Przed trenerem Grzegorzem Słabym i jego drużyną kolejny trudny sezon. Fot. Tomasz Kudala/PressFocus

Kopciuszek na salonach

Impulsem dla rozwoju sekcji siatkówki byłby sponsor tytularny. Miasto, jako właściciel oraz darczyńca klubu, byłoby pomocne w jego znalezieniu.

Za siatkarzami GKS-u Katowice niezwykle trudny, pełen zawirowań i zakończony na 13. miejscu sezon. Jest ono adekwatne do budżetu sekcji, który z całą pewnością jest jednym z najniższych w PlusLidze. Niemniej przed zespołem jeszcze poważniejsze wyzwanie, gdyż w nadchodzących rozgrywkach elitę opuszczą trzy zespoły. Ratuj się kto może - takie hasło obowiązuje wśród drużyn, które do mocarzy nie należą. Grupa najsilniejszych, a jest ona coraz większa, nie musi się co martwić, bo zdołała zachować trzon zespołów, dodając im jakości.

Dreptanie w miejscu

Dla GKS-u to będzie 9. sezon w PlusLidze i 5. Grzegorza Słabego jako pierwszego trenera, który o sobie mówi krótko i dobitnie: „jestem GieKSiarzem”. Katowiczanin z krwi i kości od zawsze kibicował GKS-owi. Od dekady jest związany z katowickimi siatkarzami i był twórcą dwóch awansów: do 1. ligi (z TKKF Czarnymi Katowice, 2015) i już z GKS-em (2016) do PlusLigi, a potem przez 4 lata pełnił rolę drugiego szkoleniowca, u boku Piotra Gruszki oraz Dariusza Daszkiewicza. W roli pierwszego trenera sprawdził się w każdym calu, bo przecież drużyna pod jego kierunkiem zdobyła 9. (2000/01) i 8. (2021/22) miejsce, co było szczytem jej możliwości. Po wyczerpujących poprzednich rozgrywkach trener Słaby zdecydował się na podpisanie nowego, dwuletniego kontraktu. - Emocjonalnie jestem związany z tą drużyną i dlatego zdecydowałem się na pozostanie, choć wiem, jak trudne zadanie nas czeka - powiedział wówczas.

Ta drużyna, choć osiągała znaczące wyniki, nie została należycie doceniona oraz nie otrzymała takiego wsparcia finansowego, na jakie zasłużyła. Od pewnego czasu drepcze w miejscu, bo jej budżet pozostał na tym samym poziomie, a finansowe wymagania siatkarzy - nie mówiąc o reprezentantac - zdecydowanie wzrosły. GKS, przez włodarzy miasta i działaczy, został zepchnięty z głównego nurtu. Po kilku latach obserwacji odnieśliśmy wrażenie, że sekcja siatkarska to jakby niechciane dziecko, bo przecież ostatnio piłkarze i od kilku sezonów hokeiści odnoszą sukcesy i przynoszą splendor. Pojawiły nawet głosy - nie tylko wśród kibiców - że klubowi byłoby łatwiej egzystować bez siatkarzy...

Jak na trampolinie

Zespół GKS-u od pierwszoligowych czasów jest postrzegany jako świetna trampolina do wypromowania się i odejścia do innych możniejszych oraz silniejszych klubów. Lista zawodników jest długa, a wśród nich są również reprezentanci kraju. Warto przypomnieć, że w GKS-ie za rozegranie odpowiadali m.in. Marcin Komenda i Jan Firlej, w ataku występowali Karol Butryn i do niedawna Jakub Jarosz, rolę skrzydłowych pełnili Rafał Szymura i Jakub Szymański, a Paweł Pietraszko i Miłosz Zniszczoł środkowych, choć dwaj ostatni byli już ukształtowanymi zawodnikami. Klub nie mógł ich zatrzymać, bo oferty konkurencji były zdecydowanie atrakcyjniejsze. W ciągu czterech ostatnich sezonów klub miał czołowych rozgrywających, a to przecież kluczowa pozycja, od której zaczyna budowę zespołu. Problem w tym, że GKS od zawsze jest w budowie...

Po sezonie chciano zatrzymać Czecha Lukasa Vasinę, który wyrósł na lidera, ale zabrakło argumentów, nie tylko finansowych. Vasina chciał występować w silniejszym klubie, mającym ambicje pucharowe. Przeniósł się więc do Asseco Resovii, gdzie pod każdym względem ma lepsze warunki.

Zbliżające się rozgrywki mogą być trampoliną dla atakującego Damiana Domagały oraz środkowego Łukasza Usowicza. Ten pierwszy był zmiennikiem doświadczonego Jarosza z niezłymi perspektywami, zaś drugi po udanym sezonie klubowym znalazł się w szerokiej kadrze.

- Do nas zawsze przychodzili zawodnicy bez większych osiągnięć, grający drugoplanowe rolę w swoich zespołach lub wyciągani z 1. ligi - tłumaczy trener Słaby. Oni u nas się odbudowują, a my nie jesteśmy w stanie ich zatrzymać. To frustrujące, że nasz klub zyskał miano trampoliny, ale takie są fakty i trudno z nimi dyskutować.

Co dalej?

GKS jeszcze nie ogłosił kadry i wszyscy związani z sekcją pytani, kogo zobaczymy w przyszłym sezonie, nabierają wody w usta, jednak w środowisku doskonale funkcjonuje giełda transferowa i konkurencja ujawnia, gdzie kto przechodzi. Olsztyński klub już dość dawno zakomunikował, że ich podstawowy rozgrywający Joshua Tuaniga w nowych rozgrywkach będzie reprezentował GKS i to na pewno wartość dodana.

- Nie zaprzeczam i nie potwierdzam tego transferu - mocno akcentuje trener Słaby. - Tworzymy skład, na jaki nam pozwala budżet, co powtarzam już od kilku lat. Oczywiście, w opinii fachowców, znów będziemy wymieniani jako główni kandydaci do spadku, ale do tego już zdążyłem się przyzwyczaić. Mogę jednak zapewnić, że dołożę wszelkich starań, by zespół był przygotowany na twarde boje ze wszystkimi rywalami. W walkę o utrzymanie będzie zamieszanych kilka drużyn.

Wszystko wskazuje, że w trakcie sezonu katowiccy siatkarze przeniosą się do nowej hali, wybudowanej obok nowego stadionu (piłkarze mają zagrać na nim od wiosny przyszłego roku).

- To dla nas oraz kibiców będzie ważne wydarzenie i nowy impuls - dodaje szkoleniowiec GieKSy. - Mam nadzieję, że liczba widzów wzrośnie, bo gdy graliśmy z czołowymi rywalami, trybuny szopienickiej hali były zapełnione.

Jaki jest ratunek dla katowickiej siatkówki, by nie występowała roli kopciuszka lub - jak kto woli - niechcianego dziecka? Miejski budżet przeznaczany na sport nie jest gumy i na pewno nagle się nie rozciągnie. Jedynym wyjściem z tej trudnej sytuacji jest znalezienie sponsora tytularnego. Gdyby władze miasta zaangażowałyby się w jego poszukiwanie, wówczas w silnej PlusLidze można byłoby nieco łatwiej funkcjonować. Spaść będzie z niej łatwo, a wrócić niezwykle trudno... Takie są perspektywy siatkarskiej GieKSy na zbliżający się sezon.

Włodzimierz Sowiński