Duet Marcin Kuźba (z lewej) i Kamil Kosowski nie pracuje już w Podbeskidziu Bielsko-Biała. Fot. tspodbeskidzie.pl


Koniec wiślackiego trio

Dwa i pół miesiąca trwała współpraca Podbeskidzia z Kamilem Kosowskim i Marcinem Kuźbą. Obaj zostali zwolnieni zaledwie dwa dni po Dariuszu Marcu.

 

Ta informacja spadła niczym grom z jasnego nieba. Co ciekawe, ani prezes Krzysztof Przeradzki, ani Kamil Kosowski rozstania komentować nie chcą. – Kontrakty dobiegały końca – rzucił tylko krótko sternik Podbeskidzia, gdy zapytaliśmy o przyczynę rozstania. Były doradca zarządu ds. sportowych w kilku zdaniach zrelacjonował, jak doszło do zwolnienia, ale na komentarz się nie zdecydował. Jego zdaniem, głos w sprawie powinien najpierw zabrać klub. Tymczasem, choć do zwolnienia doszło w piątek, czyli tego samego dnia, gdy klub potwierdził zatrudnienia trenera Jarosław Skrobacza, Podbeskidzie do środowego popołudnia żadnego komunikatu nie wypuściło i najprawdopodobniej wcale nie ma takiego zamiaru. Ale płacić najpewniej będzie musiało do końca obowiązywania podpisanej umowy. W sytuacji, gdy w klubie długi liczone są w milionach złotych, a prezes szuka oszczędności dosłownie wszędzie, takie podejście wydaje się nielogiczne. W kuluarach mówi się, że przyczyną rozstania mogła być decyzja podjęta jednoosobowo przez prezesa Przeradzkiego o wyborze trenera Skrobacza na następcę Dariusza Marca.

 

Zwolnieni szybciej niż Marzec

Współpraca z dwójką byłych piłkarzy Wisły Kraków trwała zaledwie dwa i pół miesiąca. Cztery dni przed świętami Bożego Narodzenia na błyskawicznie zorganizowanej konferencji prasowej (dziennikarze zaproszenie na nią dostali z ledwie półtoragodzinnym wyprzedzeniem) kibice po raz pierwszy mogli zobaczyć powołanego dwa tygodnie wcześniej prezesa Przeradzkiego, a wraz z nim za stołem zasiadły trzy osoby – trener Marzec, doradca zarządu ds. sportowych Kamil Kosowski i menadżer pionu sportowego Marcin Kuźba. „Kosa” i Kuźba zastąpili wtedy zwolnionego dyrektora sportowego Sławomira Cienciałę i Marka Sokołowskiego (kilka tygodni później zastąpił Adriana Oleckiego w roli trenera czwartoligowych rezerw), którzy zapłacili posadą za letnie transfery i fatalną dyspozycję klubu w rundzie jesiennej (trener Grzegorz Mokry został zwolniony w połowie listopada jeszcze przez prezesa Bogdana Kłysa). Celem postawionym przed wiślackim trio było wzmocnienie drużyny przed rundą wiosenną i utrzymanie Podbeskidzia w pierwszej lidze.

 

Napastnika nie sprowadzili

– To dla mnie duże wyzwanie. Musimy wzmocnić zespół, musimy utrzymać się w lidze, ale nie koncentrujemy się na tym. Chcemy zakończyć sezon wyżej, w środku tabeli. Musimy zapoznać się z sytuacją kadrową, kilku piłkarzy pożegna się z drużyną, kilku dołączy. Patrzymy na ten projekt długofalowo – mówił w trakcie grudniowej konferencji Kamil Kosowski, który wspólnie z prezesem Przeradzkim deklarował, że celem nie jest utrzymanie, a walka o wyższą lokatę. W tym aspekcie padła nawet konkretna deklaracja gry o 10. miejsce. Zimą w zespole doszło do dużych roszad kadrowych – z klubem pożegnało się sześciu zawodników, a dwóch kolejnych piłkarzy wystawiono na listę transferową i zesłano do czwartoligowych rezerw. Równocześnie do Bielska-Białej sprowadzono sześciu piłkarzy, ale nie udało się pozyskać wyczekiwanego napastnika. Na ostatniej prostej testów medycznych w Podbeskidziu nie przeszedł Mateusz Lewandowski, który miał zostać wypożyczony z ligowego rywala – Wisły Płock. Kto teraz pokieruje pionem sportowym w bielskim klubie? Na ten moment nie wiadomo, a przygotowania do letnich ruchów kadrowych powinny trwać już od kilku dni, gdy zamknięte zostało zimowe okienko transferowe.

(gru)