Sport

Kto za Piesiewicza?

Radosław Piesiewicz przestaje być szefem Polskiego Związku Koszykówki. Pytanie kto go zastąpi jest kluczowe.

Łukasz Koszarek to jeden z najpoważniejszych kandydatów na stanowisko szefa PZKosz. Ma wielu zwolenników, ale przeciwników jego kandydatury też nie brakuje. Fot. Tomasz Kudala/PressFocus

Radosław Piesiewicz niepodzielnie rządzi w polskim baskecie od blisko sześciu lat. W styczniu 2018 roku Rada Nadzorcza Polskiej Ligi Koszykówki powołała go na stanowisko prezesa zarządu PLK, a dziesięć miesięcy później został szefem PZKosz. Otrzymał 63 głosy, a Jacek Jakubowski 27. W październiku 2022 roku Piesiewicz został wybrany szefem PZKosz na drugą kadencję. W tamtych wyborach nie miał kontrkandydata. Otrzymał 79 na 81 możliwych głosów. - Podczas walnego zebrania otrzymałem od państwa duży kredyt zaufania. Mam nadzieję, że kolejne cztery lata, które są przed nami, będą równie udane - powiedział wtedy do delegatów.

Od 2023 roku Piesiewicz łączył funkcję prezesa Polskiego Związku Koszykówki i szefa Polskiego Komitetu Olimpijskiego, jednak to ma się zmienić. - Na mój wniosek rozpisaliśmy wybory w Polskim Związku Koszykówki, ponieważ chcę się skupić na pracy na rzecz Polskiego Komitetu Olimpijskiego - powiedział Piesiewicz po posiedzeniu zarządu PKOl. Jego kadencja w PZKosz miała trwać do 2026 roku.

We wtorek wieczorem na stronie PZKosz pojawił się krótki komunikat. „Zarząd Polskiego Związku Koszykówki podjął uchwałę o zwołaniu Nadzwyczajnego Sprawozdawczo-Wyborczego Walnego zebrania delegatów PZKosz. Zebranie odbędzie się w dniu 21 października 2024 roku w Warszawie" - informuje związek.

Dlaczego Piesiewicz rezygnuje praktycznie bez walki? Przede wszystkim ten ruch był mu potrzebny, by ratować swoją sytuację w Polskim Komitecie Olimpijskim. Na wtorkowym posiedzeniu zarządu PKOl mógł ogłosić, że skupia się wyłącznie na tej pracy. Swoje zrobiła też presja klubów. Przecież w ostatnich tygodniach ze sponsorowania PKOl wycofywały się kolejne spółki Skarbu Państwa, a funkcjonowanie polskich klubów koszykarskich oparte jest m.in. na Orlenie, Enei czy Polskim Cukrze. Największe obawy dotyczą Orlenu, który jest sponsorem strategicznym związku, a także tytularnym w ekstraklasach kobiet i mężczyzn. Ponadto od 5 września w PZKosz trwa kontrola Krajowej Administracji Skarbowej. Wszystko to mocno osłabia wizerunek polskiego basketu. 

Odejście Piesiewicza jest zatem przesadzone, ale środowisko żyje pytaniem, kto go zastąpi. Na razie mówi się niemal wyłącznie o ludziach, którzy albo prezesami już byli, albo są blisko związani z odchodzącym szefem. Sport.pl pisze o trzech kluczowych kandydatach. W tej chwili jest ich trzech: Łukasz Koszarek, były kapitan reprezentacji Polski, obecnie prezes ligi, którego w kuluarowych rozmowach Piesiewicz wskazuje jako kandydata na szefa PZKosz, Grzegorz Bachański, wieloletni działacz, także były prezes PZKosz, a w tej chwili wiceprezes związku, oraz Jacek Jakubowski, były prezes PLK i sekretarz PZKosz. W kuluarach mówi się także o byłych szefach związku - Marku Pałusie i Romanie Ludwiczuku.

To wszystko jednak kandydaci, którzy wielkich zmian nie wprowadzą. Jest też jednak obóz opozycyjny, który chciałby dokonać przewrotu. Na jego czele stoi Marcin Gortat, chyba największy krytykant Piesiewicza.

W połowie sierpnia jeden ze swoich wpisów w mediach społecznościowych dotyczących Piesiewicza Gortat okrasił słowami: „Szkoda gadać. Osoba, która natychmiast powinna być usunięta z polskiego sportu dożywotnio!"

Również Maciej Lampe, drugi Polak w NBA, były reprezentant kraju mocno krytykuje Piesiewicza. - Mam z nim bardzo złe relacje. Nie powiem o nim nic pozytywnego. Niektórzy ludzie mówią, że on im pomógł, ale za to jakie ma podejście do sportu, w ogóle nie mam do niego szacunku, bo on nic nie wie o koszykówce. To się widzi od razu - mówił niedawno Lampe w szczerej rozmowie w ramach „Michał Winiarczyk Podcast”. - Ze mną ma problem. Jeżeli go spotkam, to mu pokażę, raz, dwa, trzy. To jak ze mną postąpił nie było „correct” - dodał.

Jest bardzo prawdopodobne, że „grupa Gortata”, która ma wielu zwolenników, w październikowych wyborach wystawi swojego kandydata. Spekuluje się, że może to być kobieta. Kosz żeński jest bardzo słabo reprezentowany we władzach, kobieta nigdy nie była szefem związku. Orlen Basket Liga Kobiet pozostaje w cieniu męskiej, jest traktowana po macoszemu. Przykładem może być chociażby niespodziewane i drastyczne skrócenie ostatnich rozgrywek, które ośmieszyło kobiecą ekstraklasę. Play off skrócono do dwóch tygodni, a pojedynki finału zamknęły się w... trzech dniach. Mężczyzna czy kobieta? Wyzwania przed nowym szefem są spore.

 (pp)