Sport

Krok do przodu

Skazywany w Białymstoku na pożarcie outsider tabeli pozbawił mistrza Polski kompletu punktów.

Obrońcy Jagiellonii (z prawej Joao Moutinho) mieli ogromne problemy z zatrzymaniem ataków Piotra Samca-Talara (z lewej). Fot. Michał Kość/PressFocus

ŚLĄSK WROCŁAW

Czerwona latarnia” tabeli zrobiła ogromną niespodziankę, wywożąc punkt ze stadionu aktualnego mistrza Polski, Jagiellonii Białystok. Nic zatem dziwnego, że po zakończeniu spotkania trener wrocławian Marcin Dymkowski nie ukrywał zadowolenia. - Zdobyliśmy bardzo ważny punkt, ale oczywiście pozostaje w nas niedosyt, bo patrząc na sytuacje, które stworzyliśmy, to wydaje mi się, że powinniśmy odnieść zwycięstwo - stwierdził 43-letni szkoleniowiec. - Myślę, że gdyby ktoś nam przed meczem powiedział, że będzie remis, pewnie byśmy się cieszyli, ale po meczu pozostaje niedosyt. Co dalej? Ciężka praca, pokora, staramy się z tygodnia na tydzień dalej walczyć o nasze przetrwanie, o nasz byt w ekstraklasie. Chcę pogratulować naszym piłkarzom i sztabowi za cały mecz.

„Odkurzony” Szota

W drużynie z Oporowskiej zabrakło kilku zawodników, nawet na ławkę rezerwowych nie zmieścili się między innymi Tommaso Guercio, Sebastian Musiolik, czy Jakub Świerczok, chociaż powody ich absencji były rozmaite. - Guercio przegrał rywalizację z innymi zawodnikami, dlatego nie pojechał na mecz do Białegostoku - wyjaśnił Marcin Dymkowski. - Świerczok i Musioslik nie zagrali z powodu kontuzji, w ich przypadku są to urazy, które trwają od jakiegoś czasu. Ubiegły tydzień został poświęcony na rehabilitację tych dwóch zawodników. Myślę, że na mecz z Puszczą Niepołomice będą gotowi do gry.

Zaskakująca dla wielu kibiców była obecność w podstawowej jedenastce Śląska Serafina Szoty, który po raz ostatni zagrał 6 października w meczu z Cracovią (2:4). - Serafin był jednym z tych zawodników, którzy pozostali z nami przez całe dwa tygodnie - powiedział trener Dymkowski. - Nie pojechał na kadrę, pokazywał się na treningach i wyglądał na tyle dobrze, że wyszedł na prawej obronie w pierwszym składzie.

Nieoczywista „9”

Trenerzy Śląska Marcin Dymkowski i Michał Hetel zastanawiali się, kogo wystawić na szpicy w miejsce kontuzjowanych Musiolika i Świerczoka. - Jednym z rozwiązań było postawienie na Adama Basse, który był na kadrze, ale postawiliśmy na Mateusza Żukowskiego - wyjaśnił popularny „Dymek”. - To był dobry ruch, brakowało mu gola, ale wywiązywał się dobrze ze swoich zadań i obrońcy przeciwnika mieli z nim problem. To była jedna z kluczowych decyzji, która pomogła nam zremisować ten mecz. Mateusz ma niebywałe predyspozycje motoryczne, by wygrywać pojedynki. Ta pozycja będzie mu odpowiadać. Mam nadzieję, że w tygodniu będzie się na tyle dobrze spisywał, że wyjdzie znów w podstawowym składzie na następny mecz.

Z „zesłania” do trzecioligowych rezerw wrócił Jakub Jeziorski i okazał się „czarnym koniem”, bo strzelił dla wrocławian wyrównującego gola. - Jeżeli zmienia się trener, to wszyscy, którzy byli w drugiej drużynie dostają skrzydeł i chcą pokazać, że to był błąd, że nie grali - stwierdził trener Dymkowski. - Tak się stało z Jezierski, Ortizem, czy Szotą. Zmiana powoduje pewną nową energię i to miało miejsce.

Remis ze wskazaniem

Bardzo dobry występ przeciwko mistrzom Polski zanotował Piotr Samiec-Talar. - Przyjechaliśmy do Białegostoku po trzy punkty - zapewniał 23-letni skrzydłowy. - Wiemy, w jakiej sytuacji się znajdujemy i że przyjeżdżaliśmy do obecnego mistrza Polski, który wciąż wygląda bardzo dobrze, czy to w Europie, czy na naszym podwórku. Jednak nasz cel był jasny. Myślę, że zagraliśmy dobre spotkanie. Jeżeli chodzi o klarowne sytuacje, to wydaje mi się, że mieliśmy ich trochę więcej. Określiłbym wynik tego spotkania jako remis ze wskazaniem na nas.Nie jest tajemnicą, że dobrze się czujemy w meczach z zespołami, które chcą grać w piłkę, które są bardziej otwarte. Kiedy rywalizujemy z drużynami, które cofają się i zmuszają nas do gry w ataku pozycyjnym, to często czujemy się mniej komfortowo. Na boisku czułem się dobrze, ale wiem, że mogę wyglądać jeszcze lepiej, bo mam jeszcze rezerwy. Będę robił wszystko, żeby pomagać na drużynie oraz dokładać kolejne bramki i asysty. Doceniamy to, w jaki sposób kibice wspierają nas w obecnej sytuacji i że przejechali tyle kilometrów, żeby nas dopingować. Za to dziękujemy i liczymy na wsparcie także w kolejnych spotkaniach.

Bogdan Nather