Kraina szczęśliwości?
Remanent, cotygodniowy felieton Jerzego Chromika
Siatkówka. Najgorsze, gdy się odklei. Przyjacielowi przydarzyło się to na dobę przed wejściem do samolotu wakacyjnego. Został w kraju, ale aż strach pomyśleć, co byłoby w takim przypadku na pokładzie podczas długiego lotu.
Nasza siatkówka nie jest na szczęście odklejona. Od rzeczywistości. Ona nam kształtuje rzeczywistość. Tę sportową. Jest źródłem satysfakcji, powodem zbiorowych uniesień. Dlaczego? Bo wygrywamy, a tylko sporadycznie nie dajemy rady rywalom.
Pisałem to niestety kilka godzin po porażce 1:3 z młodymi Irańczykami podczas zmagań grupowych MŚ do lat 21. Grały dwa niepokonane dotąd zespoły, to ktoś przecież musiał przegrać. Tym razem padło na naszych, choć oni dotąd nie stracili seta z Portorykańczykami, Koreańczykami, Kanadyjczykami i Kazachami. Tak się jednak gra, jak przeciwnik skacze. Wczoraj nasi poradzili sobie już z Ukraińcami i sprawdzą jutro w ćwierćfinale kolejnych sąsiadów.
W pisaniu felietonów, tak jak w życiu, ważny jest timing. Dobre wyjście z progu refleksji. Tematu jednak nie zmieniam. Siatkówkę chwalę nie za często, ale chwalę. I ciągle nurtuje mnie, tak historycznie i po ludzku, dlaczego nad siatką Polka i Polak potrafią, a przed bramką już nie?
Zadzwoniłem do młodego znawcy tematu, Maćka Piaseckiego z jednoosobowego działu sportowego tygodnika „Wprost”. Jeden redaktor, a jego teksty mają wyższą „klikalność” niż niejeden plotkarski portal. Może dlatego, że Maciek ma wszystko przenicowane i zna odpowiedzi na najtrudniejsze pytania parkietowe. Nie tak dawno otarł się o proroctwo podczas VNL, wieszcząc doskonały występ Sasaka w półfinałowym spotkaniu z Brazylią. A jaka jest jego ocena sytuacji pod siatką?
Po latach marazmu i przestoju wszystko, co najlepsze w tej naszej sztandarowej dyscyplinie sportu, zaczęło się od pań i nieodżałowanego Andrzeja Niemczyka. Piękne pokolenie siatkarek, know-how trenera i niespodziewane mistrzostwo Europy w 2003. Panowie nie chcieli być gorsi i w finale MŚ 2006 przegrali jedynie z Brazylią. A potem już poszło. I idzie nadal. Tylko w tym roku dziewczyny do lat 16 były ozłocone podczas ME w Tiranie, chłopcy do 19 okazali się srebrni w MŚ w Taszkiencie, a dziewiętnastolatki brązowe w światowym czempionacie.
Nie ma siatkarskich orlików, nie ma za dużo pełnowymiarowych hal, ale są... SOS. To SOS brzmi dla wielu jak... „na pomoc”, ale najlepiej pomagać sobie samemu. Siatkarskie Ośrodki Szkolne, bo tak rozwija się ten mylący skrót, powstawały i rosły jak grzyby po deszczu. Poszły dotacje ministerialne i z tych szkółek wychodzą, a właściwie wyskakują najzdolniejsi, co potem są tak bezczelni w blokach, nawet mając naprzeciwko siebie Brazylijczyków i Amerykanów, a więc rywali nie z wielkiej płyty paździerzowej.
Co teraz mamy do zaoferowania w tej naszej siatce szczęśliwości? Po synu Lecha Łaski, który miał swego czasu miejsce w pierwszej szóstce mocnej zawsze reprezentacji Włoch, zadziwia ostatnio młody Rychlicki. A nasi trenerzy? Michał Winiarski znalazł uznanie u Niemców i wstydu nam nie przynosi, bo pracuje z powodzeniem od dawna. A przy okazji MŚ U-21 odkryłem, że młodych Chińczyków prowadzi Paweł Woicki, również znany z parkietów, którego za ten długi mur zaciągnął Vital Heynen.
Może dlatego Maciek twierdzi, że brak złota siatkarzy na Filipinach będzie porażką. Po rozwaleniu Włochów w VNL nie wypada już po prostu przegrać z nikim. A panie? Z tymi jest ostatnio różnie. Taka Stysiak wyjechała z kraju i nie błyszczała za granicą. W pierwszych dwóch meczach MŚ także nie, ale w trzecim wróciła do pracy pod sufitem. Był co prawda set przegrany z Wietnamkami, potem set przegrany z Kenią, ale po tie-breaku Niemki zostały posprzątane. Jeśli nasze wejdą do czwórki, to mimo tego, że lato się już kończy, można pomarzyć nawet o brązowej opaleniźnie pań.
Patrzmy więc nadal w słońce! Przez te polskie różowe okulary.
