Krucjata bez powodzenia
Po raz pierwszy od września Motor strzelił tylko jednego gola, ale i tak wygrał czwarte spotkanie z rzędu!
Brakowało precyzji
Nie było to jednak spotkanie pełne klarownych sytuacji. Na pewno było szybkie, ale im bliżej było bramki rywala (najczęściej radomskiej), tym więcej pojawiało się niedokładności. Motor chętnie grał do przodu, nie zwlekał z atakami. Cokolwiek by mówić, w 7 poprzednich meczach (niezależnie od rozstrzygnięcia) strzelał przynajmniej po 2 gole. Po raz ostatni jego ofensywa nie zafunkcjonowała 22 września ze Stalą Mielec, gdy przegrał 0:1. Wczoraj usta jego kibiców wydały okrzyk radości w 21 minucie. Po rzucie rożnym piłkę głową zgrał Samuel Mraz, pogubiła się obrona Radomiaka, w efekcie czego Paweł Stolarski z łatwością wpakował futbolówkę do siatki!
Motor prezentował się lepiej, częściej niepokoił defensywę przeciwników, choć brakowało mu ostatniego podania lub precyzyjnego uderzenia. Goście przyzwoitą okazję mieli w 37 minucie, gdy przestrzelił Christos Donis.
Kiksujący Ndiaye
Po przerwie Radomiak przejął inicjatywę. Przeważał i w posiadaniu piłki, i w oddanych strzałach, lecz lubelski bramkarz Kacper Rosa wysilić (choć bez przesady) musiał się dopiero w 70 minucie, gdy obronił intuicyjne uderzenie Raphaela Rossiego. Chwilę później miał znacznie trudniejsze zadanie, gdy z wolnego przymierzył Roberto Alves, ale później... to Motor był bliższy gola. W trzech sytuacjach zawsze obecny był Mbaye Ndiaye, lecz... zawsze kiksował (raz na spółkę z Mrazem).
Chęci radomianom nie można było odmówić, lecz mimo skromnego prowadzenia raczej nie odczuwało się, że wygrana beniaminka jest w jakiś sposób zagrożona. Tym samym Motor nie dość, że zwyciężył, to jeszcze zachował pierwsze czyste konto od ponad 2,5 miesiąca! Kibice Radomiaka zaprezentowali w sektorze gości hasło „Krucjata na Bliski Wschód”, nawiązujący do ok. 135 kilometrów, które musieli pokonać w drodze do Lublina. Jak widać, tym razem wyprawa zakończyła się niepowodzeniem.
Piotr Tubacki