie wiadomo, jakie ustalenia były między stronami. Jeżeli jednak Grzegorczyk nie został poinformowany, że jest jedynie opcją tymczasową, to nie było to nazbyt dobre zachowanie wobec szkoleniowca. Była to dla niego szansa, by wyprowadzić Arkę na prostą. Szczególnie że ekipa z Gdyni zajmuje obecnie trzecie miejsce w tabeli. Wejście Szwargi do zespołu nie oznacza automatycznie, że sytuacja się polepszy. Niczego nie przesądzając, ewentualna utrata szansy na bezpośredni awans, a może i baraże, byłaby katastrofą dla gdynian, którzy od kilku lat walczą o powrót do ekstraklasy. Czy Dawid Szwarga to zagwarantuje?  

(ptom)