Sport

Koniec z chłopcami na posyłki

Rozmowa z Andrzejem Sypytkowskim, selekcjonerem kolarskiej reprezentacji Polski szosowców

Andrzej Sypytkowski i Marek Leśniewski starają się poprawić stan polskiego kolarstwa. Foto. Dorota Dusik

Pilnie obserwował pan sobotni Beskid Race kategorii UCI 1.2 w Bielsku-Białej.

– Chciałem zobaczyć z bliska i poobserwować kilku młodych zawodników, którzy się wyróżniają. Przypatrzeć się, jak jeżdżą na rowerze, jak się zachowują w peletonie i jak się ścigają. Takie wyścigi najwięcej dają jednak... polskiemu kolarstwu. Niestety krajowych imprez międzynarodowych mamy coraz mniej. Z roku na rok jakieś duże zawody wypadają z kalendarza i wyścigów etapowych mamy tyle, że można je chyba policzyć na jednej ręce. Sezon kolarski zaczyna się późną wiosną i zamyka się końcem lata, a w czasach, w których ja się ścigałem, wyścigi były od marca do października. Kolarze ścigali się więc dużo i metodą startową podnosili swój poziom, a gdy jest mało imprez, to poziom sportowy się obniża i przez to nasze kolarstwo jest coraz niżej. Rozmawialiśmy ostatnio dużo na ten temat z Markiem Leśniewskim, czyli moim przyjacielem, z którym sięgaliśmy w 1988 roku po wicemistrzostwo olimpijskie i w 1989 roku po wicemistrzostwo świata, a obecnie prezesem Polskiego Związku Kolarskiego na temat koncepcji odbudowy naszej dyscypliny.

Do jakich wniosków doszliście?

– Musimy zwiększyć liczbę wyścigów, dać kolarzom więcej okazji do ścigania. Musimy dać możliwość promowania sponsorów i wspierania organizatorów. Jeszcze raz wrócę do moich czasów ścigania i przypomnę, że kolarze mojej generacji ścigali się prawie w stu wyścigach w roku, bo w Polsce był tak bogaty kalendarz startów, że w jednym terminie były do wyboru dwa wyścigi etapowe. Do mistrzostw Polski przeprowadzane były eliminacje. A dzisiaj nasi zawodnicy, jeżeli przejadą 50-60 wyścigów, to są „objeżdżeni”, natomiast do mistrzostw Polski zgłasza się, kto chce i gdy odjedzie ucieczka złożona z najlepszych, to nie ma kto za bardzo gonić. Nie ma mocnych drużyn i nie ma chęci walki. Oczywiście wiem, że czasy się zmieniły i że teraz bardziej się stawia na treningi, na zgrupowania, na codzienne zajęcia, ale po wynikach na arenie międzynarodowej widać wyraźnie, że poziom polskiego kolarstwa bardzo się obniżył.

Poruszył pan temat polskiego kolarstwa na arenie międzynarodowej, więc pójdźmy dalej tym tropem i przejdźmy do mistrzostw świata. Ma pan już pomysł na reprezentację Polski na wyścig w Kigali?

– Moim „gwoździem programu” tegorocznego sezonu będzie Tour de Pologne. Chcę w tym wyścigu przetestować kilku młodych kolarzy. Obserwując występy Biało-czerwonych przez ostatnie lata, trochę denerwowało mnie to, że rola reprezentacji Polski ograniczała się do walki na lotnych premiach i ucieczek, żeby się pokazać podczas etapu. Przez takie podejście do tego występu najlepsze grupy na świecie traktują nas jak „chłopców na posyłki”. Puszczają nas ze świadomością, że jak tylko przyspieszą, to zlikwidują ucieczkę bez problemu. Musimy więc pokazać się z mocniejszej strony i nie tylko uciekać, ale i dojechać do mety. I to jest pierwsza sprawa. Druga polega na tym, żeby jeden czy dwóch zawodników z tej drużyny, dzięki wynikom z Tour de Pologne, mogło podpisać zawodowy kontrakt w grupie World Touru. To jest bardzo ważne, bo im więcej będziemy mieć kolarzy w drużynach najwyższej kategorii i im więcej ścigać się będziemy na co dzień z najlepszymi, tym wyższy będzie poziom polskiego kolarstwa. A wracając do mistrzostw świata, które odbędą się od 20 do 28 września w Rwandzie, to wiele godzin spędziłem w internecie, żeby sprawdzić trasę, pogodę prognozowaną tam na koniec września, wysokość, na której będzie rozegrany wyścig, a także szczepionki, którymi trzeba się zaszczepić, żeby można było tam przebywać. Analizowałem też hotel, który mamy zarezerwowany i miejsce, w którym będziemy zakwaterowani. Dalej siedzę i myślę nad tym, czy w tej sytuacji, w jakiej jest polskie kolarstwo, nie jest za wcześnie, żeby nastawiać się na uczynienie z mistrzostw świata w dalekim afrykańskim kraju punktu docelowego naszego sezonu. UCI miało swoją koncepcję, powierzając Rwandzie rolę gospodarza i cały świata musi się na to zgodzić, ale warto przeanalizować wszystkie za i przeciw. Z Polski prawdopodobnie wystartuje tylko trzech kolarzy, a ponieważ mamy nasze gwiazdy Rafała Majkę i Michała Kwiatkowskiego, więc oni będą mieli pierwszeństwo. Natomiast naszą końcową docelową imprezą w tym roku będą mistrzostwa Europy, które rozegrane zostaną od 1 do 5 października, czyli w następnym tygodniu po mistrzostwach świata. Na ten start we Francji będę chciał stworzyć już trzon reprezentacji – drużyny, która będzie się przygotowywać do igrzysk olimpijskich w Los Angeles w 2028 roku. Oczywiście w zespole na mistrzostwa Europy będzie też miejsce dla Majki i Kwiatkowskiego, ale ostateczne decyzje jeszcze nie zapadły. Rozmowy rozpoczną się dopiero po czekających nas od 25 do 29 czerwca mistrzostwach Polski w Dobczycach.

Rozmawiał Jerzy Dusik

Andrzej Sypytkowski. Fot. Dorota Dusik