Który to już raz?
Jesus Imaz (z lewej) zdobył swoją 7. bramkę w tym sezonie i uratował Jagiellonii punkt. Fot. Artur Reszko/PAP
Który to już raz?
Tym razem gol w 97 minucie sprawił, że Ruch ponownie nie zapisał na swoim koncie kompletu punktów.
Za chorzowianami kolejny mecz, który powinni wygrać, ale tak się nie stało i mają już 12 remisów w sezonie, w tym sześć na wyjeździe. Można mówić o pechu, jednakże kiedy ten pech staje się niemalże regularnością, przyczyn problemów należy upatrywać gdzie indziej.
Próby „Szczepandinho”
Gdyby mecz z Jagiellonią traktować jako pojedynczy przypadek - wyłączony z ogółu - Ruch zasłużyłby na ogromne pochwały. Lider ekstraklasy, który u siebie jest szalenie trudną do zatrzymania maszyną, tak naprawdę nie stworzył żadnego poważnego zagrożenia. W 12 minucie wprost w Dantego Stipicę trafił Jesus Imaz i to w sumie tyle, bo po pierwszym kwadransie „Duma Podlasia” wyraźnie wyhamowała. Patrząc po statystykach, obrona beniaminka jest jedną z najsłabszych w ekstraklasie, lecz pod wodzą „ofensywnego” trenera Janusza Niedźwiedzia na wiosnę spisuje się więcej niż przyzwoicie. Ruch znakomicie neutralizował zdecydowanie najlepszy atak ligi, tak że jego podstawowy napastnik, Afimico Pululu, nie wyszedł już nawet na drugą połowę. „Niebiescy” natomiast do szatni schodzili z prowadzeniem po rewelacyjnym trafieniu Daniela Szczepana. Akcję napędził Miłosz Kozak, zakładając przeciwnikowi „siatkę”. Potem z pewną dozą szczęścia piłka trafiła do Adama Vlkanovy, a ten podkreślił, że wcale nie tak dawno grał jeszcze w Lidze Mistrzów. Wykonał precyzyjny przerzut do „Szczepka”, który po wyczekaniu odpowiedniego momentu huknął z woleja, omal nie rozrywając białostockiej siatki! Na początku drugiej połowy autor już 8 trafień dla Ruchu w tym sezonie popisał się jeszcze efektowną przewrotką, chybiając nieznacznie, a w sieci można było znaleźć komentarz określający go po tej akcji... „Szczepandinho”. Faktycznie, trzeba przyznać, że jeden z liderów „Niebieskich” prezentował się znacznie lepiej niż tydzień wcześniej z Wartą.
W ostatniej akcji
Jagiellonia próbowała atakować, ale robiła to bardzo ociężale i niezgrabnie – jak nie ona. Oczywiście nie pomagało jej boisko, lecz ten argument można aktualnie usłyszeć na wielu stadionach w Polsce. Gdyby Ruch podwyższył prowadzenie – groźnie uderzył Szymon Szymański, nie najlepiej kontrę rozwiązał Łukasz Moneta, sfaulowany wychodząc na czystą pozycję był Wiktor Długosz – pewnie gospodarze już by nie odpowiedzieli. W końcowych minutach kilka razy kotłowało się w polu karnym „Niebieskich”, ale ci na ogół znakomicie ustawieni w świetle bramki nie dawali Stipicy wielu okazji do popisów. Wszystko wskazywało na to, że Ruch ogra beznadziejną „Jagę” i wygra po raz pierwszy od lipca, ale... w ostatniej doliczonej minucie po rożnym obrońcom urwał się Jesus Imaz. Oddał efektowne uderzenie z trudnej piłki i dał faworytowi ciężko wywalczony remis. Chorzowianie wyglądali, jakby się zaraz mieli załamać. Który to już raz w sezonie stracili punkty będące na wyciągnięcie ręki?
GŁOS TRENERÓW
Janusz NIEDŹWIEDŹ: - Podsumowaniem tego meczu jest cisza jaka panowała w szatni. Przyjechaliśmy jako drużyna z dużą stratą punktową do lidera, który w piłkę gra najlepiej w Polsce i neutralizowaliśmy go do 97 minuty. Cisza niedosytu jest w naszym przypadku bardzo duża. Wiele zespołów pokroiłoby się, żeby zdobyć punkt w Białymstoku, a nas on nie zadowala. To tylko pokazuje skalę przeobrażenia, jaką przeszedł ten zespół odkąd rozpoczęliśmy pracę. Wierzę, że grając tak dalej będziemy punktować i utrzymamy się w ekstraklasie.
Adrian SIEMIENIEC: - Dziękuję kibicom za wsparcie i gratuluję piłkarzom za walkę do końca. Nie był to najlepszy mecz w naszym wykonaniu i musimy wziąć za to odpowiedzialność. Nie zwieszamy jednak głów i pracujemy dalej, bo jeszcze wszystko przed nami. W środę mamy bardzo ważne spotkanie z Koroną w ćwierćfinale Pucharu Polski. Musimy się szybko zregenerować i odpowiednio do niego przygotować
Piotr Tubacki