Sport

Kocham sędziowanie!

Rozmowa z Piotrem Lasykiem, arbitrem ekstraklasy, zdobywcą Kryształowego Gwizdka za sezon 2024/25

Piotr Lasyk podczas wiosennego meczu Widzewa z Legią... Fot. Artur Kraszewski/PressFocus

Według „Sportu” był pan najlepszym arbitrem w ekstraklasie ostatniego sezonu. Gratulujemy! Jako jedyny w gronie tych, którzy sędziowali regularnie, przekroczył pan średnią punktową wynoszącą 7 – dokładnie 7,04, w skali 1-10. Trochę niżej był Szymon Marciniak, z wynikiem 6,80...

- To przyzwoita ocena, dziękuję! Sam siebie oceniłbym może trochę… niżej (uśmiech). Cóż, to był rzeczywiście solidny sezon, ale wiem na co mnie stać, wiem, że mogłem wycisnąć więcej. Muszę zauważyć, że - biorąc pod uwagę moje doświadczenie na poziomie ekstraklasy (45-letni Piotr Lasyk prowadzi spotkania na tym szczeblu od 2015 roku - przyp. red.) - nie dostaję meczów, które wydają się z założenia łatwe do prowadzenia, wręcz przeciwnie. Zazwyczaj są to zawody z dużą stawkę.

Rozmawiamy kilkanaście godzin po barażu o ekstraklasę w Płocku między Wisłą a Polonią Warszawa, wygranego przez gospodarzy po golu w ostatniej minucie… To był, w mojej opinii, mecz z gatunku ekstremalnie trudnych do prowadzenia.

- Musze przyznać, że spotkania barażowe o ekstraklasę są jednymi z najtrudniejszych do prowadzenia. Chodzi o powszechną uwagę, większe niż zwykle emocje. Jeden mecz decyduje o wszystkim, a to trudne dla jego uczestników pod względem psychicznym. To widać choćby po jakości zawodników w takich spotkaniach. Często jest tak, że mają wręcz „związane” nogi. Mam wrażenie, że takie spotkania bardziej rozgrywa się w głowie, biorąc pod uwagę emocje. Baraże to osobna rzeczywistość. Weźmy pod uwagę Wisłę Kraków, która w 1. lidze zajęła 3. miejsce, a już zdążyła z tych baraży odpaść… Muszę przy tym podkreślić, że był to trzeci sezon z rzędu, w którym prowadzę mecze barażowe o ekstraklasę. Cóż, na obsadę sędziowską wysyła się ciężkie wojska, żeby te rozgrywki zabezpieczyć (uśmiech).

Ostatni gol w Płocku, który zdecydował o awansie gospodarzy, padł w 90 minucie. Były pretensje przegranych.

- Nie mogło być. Bramka nie padła w kontrowersyjnych okolicznościach, ale po wspaniale bitym rzucie wolnym, a faul, po którym został podyktowany, był ewidentny. Ani gol, ani przewinienie nie budziło wątpliwości. Tutaj nie chodziło o rzut karny, których każdy zawsze ma własną interpretację. Mimo wielkich emocji, obaj trenerzy po spotkaniu byli u mnie w szatni, dziękując za odpowiednie prowadzenie zawodów. Uznali, że praca, którą sędziowie włożyli w to spotkanie, była odpowiednia, wykonana w prawidłowy sposób i akceptowalna dla obu stron. Nie ukrywam, że poczułem dużą satysfakcję. A co kibice powiedzą – przyznam szczerze – nie robi na mnie wrażenia, nie traktuję tego poważnie. Każdy kieruje się przede wszystkim własnymi sympatiami.

Zauważam, że jest pan arbitrem wyjątkowo zajętym. Jak liczę, poprowadził pan w tym sezonie 27 spotkań w polskich rozgrywkach, ligowych i pucharowych...

- Muszę przyznać, że sezon był intensywny. Ze statystyk, które widziałem, wynika, że jestem osobą, która w tym sezonie - biorąc pod uwagę zarówno prowadzenie spotkań na boisku, jak i mecze gdzie obsługiwałem VAR. Łącznie wychodzą już 52 spotkania, a to rzeczywiście imponująca cyfra. Od razu jednak zaznaczam - nie czuję się zmęczony! Nie mogę zgodzić się z opiniami, że można poprowadzić jakieś zawody ekstraklasy zmęczonym. Uważam, że sędziowie, podobnie jak piłkarze, po to trenują, żeby uczestniczyć w ważnych meczach. Po to wychodzimy na boisko, można powiedzieć, że to kochamy.

Profesjonalizacja także w tym zakresie postępuje. Nie można być już trochę sędzią, a trochę zajmować się czymś innym.

- Ciągle dążymy jeszcze do tego, żeby dla wszystkich sędziów był to zawód, żeby wszyscy sędziowie, przynajmniej na poziomie ekstraklasy, byli profesjonalistami. Dziś o tym zapominamy. Wydaje nam się, że tak jest, ale jeszcze nie wszyscy sędziowie mają kontrakty zawodowe podpisane ze związkiem. Ciągle ich jednak przebywa.

Co gwarantuje kontrakt? Macie płacone od meczu?

