Kolumbijczyk królem sprinterów
Juan Sebastian Molano po odważnym długim finiszu wygrał Classic Brugge-De Panne.
Na tym zrobionym tuż za metą zdjęciu nietrudno wskazać zwycięzcę. Fot. Facebook Classic Brugge-De Panne
KOLARSTWO
Podczas środowego wyścigu kolarze rywalizowali na trasie płaskiej jak stół. I to dosłownie, bo najwyższy punkt, przez który przejechali, znajdował się na wysokości – uwaga! – 28 metrów n.p.m., a mieli do pokonania po szosach Flandrii blisko 200 km! Nic więc dziwnego, że na starcie w Brugii pojawili się w zasadzie wszyscy aktualnie najlepsi sprinterzy. Z pierwszej „10” zabrakło tylko Erytrejczyka Biniama Girmaya (Intermarche) i Belga Jordiego Meeusa (Bora).
Najważniejsze okazały się rundy wokół De Panne, gdzie znajdowała się meta. Prowadziły one po wąskich drogach, na których przy dużych prędkościach, a średnia całego wyścigu wyniosła aż 47,4 km/h, nietrudno było o kraksę. I właśnie one wyeliminowały z walki o zwycięstwo kilku faworytów, między innymi Francuza Arnauda Demare'a (Arkea), Włocha Alberto Dainese (Tudor) czy Belga Arnaud De Lie (Lotto), a jeszcze zanim doszło do nerwowej końcówki z dalszej jazdy sam zrezygnował Holender Fabio Jakobsen (Picnic).
Na ostatnim kilometrze znowu doszło do karambolu, który znacząco ograniczył prowadzącą grupę. Juan Sebastian Molano (UAE Team Emirates) nie czekał do samego do końca i odważnie zaatakował około 400 metrów przed kreską. Znany także z rywalizacji na torze Kolumbijczyk wypracował sobie niewielką przewagę, którą udało mu się dowieźć do mety, choć wygrał ledwie o błysk szprychy. – Jechałem sam naprawdę długo. W pewnym momencie spojrzałem do tyłu, a kiedy nie zauważyłem, żeby ktoś się zbliżał, dałem z siebie wszystko – relacjonował Molano, dla którego to pierwsze zwycięstwo w tym roku. Drugi finiszował chyba obecnie najlepszy w sprinterskim fachu Włoch Jonathan Milan (Lidl), a trzeci był Estończyk Madis Mihkels (EF Education).
– Finał był naprawdę niebezpieczny i bardzo szybki – podkreślał Molano, który jeździ w grupie Tadeja Pogaczara i Rafała Majki. – Widziałem trzy kraksy, raz o mało co nie upadłem – dodał sprinter, który ma na koncie choćby dwa etapowe zwycięstwa w hiszpańskiej Vuelcie.
(g)