KOMENTARZ „SPORTU”


Bogdan Nather

 

Trafiony - zatopiony

 

To było pewne jak amen w pacierzu, że znakomita passa GieKSy musi się kiedyś skończyć. Nie tylko dlatego, że przed laty Anna Jantar w jednym ze swoich przebojów śpiewała „Nic nie może przecież wiecznie trwać”. To, że drużyna trenera Rafała Góraka znajdzie w końcu pogromcę, wynika z rachunku prawdopodobieństwa. Ktoś, kto kiedykolwiek miał do czynienia z tym działem matematyki zajmującym się zdarzeniami losowymi, wie o czym mówię. 

Być może dla niektórych zaskakujący był moment, w którym potknęła się drużyna z Bukowej. Po pierwsze dlatego, że katowiczanie wygrali sześć meczów z rzędu i wydawało się, że mkną do ekstraklasy niczym japoński shinkansen. Po drugie - ich przeciwnik, czyli Odra Opole, od pięciu kolejek nie zaznał smaku zwycięstwa, więc scenariusz boiskowych wydarzeń wydawał się oczywisty, a wynik gwarantowany. Sęk w tym, że jeżeli człowiek chce mieć gwarancję, to powinie sobie kupić... toster albo inny artykuł gospodarstwa domowego. Sobotni spektakl piłkarski w Katowicach przypominał nieco walkę bokserów, w których ten faworyzowany przegrał tylko dlatego, że wszystkie groźne ciosy przeciwnika wyłapał na szczękę i żołądek.

Ostatnia porażka katowiczan na pewno jest zaskakująca, ale jak wielokrotnie pokazało życie futbol jest nieprzewidywalny, a zwroty akcji nagminne. Zatem niczego nie można przesądzać nim sędzia nie zakończy zawodów.