CZADOBLOG

PAWEŁ CZADO

Bądźmy dobrej myśli

Przed nami futbolowe święto: Euro! Ma tym przyjemniejszy smak, że wystąpi na nim reprezentacja Polski, już z tego powodu czuję podniecenie. Być może dla młodego pokolenia fanów sam udział w tej imprezie to nic nadzwyczajnego, startujemy w nich przecież piąty raz z rzędu i można było się przyzwyczaić.
Cóż, polska młodzież nie musi przecież pamiętać, że wcześniej był to jedynie miraż: dwanaście razy z rzędu lizaliśmy jedynie cukierki przez szybę, bo za każdym razem przepadaliśmy w eliminacjach. Dwa-naś-cie ra-zy! To prawie pół wieku! Można wpaść w jakąś przygnębiającą depresję, można zostać wręcz futbolowym schizofrenikiem!

Finały mistrzostw Europy dla polskiego futbolu przez wiele lat ucieleśniały jedynie jakiś uroczysty bal w ekskluzywnej restauracji. Taki na który nie jesteśmy zaproszeni i któremu w milczeniu możemy jedynie przyglądać się zza szyby, jak ubodzy krewni. Uczestnicy bawili się, przeżywali emocje, my czuliśmy jedynie ironiczne spojrzenia, widzieliśmy drwiące uśmieszki. A dziś? Owszem, nadal nie przewidziano dla nas honorowych miejsc na tym przyjęciu, ale przynajmniej zostaliśmy na nie wpuszczeni. Wydarliśmy w ostatniej chwili zaproszenia i możemy poszaleć. Kto wie co się zdarzy na balu?

Nie będzie sztucznego pompowania

Przed wyjściem ma bal musimy jeszcze przymierzyć frak i założyć suknię, sprawdzić czy wszystko dobrze leży.  Przed Euro reprezentacja rozegra jeszcze dwa oficjalne mecze kontrolne, przymierzalnią jest Stadion Narodowy w Warszawie. 7 czerwca, dziś, zagramy z Ukrainą, 10 czerwca – z Turcją. Przeciwnicy silni, są jak my – grają na Euro, to będą więc trudne sprawdziany. To dobrze, bo po pierwsze: ciągle to tylko sprawdziany. Po drugie: te mecze nie będą służyły poprawianiu nastrojów, pompowaniu samooceny, lecz ostatniemu szlifowi. Nie podejmujemy reprezentacji Grenlandii czy Kiribati żeby sztucznie się budować.
Wydawałoby się, że selekcjoner Michał Probierz jest w idealnej sytuacji.  W uproszczeniu można by powiedzieć, że ma wszystko do wygrania, a nic do przegrania. Po pierwsze dlatego, że grupowi przeciwnicy są tak silni, że nikt nie będzie biadolił gdy przegramy z Holandią lub Francją, te zespoły mogą przecież wygrać cały turniej. Po drugie: jak dobrze pójdzie – można przecież wyjść z grupy zajmując w niej trzecie miejsce.
Dostrzegam tylko jeden problem: Austrię. Ta drużyna gra, cholera, całkiem dobrze i wydaje się, że jest w odpowiedniej formie na Euro. A trzeba ją wyprzedzić, bo zajmując czwarte miejsce możemy zająć się jedynie sadzeniem rabatek. Jednak to wyprzedzanie nie będzie takie proste, jakbym niektórym mogło się wydawać…

Zauważcie jednak: to piękne, że mamy takie niepokoje, rozterki, dylematy, wątpliwości. Nie da się przecież czegokolwiek osiągnąć na takiej imprezie w ogóle ich nie mając!

Ulice tylko czekają

Ciekawe, że w Kuźni Raciborskiej na Górnym Śląsku istnieje od 2017 roku jedyna w Polsce ulica... Roberta Lewandowskiego. Tego Lewandowskiego! Życzmy więc sobie, żeby po niemieckim Euro kolejne miasta wpadały na podobne pomysły. Ulica Szczęsnego? Ulica Milika? One tylko na to czekają, mrucząc prężą swój asfalt. Brzmi nieprawdopodobnie, ale… bądźmy dobrej myśli.
Bądźmy dobrej, bo po co być złej?