Sport

KOMENTARZ „SPORTU”

KOMENTARZ „SPORTU”

Bogdan Nather

Podpalony lont

Żaden pracodawca nie musi tłumaczyć się ze swojej decyzji o zwolnieniu pracownika, no chyba że złamał prawo. Działacze Ruchu Chorzów na pewno prawa nie złamali, bo rozstali się z trenerem Janem Wosiem za porozumieniem stron. Ot, proza życia każdego szkoleniowca, w każdym kraju i pod każdą szerokością geograficzną.

Żaden trener, nawet najbardziej utytułowany, nie ma obiecanego „dożywocia”. Nawet taki gigant jak sir Alexander Chapman Ferguson, który 31 grudnia obchodził 82. urodziny, a z Manchesterem United jako trener był związany 27 lat! Innymi przykładami długowieczności w zawodzie trenera byli sir Matthew Busby (ponad 24 lata pracy z „Czerwonymi diabłami” z Old Trafford) czy Francuz Guy Roux, który z małymi przerwami przez ponad 40 lat (!) prowadził AJ Auxerre.

Żaden polski trener nie ma najmniejszych szans, by zbliżyć się do „licznika” wymienionych szkoleniowców. 49-letni Jan Woś zdawał sobie z tego doskonale sprawę, mało tego, czuł, że zostanie „posprzątany” przez klub z Cichej. Wiedział, że tak się stanie, nie wiedział tylko kiedy. Noworoczny „prezent” od swoich zwierzchników dostał 29 grudnia.

Woś nie miał zbyt wielu argumentów na swoją obronę. Nie wygrał żadnego z sześciu meczów, które „Niebiescy” rozegrali pod jego batutą. Wprawdzie poniósł w nich tylko jedną porażkę (1:2 z Widzewem), ale pięć „oczek” to w podbramkowej sytuacji Ruchu dorobek trudny do zaakceptowania. Zwłaszcza dla kibiców i działaczy Ruchu, którzy cały czas żyją latami świetności klubu, tymczasem teraźniejszość jest bardziej brutalna, czego wydają się nie dostrzegać. Za zasługi... Lepiej, żebym nie kończył tego zdania.

Nigdy tego nie ukrywałem, że Jan Woś jest moim kumplem. Nigdy jednak nie pozwoliłem sobie na to, by na jego dokonania (czy to boiskowe, czy to na niwie trenerskiej) patrzeć przez różowe okulary. W pracy nie ma osób uprzywilejowanych, nikt po znajomości - przynajmniej ode mnie - laurki nie dostanie. Surowo, ale sprawiedliwie - zawsze kierowałem się tą dewizą.

Od kilkunastu dni krążyły informacje, że Woś nie poprowadzi Ruchu w rundzie wiosennej. Jego „zmiennikiem” miał zostać Słowak Pavol Stano, ale gdy spalił na panewce angaż Janusza Niedźwiedzia w Cracovii, zatrudniono właśnie byłego szkoleniowca Widzewa. Nie mam nic przeciwko jego kandydaturze, ale szermowanie „argumentem”, że jest bardziej doświadczonym trenerem od Wosia, jest dla mnie ewidentnym nadużyciem. Niedźwiedź 23 stycznia skończy 42 lata i pracuje jako trener od 16 kwietnia 2012 roku (Jarota Jarocin). Woś 17 lutego skończy 50 lat i na trenerskiej ławce po raz pierwszy usiadł 21 czerwca 2011 roku, prowadząc Skrę Częstochowa.

Przed rozstaniem Janowi Wosiowi powierzono niewdzięczną misję poinformowania ośmiu zawodników, że wiosną już nie będą w Ruchu potrzebni. W ten sposób zwierzchnicy szkoleniowca wyciągnęli kasztany z ognia cudzymi rękami. Ale czy na pewno, bo co będzie, jeżeli niektórzy z odtrąconych piłkarzy nie zgodzą się na polubowne rozwiązanie kontraktu?