Od samego początku Nicola Zalewski wykazywał wielką chęć do gry, co poskutkowało w praktyce trzema asystami. Fot. Mateusz Porzucek/Press Focus


Ile i za co?

Koncert Zalewskiego

Zawodnik AS Romy szalał na skrzydle i pokazał, ze może być następca Kamila Grosickiego w kadrze.


Wojciech SZCZĘSNY – 5

Do 78 minuty był najmniej medialnym człowiekiem na murawie, bo piłka pod jego bramką była widokiem mitycznym niczym yeti. Nie była więc dziwna wściekłość „Szczeny”, gdy w końcówce koledzy dopuścili Martina Vetkala do oddania płaskiego uderzenia – jedynego po stronie gości. Było niezłe, ale przy szybszej reakcji możliwe do obrony, czego Szczęsny zapewne był świadomy.

 

Jan BEDNAREK – 4

W obronie nie miał nic do roboty, ale w tym jednym momencie, gdy Estończycy zdobyli bramkę, powinien szybciej doskoczyć do strzelca. Przez resztę czasu – z racji charakterystyki meczu – można było od niego wymagać więcej w rozegraniu. Wiadomo, że Bednarek nie jest jego asem, lecz w porównaniu z Kiwiorem wyglądał w tym aspekcie bardzo blado.

 

Paweł DAWIDOWICZ – 6

Jako centralny stoper bloku defensywnego miał „czyścić” wszystko to, co akurat się obok niego napatoczyło. Nie było tego za wiele, lecz kiedy już coś się działo, Dawidowicz robił to, co do niego należało. Najczęściej jednak odpowiadał za przekazywanie piłki z jednej na drugą stronę boiska.

 

Jakub KIWIOR – 7

Ponownie pokazał, że jest aktualnie najlepiej wyszkolonym technicznie polskim środkowym obrońcą. Często podłączał się do ofensywy, znakomicie współpracował z Zalewskim. Widać, że w Arsenalu grał ostatnio na lewej obronie, bo nieraz zastępował wahadłowego i ruszał skrzydłem, później rozgrywając lub dośrodkowując. Bardzo potrzebny w meczu z takim stopniem dominacji, jak miało to miejsce wczoraj.

 

Bartosz SLISZ – 5

Robił to, z czego słynął w Legii. Kontrolował niższą strefę środka pola tak, by ci grający przed nim nie musieli się niczym przejmować. Na początku przytrafiła mu się nieodpowiedzialna pomyłka, a przy straconym golu to jego zbyt łatwo ograł asystujący Markus Soomets. Poza tym jednak spisywał się dobrze.

 

Przemysław FRANKOWSKI – 7 (do 46 min)

Gdyby nie uraz, zapewne wyszedłby też na drugą połowę. Nie był tak aktywny jak Zalewski po drugiej stronie, ale był konkretniejszy i solidniejszy. Robił to, co do niego należało i najważniejsze – otworzył wynik, po uprzednim wygraniu pozycji z rywalem. Popisał się zgrabnym wykończeniem zewnętrzną częścią stopy.

 

Piotr ZIELIŃSKI – 7 (do 72 min)

Zaprezentował swoją najlepszą twarz. Od początku bił od niego wielki luz i swoboda grania. Pokazywał się między formacjami, szukał gry, imponował techniką, przyspieszał podaniami, których celnych było 93 procent, a 3 były kluczowe. No i oczywiście strzelił gola na 2:0, nietypowo dla siebie, bo głową. Kibice chcieliby oglądać w kadrze takiego Zielińskiego częściej.

 

Jakub PIOTROWSKI – 8 (do 72 min)

Niektórzy zarzucali Michałowi Probierzowi, że forsuje grę „defensywnym” Jakubem Piotrowskim w meczach, gdy potrzeba było więcej ofensywy. 26-latek pokazał jednak, że wie, co to znaczy atak. Najpierw zanotował kapitalną asystę przy trafieniu Frankowskiego, a w 70 minucie kropnął z dystansu na 3:0, co w Łudogorcu jest jego wizytówką. Po 4 występach w reprezentacji ma już 2 bramki i 1 ostatnie podanie!

 

Nicola ZALEWSKI – 9

Zanim laurka, trochę krytyki. Zalewski pokazał bowiem wszelkie cechy, aby zastąpić Kamila Grosickiego w roli „jeźdźca bez głowy”. Decyzyjność w ostatniej fazie rozwiązania akcji była jego największym problemem, ale po przerwie w końcu zaczęło mu „żreć”. Zaliczył w praktyce trzy asysty – wrzucił na głowę „Ziela”, sprokurował samobója Karola Metsa i dograł do strzelającego Szymańskiego, choć po drodze futbolówka jeszcze zaplątała się u Estończyka. Dzięki Zalewskiemu od 27 minuty rywal grał w osłabieniu, bo dwie żółte kartki po faulach na nim zobaczył Maksim Paskotsi. Piłkarz Romy był niesamowicie aktywny, szarpał na skrzydle, wchodził w mnóstwo dryblingów, stemplował większość akcji. Przy odrobinie dokładności mógłby mieć jeszcze dodatkowe „liczby” na koncie.

 

Karol ŚWIDERSKI – 4 (do 72 min)

Trzeba uczciwie przyznać, że był najsłabszy w biało-czerwonej ofensywie. Przed przerwą był mało widoczny, nieefektywny, a gdy dostawał piłkę, raczej nie wynikało z tego żadne zagrożenie. W drugiej połowie starał się być bardziej widoczny, lecz skutków to nie dało. Zaliczył tylko 28 kontaktów z futbolówką, a jego 3 strzały nie zapisały się szczególnie w pamięci.

 

Robert LEWANDOWSKI – 6

Dobry występ kapitana reprezentacji Polski, choć to nie on był postacią pierwszoplanową. Dopisał sobie asystę przy trafieniu Piotrowskiego, ale było to podanie głównie formalne, nie faktycznie kreujące. Wyglądał na odświeżonego względem wielu poprzednich spotkań i szukał też gola, stąd aż 8 oddanych strzałów. Szczególnie dwie okazje miał klarowne, ale przegrał instynktowne pojedynki z estońskim bramkarzem. Czasem w swoim stylu schodził niżej do rozegrania, parę razy skutecznie przepychał się z obrońcami.

 

Matty CASH – niesklasyfikowany (od 46 do 56 min)

 

Tymoteusz PUCHACZ – 4 (od 56 min)

Wszedł w miejsce pechowego Casha, który krótko po zameldowaniu na murawie doznał kontuzji. Od razu pokazał, co będzie robił na boisku – dośrodkowywał. Centrował z akcji, centrował z rożnych i choć bite przez niego piłki były niezłe, z dobrą rotacją, to trochę jak Zalewski – za rzadko podnosił głowę i nie mierzył ich odpowiednio. Mógł jednak zaliczyć asystę, ale w 86 minucie Adam Buksa pomylił się nieznacznie. Niepotrzebnie obejrzał jedyną w spotkaniu żółtą kartkę po polskiej stronie.

 

Adam BUKSA – niesklasyfikowany (od 72 min)

 

Sebastian SZYMAŃSKI – 1 (od 72 min)

Gdyby nie gol, byłby niesklasyfikowany z racji zbyt krótkiego czasu na boisku.

 

Jakub MODER – niesklasyfikowany (od 72 min)

 

Piotr Tubacki