Napastnik Zagłębia Sosnowiec Kamil Biliński (z lewej) już nie świeci pełnym blaskiem. Fot. Łukasz Laskowski/PressFocus


Kto da sygnał do ataku?

W Zagłębiu Sosnowiec brakuje lidera z prawdziwego zdarzenia.

 

Pierwszy mecz rundy wiosennej ze Zniczem Pruszków, przegrany przez Zagłębie 0:1 pokazał, że w ekipie z Sosnowca brakuje lidera, przywódcy, który kolokwialnie mówiąc „pociągnie wózek”. Kogoś kto weźmie na siebie ciężar gry i odpowiedzialności, da sygnał do ataku.


W niedzielę przed ekipą Aleksandra Chackiewicza pierwszy w tym roku mecz wyjazdowy i tak naprawdę jedna z ostatnich szans na to, aby pozostać w grze o miejsce w I lidze. W starciu z Resovią sosnowiczan nie zadowoli remis. Zagłębie musi zagrać o pełną pulę, ale aby po nią sięgnąć musi rzucić wszystko na jedną szalę. Gra w jednostajnym tempie, tak jak miało to miejsce w minioną niedzielę, na niewiele się zda. Pytanie tylko, czy znajdzie się w zespole gracz, który swoją postawą i determinacją pociągnie kolegów do walki o życie? O życie klubu, który być może dla przeważającej większości obecnego składu jest tylko nic nie znaczącym przystankiem…


W pierwszym meczu nowego sezonu z opaską kapitana na ramieniu wybiegł na murawę doświadczony Kamil Biliński. Rutynowany napastnik przejął ją od Maksymiliana Rozwandowicza. Popularny „Bila” to dziś niestety cień piłkarza z poprzednich sezonów, choćby z gry w Podbeskidziu Bielsko-Biała, gdzie strzelał gole jak na zawołanie. W Sosnowcu zdobył tylko trzy bramki, a i tak pozostaje najskuteczniejszym graczem w zespole. Na pewno ma posłuch w zespole, ale czy można nazwać go liderem na boisku? Byłaby to dość śmiała teza. W meczu ze Zniczem już po godzinie gry opuścił boisko w towarzystwie Michała Janoty, piłkarza nieco młodszego, ale także doświadczonego. Niestety, debiut nie wypadł okazale, Janota prochu nie wymyślił, poza jednym niekonwencjonalnym zagraniem trudno cokolwiek dobrego powiedzieć o jego grze. Wspomniany wcześniej Rozwandowicz także nie wziął ciężaru gry na siebie. Próbowali Joel Valencia i Nikodem Zielonka, a więc skrzydłowi, ale na chęciach się skończyło. Pasywna postawa w końcu udzieliła się także im.


Co ciekawe, najwięcej ochoty do gry przejawiał debiutant z Ukrainy, Ołeksij Dowhyj, ale w tym przypadku mówimy o defensywnym pomocniku, piłkarzu odpowiedzialnym za odbiór piłki i przerywanie akcji rywali, a nie graczu kreującym poczynania zespołu. Może jednak pozostali koledzy „zapatrzą” się na kolegę i zaczną podejmować jakiekolwiek ryzyko, bo bez tego o punkty będzie bardzo trudno.


Przed Zagłębiem wyjazd na mecz z Resovią, a następnie pojedynek z Podbeskidziem Bielsko-Biała u siebie, a więc bezpośrednimi sąsiadami w tabeli. Dwa zwycięstwa w tych potyczkach dałyby Zagłębiu sporą dawkę tlenu. Czy sosnowiczan stać na takie „szaleństwo”? Biorąc pod uwagę fakt, że od 12 spotkań nie zaznali wygranej trudno o optymizm, ale przecież każda seria musi, a przynajmniej powinna mieć swój kres…


Przed trenerem Chackiewiczem trudne zadanie. Białorusin twierdzi, że piłkarze, którzy są od dłuższego czasu w kadrze boją się grać do przodu. Jeśli opiekun Zagłębia ich do tego nie przekona, to o punkty w kolejnych meczach może być bardzo trudno, a czas ucieka. Strata punktowa w najbliższych meczach sprawi, że sosnowiczanie jeszcze zanim rozpocznie się astronomiczna wiosna, bo ta piłkarska już trwa, będą się mogli witać z II ligą…


Krzysztof Polaczkiewicz