Sport

Kotwica idzie na dno

KOMENTARZ „SPORTU” – Piotr Tubacki

Humory w Kołobrzegu zdecydowanie nie dopisują. Fot. Mateusz Porzucek/Press Focus

Kołobrzeski eksperyment zmierza dokładnie w tym kierunku, jakiego można się było spodziewać. Sprawę zarządczej patologii, jaka ma miejsce nad morzem, poruszaliśmy już nieraz, choćby w dużym wywiadzie sprzed kilku miesięcy, ale w klubie nic się nie zmieniło. Nadal nie płaci się tam na czas, nadal w modzie są groźby i obiecanki, nadal... nie zapłacono premii za awans. Lokalny biznesmen Adam Dzik urządził sobie z „Kotwy” prywatny folwark i zarządza nim w stylu charakterystycznym dla czasów minionego ustroju, którego na szczęście nie było mi dane doświadczyć. Ale patrząc na Kołobrzeg, otrzymuję namiastkę tego, co było kiedyś i bynajmniej nie jest to komplement.

Kotwica przegrała 7. mecz z rzędu, w sumie nie wygrała 11 ligowych spotkań z kolei. Jej trajektoria jest dokładnie taka, jak sugeruje nazwa klubu, a szczególnie bolesny był ostatni przyjazd lidera z Niecieczy, który zgniótł beniaminka 5:0. W międzyczasie rzucić tym wszystkim postanowił brazylijski gwiazdor drużyny Jonathan Junior (rzecz jasna Dzik mu nie płacił), któremu jakże barwny trener Ryszard Tarasiewicz... zarzucił brak charakteru. „Zostały tylko trzy mecze!” – stwierdził, a Junior odpowiedział tylko śmiechem w social mediach.

Wielu kibiców z Kołobrzegu wybacza Dzikowi jego dyktaturę, wręcz go broni, w końcu wprowadził klub do I ligi, dał powody do radości... Tyle że zaraz radość zamieni się w smutek i wstyd, bo to, co przechodziło na niższych szczeblach, na zapleczu ekstraklasy jest  boleśnie punktowane.