- Konstrukcja umów wygląda w ten sposób, że arbitrzy otrzymują stałe wynagrodzenie plus bonus zależny od ilości prowadzonych spotkań, który dodawany jest do podstawy. Czyli: „im więcej sędziujesz, tym więcej zarabiasz”. Chcę jednak podkreślić, że pieniądze pieniędzmi, ale profesjonalizm wcale nie polega na braku przeżywania emocji. Jeśli któryś sędzia podchodzi do tego bez emocji to uważam, że powinien zmienić zawód. Ja jestem szczęściarzem: kocham piłkę nożną i kocham ją sędziować. Prowadzenie każdego spotkania sprawia mi radość.

Nie da się chyba być zadowolonym z każdego meczu. Każdy sędzia decyzjami potrafi wywołać kontrowersje. W pańskim przypadku to było starcie w ćwierćfinale Pucharu Polski między Legią i Jagiellonią. Najpierw podyktował pan rzut karny dla drużyny Adriana Siemieńca po faulu Pawła Wszołka, jednak po konsultacji z siedzącym na VAR-ze Szymonem Marciniakiem odwołał tę decyzję.

- Tak było. Wiadomo było przed meczem, patrząc na zestawienie tych drużyn, że każda decyzja może ważyć na losach spotkania. Jadąc na to spotkanie, byliśmy przekonani, że ktoś po tym meczu z pewnością będzie niezadowolony i… tak było. Ale przecież na boisko zawsze wychodzimy z przekonaniem, żeby pracę wykonać jak najlepiej. Dziś wydaje mi się, że gdyby pewne sytuacje, które zdarzyły się w tamtym spotkaniu, miały miejsce choćby w 17. kolejce ekstraklasy – nie byłoby takiej dyskusji, być może przeszłyby bez echa. Ale tamten mecz był medialny, więc związane z nim zdarzenia były nagłośnione.

Miał pan mecze, po których pojawiła się świadomość, że popełnił pan jakiś błąd?

- Oczywiście, każdy ma lepsze i słabsze momenty, ważną kwestią jest odpowiednio na nie zareagować. Kiedy sobie analizuję własne występy, zauważam momenty w poszczególnych meczach, kiedy można było wybrać lepsze rozwiązania, to jest naturalne. Czasem dziennikarze albo kibice uznają moje sędziowanie w konkretnym meczu za dobre, a ja w duchu niekoniecznie się z nimi zgadzam. Dostrzegam własne błędy, proszę mi wierzyć. Mamy własne środowisko, gdzie takie sytuacje omawiamy.

Właśnie o środowisko chciałem spytać. Myślę, że na sędziowaniu tak naprawdę znają się sędziowie, reszcie wydaje się, że się zna. Przypuśćmy, że prowadzi pan ważny mecz, którym zdarza się zła decyzja. Koledzy sędziowie mają „polewkę”?

- Wiadomo, to naturalne, że o tym dyskutujemy, więc w zaufanym gronie się zdarza (uśmiech). Wymieniamy często opinie, choćby z Tomkiem Kwiatkowskim. Wiele czasu zajmuje nam to w poniedziałki, gdy wisimy na telefonie i omawiamy niedzielne mecze. Te poniedziałki są wycięte z życiorysu, czasem tyle to trwa (uśmiech). Kiedy prowadzę warsztaty czy szkolenia z młodymi, niedoświadczonymi sędziami, podkreślam zawsze, że nie odnosimy się do kolegów. Odnosimy się do konkretnych sytuacji i sposobów ich oceny, zdarzeń, które miały miejsce, a które często nie są wcale biało-czarne.

Brawo!

- To przecież najlepszy sposób na naukę. Nie wytykamy słabości kolegom, koncentrujemy się na dostrzeganiu w podobnych sytuacjach najlepszych rozwiązań. Omawiamy też sytuacje dodatkowo pod kątem VAR-u, analizując, czy podlegają, czy też nie jego interwencji.

Właśnie: VAR! Czy on może jeszcze zniknąć z polskich boisk?

- Nie sądzę. Jesteśmy już na takim etapie, że gdybyśmy chcieli zlikwidować VAR, to tak jakbyśmy zrobili dziesięć kroków w tył.

Wiem, że w Szwecji VAR-u nie ma.

- Tamtejsza federacja rzeczywiście się nie zgodziła, być może ze względu na finanse, bo wprowadzenie VAR-u do rozgrywek to duże koszty. Tymczasem świat poszedł do przodu w tym względzie. Jedyne co może się zmienić to aktualizacja i ulepszenie systemu oraz procedur. VAR też musi się rozwijać.

Kiedy kilka miesięcy temu rozmawialiśmy na Stadionie Śląskim, była mowa o tym, że wkrótce sędziowie zaczną kibicom zebranym na stadionie tłumaczyć decyzję, także te z udziałem VAR-u.

- To już się dzieje! Będziemy tego świadkami choćby w czerwcu, podczas pierwszych klubowych mistrzostw świata, zaczynają też to wprowadzać federacje krajowe. Przykładem Bundesliga, która sprawdzała to w niektórych spotkaniach, liga portugalska, a także Puchar Holandii. Lada moment będzie się to też działo u nas, bo chodzi o to, żeby te decyzje podejmowane przez VAR były czytelne dla wszystkich, nie tylko dla arbitrów i kibiców przed telewizorami, którzy mają wyjaśnienia na bieżąco.

Rozmawiał Paweł Czado

Druga część rozmowy w poniedziałek

PIOTR LASYK
BILANS SEZONU
27 meczów; 97 żółtych kartek (45 dla gospodarzy i 52 dla gości), 5 czerwonych kartek (0 dla gospodarzy, 5 dla gości, 8 podyktowanych karnych (4 dla gospodarzy i 4 dla gości).