Sport

KOMENTARZ. O marzenia i… pieniądze

Dziś późno wieczorem mistrz Polski Jagiellonia przypieczętuje awans do III rundy eliminacji Ligi Mistrzów. Nie może być inaczej, kiedy pierwszy mecz na wyjeździe wygrało się 4:0. Na dodatek FK Poniewież mocno dołuje w swojej lidze. Po 23 kolejkach litewskiej A Lyga jest na ostatnim, 10. miejscu z ledwie 22 punktami. To najsłabszy obrońca tytułu mistrza Litwy od czasu, kiedy ten kraj ponownie jest niepodległy (1990).

Na dodatek dyspozycja „Jagi” jest bardzo dobra. Sezon dopiero co się zaczął, a białostocczanie w trzech meczach o stawkę (liga, puchary) już zdobyli 9 goli. Strzelecka dyspozycja Jesusa Imaza i jego kolegów jest wysoka. Pewnie będzie to też podtrzymane w środę wieczorem.

Awans będzie oznaczał rywalizację o czwartą i ostatnią fazę eliminacji Champions League. Żeby tam się tam znaleźć, najpierw trzeba będzie się rozprawić z Bodo/Glimt. Norwegowie, podobnie jak Jagiellonia, wygrali swój pierwszy mecz 4:0. Nie mieli problemów z pokonaniem u siebie RFS Ryga. To przyszły tydzień, bo raczej nie należy się spodziewać katastrofy z jednej czy drugiej strony. Ewentualne dojście do poszerzonej Ligi Mistrzów byłoby wyczynem nie lada dla klubu z Białegostoku, ale do tego jeszcze dość długa droga. Na razie trzeba się skupiać na tym, co jest tu i teraz.

A teraz są pieniądze. W najgorszym razie białostocczanie, po wyeliminowaniu FK Poniewież, zagrają przecież w fazie grupowej Ligi Konferencji Europy. Na „dzień dobry” to finansowy zastrzyk w wysokości 3,345 mln euro czyli ok. 14,3 mln złotych. Niebagatelna kwota w budżecie klubu, który szacowany jest na 45 mln zł (dla porównania budżet Górnika Zabrze to ok. 35 mln złotych).

Pokonanie Norwegów, z którymi wcześniej radziła sobie i Legia, i Lech, to jeszcze większe pieniądze. Samo odpadnięcie w fazie play-off LM (czwarta runda), to 4,29 mln euro + 3,17 mln euro jako ekwiwalent gry w fazie grupowej Ligi Europy. W złotówkach to prawie 32 miliony złotych. Mnóstwo pieniędzy!

Można oczywiście iść dalej i wyliczać kolejne wpływy. Awans do fazy grupowej Champions League to od razu 18,62 mln, czyli 80 mln złotych. Powoli dwa roczne budżety „Dumy Podlasia”!

Można by dojść do wszystkiego zdobywanymi punktami w fazie grupowej LM, gdzie wygrana to 2,1 mln euro, a remis 700 tys. europejskiej waluty.

To oczywiście wszystko ładnie wygląda na papierze, a w rzeczywistości wiemy, jak jest i jak to było z grą naszych drużyn w europejskiej elicie. W latach 70. czy 80. jakoś jeszcze udawało się walczyć z najlepszymi, vide półfinał Legii w Pucharze Europy w 1970 czy Widzewa w 1983 roku. Potem szło jak po grudzie. Owszem, w latach 90. Legia zdołała być jeszcze w ćwierćfinale, a potem była raz faza grupowa Widzewa (1996). Później, niestety, długo, długo nic... Aż wreszcie warszawianie zagrali w 2016 roku w grupie LM. Ot, cała historia. Jak będzie z „Jagą”, przekonamy się w sierpniu.

Inni nasi pucharowicze? Ciężko być optymistą, patrząc jak sobie radzi Śląsk Wrocław, który na początku rozgrywek, po odejściu swojego lidera Erika Exposito, jest bezradny. Ciężko też oczekiwać cudów grającej na zapleczu ekstraklasy Wiśle Kraków. Zostaje Legia.

Czy się któryś klub lubi, czy też nie, to za wszystkich trzeba trzymać kciuki. Każdy punkt w europejskiej rywalizacji, każdy awans to przecież wyższe miejsce w klubowym rankingu UEFA, większa liczba drużyn w rozgrywkach, lepsze rozstawienie, no i przede wszystkim pieniądze, które tak są potrzebne do ściągania do siebie lepszych jakościowo graczy, a nie tych z drugich czy trzecich lig.

Michał Zichlarz