Sport

Kłopotów ciąg dalszy

Dzień przed inauguracyjnym meczem Łukasz Kamiński złamał rękę i Biało-czerwoni nie skompletowali czterech formacji.

David Zabolotny był silnym punktem Biało-czerwonych, ale cztery razy krążek lądował w jego bramce. Fot. Łukasz Laskowski/PressFocus

REPREZENTACJA POLSKI

Odległe to czasy, gdy polscy hokeiści niemal na zawołanie wygrywali z Węgrami. Rolę się odwróciły i teraz niemal każda potyczka jest zacięta, ale zwycięstwo ostatecznie zapisywane jest Madziarom. Biało-czerwoni w inauguracyjnym meczu turnieju imienia Tamasa Sarkoezy'ego w Budapeszcie przegrali z gospodarzami 1:4, wyraźnie im ustępując.

Od chwili ogłoszenia składu kadry na turniej w Budapeszcie sztab szkoleniowy mierzył się z problemami personalnymi. Ciągle napływały informacje o kontuzjach oraz rezygnacji zawodników. W ich miejsce pojawiali się kolejni, ale ciąg nieszczęść nie opuszczał drużyny. Alan Łyszczarczyk przeziębił się już na zgrupowaniu w Jastrzębiu-Zdroju, zaś Kamil Wałęga nie otrzymał pozwolenia na grę ze swojego klubu z Żyliny. Reprezentacja wyjechała na turniej w 22-osobowym składzie, tymczasem na środowym wieczornym treningu już w Budapeszcie Łukasz Kamiński, powołany niemal w ostatniej chwili, złamał śródręcze i został wykluczony z gry! Trenerzy mieli do dyspozycji niepełne cztery formacje i w tej sytuacji wykonali „telefon do przyjaciela”, czyli kapitana reprezentacji, Krystiana Dziubińskiego. Ten nie odmówił i zasili zespół już w meczu ze Słowenią.

Trochę obawialiśmy się o losy biało-czerwonych w meczu z gospodarzami, a tymczasem w pierwszej tercji wyglądało to całkiem przyzwoicie. Owszem, Węgrzy posiadali przewagę, stworzyli znacznie więcej sytuacji podbramkowych, ale w końcowym rozrachunku zdobyli tylko jednego gola. David Zabolotny kilka razy popisał się świetnym refleksem i na pewno uchronił nasz zespół przed stratą kolejnych. Jednak w 11 minucie był bezradny, bowiem przed jego bramką zrobiło się ogromne zamieszanie – Simon Szathmary otrzymał krążek przed pustą bramką i oczywiście nie miał problemów z celnym strzałem. Biało-czerwoni zrewanżowali się kilkoma akcjami i aktywny Mateusz Michalski w 17 minucie trafił w... kask bramkarza Adama Vaya. Niemniej gospodarze wysłali czytelny sygnał, że nie zamierzają stosować żadnej taryfy ulgowej i przed własną publicznością chcą pokazać moc.

I tak też było. W drugiej tercji zostaliśmy zdominowani przez Madziarów, którzy wbili dwa kolejne gole. Mogło być ich zresztą więcej, ale Zabolotny stanął na wysokości zadania. Nieszczęścia zaczęły się od kary debiutanta Mikołaja Sytego, który dostał dwie minuty za spowodowanie upadku przeciwnika. Nasi hokeiści dzielnie się bronili,aż w końcu pod koniec 22 minuty Mark Schelekmann z bliskiej odległości pokonał naszego bramkarza. Strata gola na początku mogła sprawić jeszcze większe zdenerwowanie w naszych szeregach. Otwarła się jednak szansa, by nawiązać równorzędną grę, bowiem pod koniec 31 minuty na ławce kar usiadł Akos Mihaly. Błąd na niebieskiej linii, strata krążka i Csand Erdely pomknął samotnie na bramkę Biało-czerwonych. W 32 minucie gospodarze prowadzili 3:0 i w tym momencie już nie mieliśmy żadnych wątpliwości, kto wygra. Przewaga Węgrów nie podlegała dyskusji i uwidoczniła się w strzałach (25-15) oraz w bramkach.

Ostatnia tercja w wykonaniu naszych hokeistów była najlepsza. Nie mieli nic do stracenia i szukali szansy na zdobycie bramki. Grali swobodnie, a ich akcje były prowadzone w odpowiednim tempie. Kilka razy bramkarz gospodarzy Vay był w poważnych opałach, ale na bramkę nie mogliśmy się doczekać. Zdobyli ją za to w 55 minucie gospodarze po uderzeniu Domana Szongotha. My strzeliliśmy honorowego gola, kiedy Węgrzy grali w podwójnym osłabieniu. Wtedy efektownym trafieniem popisał się Dominik Paś i Polska ostatecznie przegrała 1:4.

Zwycięstwo Węgrów nie podlegało dyskusji, bo zdecydowanie przewyższali Biało-czerwonych. Nasi hokeiści zaczęli zbyt bojaźliwie, byli mocno wycofani i dali sobie narzucić styl gry przez gospodarzy. Dopiero w ostatnich 20 minutach grali odważniej, wystarczyło to jednak jedynie na honorowego gola.

Dzisiaj grają: Słowenia – Polska (15.00), Węgry – Włochy (18.45).

(sow)

◼  Węgry – Polska 4:1 (1:0, 2:0, 1:1)

1:0 – Szathmary (10:18), 2:0 – Schlekmann – Stipsicz – Sarpatki (21:56, w przewadze). 3:0 – Erdely (31:11. w osłabieniu), 0:4 – Szongoth – Gallo (54:31), 4:1 – Paś – Biłas – Tyczyński (57:52, w podwójnej przewadze).

Sędziowali: Marton Mach i Renátó Toth - Balazs Sabian i David Szabo. Widzów 977.

WĘGRY: Vay; Fejes – Stipsicz, Szathmary – M. Horvath, Ortenszky – Csollak, A. Horvath – Szabo; Erdely – Hari – Varga, Schlekmann – Sarpatki – Ambrus, Trebocs (4) – Szongoth – Gallo (2), Mihaly (2) – B. Horvath – Nemes (2). Trener Gergely MAJOROSS.

POLSKA: Zabolotny; Biłas – Maciaś, Zieliński – Bizacki, Kamieniew – Jaworski, Kurnicki – Florczak; Kiełbicki – Paś (2) – Tyczyński, Brynkus (2) – Syty (4) – Michalski, Ślusarczyk – Ubowski – Gościński, Krzemień, Mocarski. Trener Robert KALABER.

Kary: Węgry – 10 min, Polska – 8 min.

W drugim meczu Włosi pokonali Słowenię 2:0 (0:0, 1:0, 1:0).


21 SEKUND w boksie kar przebywał Brynkus, gdy gospodarze zdobyli trzeciego gola.

26 PORAŻEK ponieśli Polacy w 70. spotkaniach z Węgrami.

47 SEKUND brakowało do końca kary Sytego, gdy Biało-czerwoni stracili drugą bramkę.

76 SEKUND nasi hokeiści mieli grać w podwójnej przewadze, ale po 12 sekundach zdobyli gola.