Kosmita na parkiecie
Tak grającej drużyny, jak Jastrzębie w życiu jeszcze nie widziałem – z uznaniem kręcił głową Piotr Graban, trener PGE Projektu Warszawa.
JASTRZĘBSKI WĘGIEL
To miał być wielki mecz. W końcu w Jastrzębiu-Zdroju mierzyły się niepokonane w tym sezonie PlusLigi drużyny. Warszawianie przyjechali po czterech zwycięstwach z rzędu (z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle, GKS Katowice, Nowak-Mosty MKS Będzin i PSG Stal Nysa), w których łącznie stracili jednego seta. Miejscowi z kolei wygrali z Barkomem Każany Lwów, Asseco Resovią oraz GKS-em Katowice. Ci, którzy spodziewali się emocji i wyrównanego boju srogo się zawiedli. Mistrzowie Polski wygrali 3:1, udzielając rywalom lekcji siatkówki. Zagrali niesamowicie. Wynik trzeciego seta (25:14) mówi sam za siebie. To była różnica klas. - Rozegraliśmy niesamowity mecz. Takie spotkania przygotowują lepiej zespół do play off – mówił Marcelo Mendez, trener Jastrzębskiego Węgla. Jak przyznał, choć wynik na to nie wskazuje, mecz dla jego podopiecznych wcale nie był łatwy. - Było bardzo trudno, rywale grali naprawdę bardzo dobrze. Jesteśmy szczęśliwi. W drugim secie goście dobrze zagrywali, my mieliśmy pewne problemy z atakiem – ocenił Argentyńczyk.
Spotkanie miało kilku bohaterów, największym z nich okazał się Jakub Popiwczak. Libero Jastrzębskiego Węgla pokazał, że na swojej pozycji jest jednym z najlepszych na świecie. Grał jak z nut. Nie tylko trzymał przyjęcie, ale przede wszystkim fantastycznie bronił. Statystycy zaliczyli mu aż 25 skutecznych obron, co jest wynikiem wybitnym. Damian Wojtaszek libero PGE Projektu, który również jest uznawany za wybitnego specjalistę od gry w defensywie, miał obron jedenaście. - „Piwko” zagrał świetnie. To kosmita – krótko podsumował grę Popiwczaka, Piotr Graban, szkoleniowiec zespołu ze stolicy.
- Zagraliśmy dobrze, szczególnie w obronie, „Piwo” był świetny, zwykle mało się o nim mówi. Musimy kontynuować pracę, budować nasz zmieniony zespół – dodał kapitan Jastrzębskiego Węgla Benjamin Toniutti.
Nic dziwnego, że po ostatnim gwizdku sędziego koledzy wypychali Popiwczaka na środek sali po odbiór statuetki MVP meczu. - Już nie raz widziałem, jak zespół kogoś wypychał, a później ktoś inny dostawał nagrodę. Dobrze, że nie musiałem tego przeżywać – ze śmiechem na ustach mówił główny bohater wtorkowego wieczoru. - To zwycięstwo to ogromna praca całej drużyny. Obrona to jedno, ale gra zaczyna się od zagrywki i bloku. Jesteśmy zespołem, który nad tymi elementami mocno pracuje. Mamy też w składzie króla bloków z zeszłego sezonu Norberta Hubera. To jest pierwsza przeszkoda, którą rywale muszą pokonać. Drugą jest obrona. Nasz trener jest Argentyńczykiem, a oni grę w defensywie mają we krwi. Zwraca na nią mnóstwo uwagi – dodał.
Świetnie zaprezentował się też Łukasz Kaczmarek, który w poprzednich spotkaniach był krytykowany. Choć miał problemy ze skutecznością, zdobył 14 punktów. Wraz z Huberem stanowili też prawdziwą ścianę, przez którą warszawianie z trudem się przebijali. Razem mieli siedem bloków, a przecież po przeciwnej stronie siatki byli reprezentanci Polski i wicemistrzowie olimpijscy, Jakub Kochanowski oraz Bartłomiej Bołądź oraz mistrz świata z 2018 roku Artur Szalpuk. Byli to więc godni rywale.
- Spotkały się drużyny które aspirują i walczą o tytuł mistrza Polski. Były argumenty, by było świetne widowisko i takie też kibice zobaczyli. Wygraliśmy za trzy punkty, więc piękniejszego scenariusza nie można było sobie wyobrazić. W Jastrzębiu czuję się coraz lepiej, jak w domu. Jest przyjazna i miła atmosfera. Nic tylko pracować i wygrywać – powiedział Łukasz Kaczmarek.
Postawa mistrzów Polski zrobiła ogromne wrażenie na opiekunie PGE Projektu. - Tak grającego zespołu, jak Jastrzębie, w moim życiu jeszcze nie widziałem. Gospodarze byli wszędzie, jakby się rozmnażali. Jakby było ich 12, a nie sześciu. To najlepsza siatkówka jaką widziałem. Nie wiem czy jest na świecie zespół, który byłby w stanie dotrzymać jastrzębianom kroku. Ale nie mamy się czego wstydzić, bo podjęliśmy walkę. Musimy przyjąć tę lekcję z pokorą i ją odrobić – podsumował Graban.
(mic)