Kumulacja pecha
„Biała Gwiazda” nie może być zadowolona z końcówki roku. Na dłużej straci też defensywnego pomocnika Marca Carbo.
Marc Carbo straci zimowy okres przygotowawczy. Fot. Krzysztof Porębski/PressFocuss
Krakowska drużyna pierwszą część sezonu zakończyła na 7. miejscu. Trener Mariusz Jop przejął ją pod koniec września i zdobywa średnio 2 „oczka”, ale tylko jedno zwycięstwo w czterech ostatnich meczach sprawiło, że sytuacja w tabeli jest gorsza niż przy Reymonta zakładali.
Upadł i złamał nogę
Nikt nie ma prawa mówić o przegranym sezonie, bo czołowa szóstka jest na wyciągniecie ręki (2 punkty straty do Górnika Łęczna), jednak szanse na bezpośredni awans są obecnie małe. Na wiosnę Wisła będzie musiała gonić czołówkę i na początku na pewno nie pomoże jej Marc Carbo. Hiszpana, grającego na pozycji defensywnego pomocnika, bardzo wysokiego jak na średnią wzrostu drużyny, czekają co najmniej trzy miesiące przerwy. Pechowa okazała się dla niego wigilia piątku trzynastego, gdy nabawił się poważnej kontuzji po 22 minutach gry z Miedzią Legnica. Nie opuszczał boiska na noszach, ale szedł bardzo powoli, wspierając się na członkach sztabu. Kilkadziesiąt minut po spotkaniu pojechał do szpitala, wcześniej przeniesiony przez pracowników klubu do samochodu m.in. przez strefę wywiadów przy parkingu podziemnym. Nie miał wesołej miny, za to duży opatrunek z lodem na prawej kończynie. - Na pierwszy rzut oka nie wygląda to dobrze, więc zobaczymy - mówił zmartwiony trener Mariusz Jop.
Prezes Jarosław Królewski też sygnalizował, że problem może być poważny. W piątek po południu Wisła poinformowała o wynikach badań. Carbo doznał złamania w obrębie stawu skokowego. Sztab medyczny podjął leczenie nieoperacyjne, a przerwa zawodnika w grze szacowana jest na około trzy miesiące. - Za 7-10 dni Hiszpan przejdzie ponowne badania, po których zapadnie decyzja w sprawie kontynuacji leczenia zachowawczego bądź zabiegu - poinformował klub.
To oznacza, że Carbo straci zimowe przygotowania i nie będzie gotowy na start rundy wiosennej - niezależnie od ostatecznej formy leczenia. To spory cios dla zespołu, bo 30-latek rzadko kiedy grał słabo, przeważnie można było liczyć na jego odbiory w środku pola, wygrywane pojedynki powietrzne, dobre krycie piłki ciałem, przerzuty. Choć w kadrze „Białej Gwiazdy” jest kilku zawodników mogących zagrać na tej pozycji, tylko on jest wysoki (185 cm). A to ważny aspekt w fizycznej 1. lidze.
Wirus w szatni
Można było odnieść wrażenie, że na finiszu rundy jesiennej krakowianie płacili już za liczbę rozegranych meczów (29 od 11 lipca na trzech frontach) i ich forma powoli, ale spadała. Nie bez znaczenia była też sytuacja nie do przewidzenia, a konkretnie wirus, który „dopadł” sporą liczbę zawodników i członków sztabu między spotkaniami w Warszawie. Jop nie poruszał tego wątku przed Miedzią, ale - zgodnie z obietnicą - wrócił do niego po ostatnim gwizdku. - Cały zespół walczył z wirusem. Nabawiliśmy się go w Warszawie i już w drodze powrotnej kilku zawodników miało objawy. Myślę, że kilku już grało ten mecz piątkowy nie czując się optymalnie. Praktycznie cały sztab i duża część zespołu byli wyłączeni na dwa dni. To było coś, co nam jeszcze w tej końcówce się przytrafiło i na pewno nie pomogło nam w przygotowaniach ani do meczu piątkowego, ani do meczu czwartkowego - przyznał opiekun 13-krotnego mistrza kraju.
Michał Knura
438 TYSIĘCYosób oglądało ze stadionu domowe mecze Wisły w 2024 roku. Liczba byłaby jeszcze większa, gdyby nie bojkot zdecydowanej większości innych klubów i ich kibiców.