Sport

Kubeł zimnej wody

Piast był najdłużej niepokonaną drużyną w tym sezonie, ale meczem w Mielcu popsuł obraz z początku sezonu.

Piłkarze Piasta muszą jak najszybciej zapomnieć o meczu ze Stalą. Fot. Marta Badowska/PressFocus

PIAST GLIWICE

Jeśli któryś z kibiców Piasta do niedawna czuł, że w tym sezonie gliwiczanie mogą bić się o najwyższe lokaty i namieszać w czołówce, to po poniedziałkowym występie musiał zrewidować te przewidywania. Porażka w Mielcu obnażyła mankamenty zespołu z Okrzei.

A mogło być tak pięknie…

Wygrane letnie sparingi i udany początek sezonu, a zwłaszcza wygrane ze Śląskiem i Legią sprawiły, że balonik w Gliwicach nabrał trochę powietrza. Piast w tydzień miał dwie okazje, by zostać liderem ekstraklasy i obie zmarnował. Najpierw remisując u siebie z GKS-em Katowice 2:2, a w poniedziałek przegrywając w Mielcu ze Stalą 0:2. W obu meczach gliwiczanie byli faworytami, ale w obu błędy nie pozwoliły na większy dorobek punktowy. Jeżeli jeszcze w derbach z katowiczanami gospodarze wyglądali dobrze, byli nawet lepsi, to pozytywów po meczu w Mielcu praktycznie nie ma.

Kołdra za krótka?

Spotkanie ze Stalą pokazało to, co skrzętnie zespół trenera Aleksandara Vukovicia ukrywa, czyli jakościowo niezbyt szeroką kadrę. Wypadnięcie Jorge Feliksa i Fabiana Piaseckiego musiało odbić się na ataku Piasta. Sam Maciej Rosołek, pozbawiony wsparcia, nie jest w stanie nic zrobić. Problem ze skutecznym napastnikiem nadal istnieje. Po drugie wiara w indywidualne umiejętności młodego Michaela Ameyawa nie wystarczy do wygrywania meczów. Piłkarze Stali słusznie zwrócili szczególną uwagę na skrzydłowego, który nie miał już tyle swobody, co w poprzednich meczach. Słabiej zagrali też pomocnicy, co odbiło się na kontroli nad meczem i kreowaniem ofensywnych poczynań. Tihomir Kostadinow i Michał Chrapek byli praktycznie niewidoczni, a przecież to oni strzelali gole w Warszawie, które dały wygraną z Legią. Do tego Patryk Dziczek nie był tak skuteczny jak zwykle w odbiorze i w rozdzielaniu piłek. Brakowało przyspieszania gry i próby rozmontowania rosłych obrońców Stali. – Słabo to wyglądało… - rzucił pomocnik Grzegorz Tomasiewicz. - Nie zasłużyliśmy na wygraną - dodał bramkarz Frantiszek Plach.

Poniżej oczekiwań

Po raz kolejny defensorom Piasta przydarzyły się błędy, który kosztowały utratę bramki. Tomasz Huk nie trzymał linii, w efekcie czego zamiast spalonego, Stal strzeliła gola. Słowak w tamtej akcji grał już na swojej nominalnej pozycji. Stawianie go na lewej obronie też nie jest dobrym pomysłem, bo to nie jest po prostu jego pozycja. Igor Drapiński, czyli inny pomysł na lewego obrońcę, na razie zbiera doświadczenie i też nie jest pewnym punktem. Martwić mogą błędy doświadczonych już środkowych obrońców. Gdyby nie bramkarz Plach, to Stal strzeliłaby gola już po jednej, jedynej udanej akcji w pierwszej połowie. Nic więc dziwnego, że w ostatnim meczu gliwiczanie nie zasługiwali na zwycięstwo. - Myślę, że nie zagraliśmy na swoim optymalnym poziomie, który prezentowaliśmy w poprzednich meczach. Od początku tego sezonu to był nasz najsłabszy występ – słusznie zauważył Maciej Rosołek. - Moim zdaniem nie jest to drużynowo czy indywidualnie zadowalający występ. Ten mecz to kubeł zimnej wody. Musimy się zabrać do jeszcze większej pracy. Teraz trzeba odpowiednio zareagować i wygrać u siebie z Zagłębiem Lubin - podkreślał po meczu napastnik Piasta.

(KRIS)