Sport

Kolejny miły dzień

Wygrana w EIHC jest blisko, ale trzeba jeszcze zmierzyć się z Madziarami, z którymi też mamy na pieńku.

Paweł Zygmunt po kontuzji powraca do formy, a co najważniejsze przypomniał sobie o strzelaniu goli. Fot. PAP/Jarek Praszkiewicz

Już dawno nie pamiętamy, by polska reprezentacja z liczącymi się rywalami nie tylko wygrywała, ale zdobyła osiem goli, tracąc zaledwie trzy. W pierwszym meczu turnieju Euro Ice Hockey Challenge w Sosnowcu Biało-czerwoni odprawili Włochów 5:2, zaś w drugim pokonali Słowenię 3:1.

Po meczu z Włochami spodziewaliśmy się przetasowań w formacjach. Nieco wcześniej pojawił się komunikat, że Bartosz Fraszko przy blokowaniu krążka doznał urazu i jego gra w kolejnych meczach jest niemożliwa. W rezultacie z listy rezerwowej pojawił się Szymon Kiełbicki, który zbiera dobre recenzje w lidze i zaliczył niezłe występy w Budapeszcie. Napastnik JKH grał w trzecim ataku z Mikołajem Sytym i Dominikiem Pasiem. Tym razem kapitan Krystian Dziubiński był usatysfakcjonowany, bo jego atak był numerem 1 i miał być kołem zamachowym naszej drużyny, choć do końca z tym stwierdzeniem nie możemy się zgodzić. Poza składem znaleźli się obrońca Olaf Bizacki oraz jeden z liderów, Kamil Wałęga. Absencja tego drugiego była widoczna.

Słoweńcy w tym sezonie odmładzają zespół i trener Edo Terglav ciągle eksperymentuje. „Rysie”, bo taki przydomek nosi ten zespół, prezentowały się solidnie i przeprowadziły wiele składnych akcji i Marcel Mahovec zdobył prowadzenie. Matić Torok, największy talent od czasów Anże Kopitara (kapitan Los Angeles), na co dzień występuje w lidze fińskiej i potrafi solidnie przyłożyć się do uderzenia. John Murray odbił krążek, a Mahovec uderzył z zerowego kąta, a czarny kauczuk odbił się od parkana bramkarza i wpadł do siatki. Przypadek, ale nasi hokeiści musieli odrabiać straty, jednak grali zbyt chaotycznie, nieporadnie, by zaskoczyć rywali. Ponadto Słoweńcy mieli między słupkami Matija Pintaricia, który z powodzeniem broni we francuskim Grenoble.

W przerwie między tercjami w naszej szatni musiało być gorąco, bo zespół prezentował się już znacznie lepiej. W 22 min Paś udowodnił, że jego forma jest bliska optymalnej. Otrzymał krążek od naszych obrońców i znów pociągnął z nadgarstka z przestrzeni międzybulikowej i wyrównał. Sędziowie jeszcze analizowali wideo i gol został uznany. Biało-czerwoni poszli za ciosem i cały czas nękali rywali. W 29 min przed naszym zespołem otworzyła się szansa na gole, bowiem grali przez 57 sek. w podwójnej przewadze. Owszem, cały czas przebywali w strefie rywali, ale nic z tego nie wynikło. Szkoda, bo takie sytuacje bywają rzadko i trzeba je wykorzystywać. W końcu i do naszych hokeistów uśmiechnęło się szczęście. W 36 min Karol Biłas zdecydował się na strzał, zaś Miha Bericić tak strącił krążek, że znalazł się w bramce. Gol, zgodnie z przepisami, został zaliczony obrońcy z Sanoka. To była dobra odsłona w wykonaniu podopiecznych trenera Roberta Kalabera, ale przed nimi było trudne 20 minut. I już w 42 min Nik Sever znalazł się w bezpośrednim sąsiedztwie Murraya, ale nie zdołał go pokonać. Znów szczęście było po naszej stronie. Polacy umiejętnie wybijali rywali z rytmu i szukali szans w kontrach. Okazji było kilka, ale Damian Kapica i Mateusz Gościński po świetnym rajdzie nie zdołali pokonać słoweńskiego bramkarza. W 58:43 min trener rywali wziął czas i zgodnie z przewidywaniami wycofał bramkarza. Na początku ostatniej minuty Murray podał do Pawła Zygmunta i ten stoczył twardy bój pod bandą. Gdy opuszczał własną strefę zdecydował się na strzał i krążek wpadł do pustej bramki. Kolejne efektowne zwycięstwo Biało-czerwonych i miła niespodzianka.

◼ Polska – Słowenia 3:1 (0:1, 2:0, 1:0)

0:1 – Mahovec – Torok (7:07), 1:1 – Paś – Florczak - Syty (21:48), 2:1 – Biłas - Wanacki (35:54), 3:1 – Zygmunt – Murray (59:12, do pustej).

Sędziowali: Kristian Dosa i Paweł Kosidło – Kacper Król i Eryl Sztwiertnia. Widzów 2400.

POLSKA: Murray; Naróg – Górny, Zieliński – Jaśkiewicz, Bryk – Florczak, Wanacki – Biłas; Kapica (4) – Dziubiński – Sadłocha, Zygmunt – Tyczyński – Łyszczarczyk, Kiełbicki – Syty – Paś, Kamiński (2) – Krzemień – Gościński. Trener Robert KALABER.

SŁOWENIA: Pintarić; Crnović - Bohnic, Silbar – Urukalo, Brus – Hebar, Rep (2) – Lesncar; Mahković – Torok – Kapel, Sturm – Maver (2) – Sever, Simsić – Povse – Zezelj, Svetina – Bericic – Sodja. Trener Edo TERGLAV.

Kary: Polska – 6 min, Słowenia – 8 (4 tech.) min.


◼  Węgry – Włochy 1:2 (1:0, 0:1, 0:1)

1. Polska

2

6

8:3

2. Węgry

2

3

4:3

3. Włochy

2

3

4:6

4. Słowenia

2

0

2:6

Dzisiaj grają: Polska – Węgry (14.30), Słowenia - Włochy (18.15).


11. ZWYCIĘSTWO  odnieśli Biało-czerwoni ze Słowenią w 29. spotkaniu. Bilans bramkowy 64:78

27 STRZAŁÓW oddali Polacy, rywale byli gorsi o sześć

Włodzimierz Sowiński