Na oficjalne świętowanie Real musi poczekać do zakończenia półfinałowej rywalizacji w LM. Fot. PAP/EPA


Królewscy w koronie

Wygrana Girony zagwarantowała mistrzostwo Hiszpanii Realowi Madryt.


HISZPANIA

Real Madryt 36. raz w historii został krajowym mistrzem. W tym sezonie na Półwyspie Iberyjskim „Królewscy” nie mieli sobie równych. Od wielu miesięcy przyznanie trofeum ekipie Carlo Ancelottiego wydawało się jedynie formalnością, a teraz stało się rzeczywistością. Ekipa ze stolicy zasłużyła na tytuł, w całym sezonie ponosząc – do tej pory – tylko jedną porażkę. Swoją ligową dominację madrytczycy potwierdzili w miniony weekend, gdy wygrali 3:0 z Cadizem. Zwycięstwo jednak nie oznaczało, że Real mógł od razu rozpocząć świętowanie. Musiał czekać na derby Katalonii, czyli mecz Girony z Barceloną.


Efekt uboczny

Najlepszym wynikiem dla „Los Blancos” w tej rywalizacji było zwycięstwo ekipy trenera Michela. Girona chciała wygrać, ponieważ 3 punkty zagwarantowałyby jej wyprzedzenie „Blaugrany” w tabeli. Robili więc wszystko, żeby zakończyć mecz zwycięstwem i tak też się stało. Barcelonie nie pomógł szybko (w 3 minucie) strzelony gol Andreasa Christensena i wykorzystany rzut karny przez Roberta Lewandowskiego. Girona była w stanie wbić „Dumie Katalonii” 4 bramki i wygrać. Przy okazji pięknego gola na 4:2 zdobył Christian Portu, który nieprawdopodobnie przymierzył z woleja, kompletując dublet. To właśnie 31-latek był jednym z najważniejszych graczy, dzięki którym zespół wskoczył na pozycję wicelidera. Efektem ubocznym jego trafień stało się mistrzostwo Realu.

- Łatwo było zarządzać tą drużyną w tym sezonie, ponieważ – tak jak wiele razy powtarzałem – czuję wielkie zaangażowanie piłkarzy. Wszyscy sobie pomagają, wszyscy są przyjaciółmi, jest świetna atmosfera. To czynniki, które pozwoliły nam wygrywać i rozegrać fantastyczny sezon – powiedział po zapewnieniu mistrzostwa Carlo Ancelotti. Dla Włocha to kolejne wielkie osiągnięcie. Po raz 6. w karierze sięgnął po krajowe trofeum – do tej pory po jednym zdobywał w Anglii, Niemczech, Włoszech i Francji. Po raz drugi jego Real Madryt stanie na koniec sezonu na najwyższym stopniu podium.


Oczekiwanie na fetę

To oczywiście fenomenalne osiągnięcie, ale doświadczony szkoleniowiec doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że przed nim i jego drużyną znacznie trudniejsze wyzwanie. W końcu kibice „Królewskich” chcą kolejnego pucharu Ligi Mistrzów, a już w środę madrytczycy zmierzą się w półfinałowym rewanżu z Bayernem. Dlatego nie ma czasu na świętowanie. – Prawda jest taka, że chcielibyśmy świętować mistrzostwo z fanami, ale wierzę, że nasi kibice zrozumieją, że przed nami wielki mecz w środę. Chcemy się do niego dobrze przygotować, by znów dać naszym kibicom powód do radości – stwierdził Ancelotti. O przełożonym świętowaniu poinformował także Nacho Fernandez. – Będziemy godnie świętować mistrzostwo w przyszłym tygodniu. Teraz myślimy o meczu z Bayernem – przekazał kibicom defensor. To oznacza, że od wyniku w starciu z monachijczykami zależeć będzie nastrój panujący na mistrzowskiej fecie.


Blisko Europy

Wydaje się, że po minionym weekendzie w każdym zakątku Madrytu znajdą się powody do uśmiechu. Atletico wróciło z Balearów – bardzo trudnego terenu – ze zwycięstwem 1:0 nad Majorką. Tym samym pozycja w tabeli ekipy Diego Simeone ugruntowała się. „Los Colchoneros” znajdują się na 4. lokacie, a za ich plecami jest Athletic Bilbao. Nawet ostatnia wygrana 2:0 z Getafe niewiele pomogła zespołowi z Kraju Basków, który na finiszu rozgrywek do strefy gwarantującej grę w Lidze Mistrzów traci 6 punktów. Argentyński szkoleniowiec Atletico zaznacza, że jego zespół w końcu zaczął grać w taki sposób, który go zadowala. – Drużyna zrozumiała, że wspólna praca czyni nas lepszą ekipą i podnosi umiejętności indywidualne zawodników – stwierdził trener madrytczyków, którzy powoli mogą już szykować się do następnej edycji LM.

Z drugiej strony porażka ekipy z Majorki zdecydowanie pogarsza jej sytuacje w lidze. Teraz znajduje się tuż nad strefą spadkową. Co prawda ma zapas punktów, ale w ostatnich tygodniach nie potrafi zwyciężyć. Od 5 meczów nie zanotowała wygranej, a na horyzoncie nie widać poprawy formy podopiecznych Javiera Aguirre. Ewentualny spadek – do którego wciąż jest daleko – drużyny z Balearów byłby co najmniej sensacyjny. W końcu jest to zespół, który jeszcze na początku kwietnia walczył jak równy z równym z Athletikiem w finale Pucharu Króla.

Kacper Janoszka

 

Getafe – Athletic 0:2 (0:1)

0:1 – I. Williams (27), 0:2 – I. Williams (51)

Real Sociedad – Las Palmas 2:0 (2:0)

1:0 – Suarez (33, samobójcza), 2:0 – Becker (45+1)

Real Madryt – Cadiz 3:0 (0:0)

1:0 – B. Diaz (51), 2:0 – Bellingham (68), 3:0 – Joselu (90+3)

Girona – Barcelona 4:2 (1:2)

0:1 – Christensen (3), 1:1 – Dowbyk (4), 1:2 – Lewandowski (45+1, karny), 2:2 – Portu (65), 3:2 – Gutierrez (67), 4:2 – Portu (75)

Mallorca – Atletico 0:1 (0:1)

0:1 – Riquelme (5)

Osasuna – Betis 0:2 (0:2)

0:1 – Perez (41), 0:2 – Fornals (45+3)

Celta – Villarreal 3:2 (2:1)

0:1 – Moreno (12), 1:1 – Aspas (22, karny), 2:1 – Larsen (39), 2:2 – Guedes (65), 3:2 – Douvikkas (82)

Valencia – Alaves 0:1 (0:0)

0:1 – Lopez (68)

Mecze Sevilla – Granada oraz Rayo – Almeria zakończyły się po zamknięciu numeru.

1-4 - LM, 5 - LE, 6 - LKE, 18-20 - spadek

Strzelcy

20 – Dowbyk (Girona),

18 – Bellingham (Real M.),

17 - Sorloth (Villarreal), Lewandowski (Barcelona),

16 -  Budimir (Osasuna).