Piłkarzom Zagłębia Sosnowiec (z lewej Gabriel Kirejczyk) często brakuje odwagi i determinacji, by pokonać przeciwnika. Fot. Mateusz Sobczak/PressFocus


Kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa

Zagłębie Sosnowiec w końcu przełamało strzelecką niemoc, ale wciąż czeka na ligową wygraną.

 

Gdyby sytuacja sosnowiczan w tabeli była odmienna od obecnej, to po meczu z Odrą Opole zremisowanym 1:1 piłkarze Zagłębia mogliby przyjąć punkt z satysfakcją. Niestety, zespół Aleksandra Chackiewicza okupuje ostatnią lokatę w tabeli i remis w takiej sytuacji nie może dawać powodów do radości mimo, że był to bezsprzecznie najlepszy występ Zagłębia w tym roku. Gospodarze przegrywali po kuriozalnym golu samobójczym Maksymiliana Rozwandowicza. W tym przypadku zawiodła komunikacja w szeregach sosnowieckiej defensywy. Sosnowiczanie, którzy prowadzili grę, w końcu dopięli swego i strzelili wyrównującą bramkę, a gdyby byli bardziej odważni i zdeterminowani to niewykluczone, że w końcu zeszliby z boiska z kompletem punktów. Szkoleniowiec Zagłębia, który lubi zaskakiwać teoriami nie zawsze mającymi odzwierciedlenie w rzeczywistości, dopatrzył się w niepowodzeniu zespołu jeszcze roli arbitra… - Kontrolujemy mecz, chcemy trzymać wysoką intensywność gry, ale sędzia nam przeszkadza. Dużo walki na boisku. To jest piłka, a nie balet. Kiedy przeciwnik nie chce przegrać meczu, zawsze lepiej jest mu się bronić. Jeśli chodzi o naszą drużynę, to nie mam do nikogo zastrzeżeń. Kibice nam dzisiaj podziękowali, bo było widać walkę na boisku. Kibica nie oszukasz i jeśli drużyna się stara i gra w piłkę, to widać – mówił po ostatnim meczu trener Zagłębia.


Na razie jednak mimo dobrej miny nie widać horyzontów na poprawę sytuacji Zagłębia w ligowej tabeli, a tymczasem przed ekipą z Sosnowca wyjazd do lidera z Gdańska. Co ciekawe, Lechia to jedyny zespół, z którym w tym sezonie sosnowiczanie potrafili wygrać na własnym boisku. Na początku września zespół prowadzony wówczas przez Artura Derbina pokonał team z Wybrzeża 5:2 i wydawało się, że po słabym początku ligi Zagłębie weszło na właściwe tory. Potem była jeszcze wyjazdowa wygrana w Katowicach i od tamtej pory rozpoczęła się równia pochyła, która, niestety dla fanów klubu z Sosnowca, trwa do dziś.


Zagłębie nie wygrało 15 kolejnych gier i już tylko dwa mecze bez zwycięstwa dzielą zasłużony klub od wyrównania niechlubnego rekordu z sezonu 1990/1991. Wówczas w ekstraklasie sosnowiczanie miesiącami nie punktowali, ale ostatecznie udało im się zachować ligowy byt w barażu, który miał miejsce w związku z reformą ligi.


Teraz sosnowiczan może uratować już tylko cud, ale żeby i on się ziścił, piłkarze muszą zacząć przynajmniej ryzykować na boisku, bo z perspektywy ich sytuacji w tabeli nie ma znaczenia czy przyjdzie im przegrać 0:1 czy 0:4, a bez podjęcia ryzyka i narzucenia swojego stylu o wygraną, a co za tym idzie punkty, będzie niezwykle ciężko. Gra na alibi i brak wzięcia ciężaru gry na siebie sprawi, że nie dość, że Zagłębie spadnie, to jeszcze zrobi to w stylu godnym pożałowania, a cytując trenera Chackiewicza przecież do końca sezonu pozostało jeszcze trochę spotkań. W sumie z boiska można zgarnąć 30 punktów. Trzeba jednak chcieć to zrobić, bo same na koncie się nie zapiszą…

Krzysztof Polaczkiewicz