Kochał sport i „Sport”
Za wcześnie odszedłeś Bogdan, za wcześnie...
Redaktor Bogdan Nather przy pracy. Cały On: w czapeczce Barcelony, z laptopem, z logosami „Sportu”. Fot. arc
Choć ciężko chorował od kilku miesięcy, i On sam, i my w redakcji żyliśmy nadzieją, że zdoła chorobę zwalczyć. Jakżeby inaczej!? Był przecież człowiekiem sportu, a więc walki, rywalizacji, jednocześnie pełnym wigoru, sił witalnych, przepełnionym humorem, czasem i autoironią. Ktoś taki musi żyć, musi być, nade wszystko musi pisać.
Nie dał rady. Wczoraj nadeszła ze szpitala w Jastrzębiu-Zdroju informacja, że Bogdan nie żyje.
Napisać, że ponosimy wielką stratę, że „Sport” ponosi wielką stratę – to jakby nic nie napisać. Był wierny naszemu tytułowi od początku do końca swojej dziennikarskiej przygody. W sumie 40 lat z małym okładem. Pojawił się w redakcji przy ulicy Młyńskiej 1 w Katowicach jeszcze w trakcie studiów, po ich zakończeniu trafił na rok do wojska, a kiedy wrócił, pozostał już na stałe, a właściwie to na zawsze.
Kochał sport i „Sport”, kochał piłkę nożną, tę małą, i tę dużą, kochał siatkówkę, kochał też hokej. Akurat on, mieszkaniec Jastrzębia, miał te dyscypliny niejako pod ręką. A dzięki temu pod ręką mieli je także Czytelnicy, bo nic Bogdanowi nie umykało. Jak to rasowy dziennikarz – z łatwością zdobywał informacje, co Czytelników cieszyło, ale też martwiło tych, których te informacje dotyczyły, a zwłaszcza wtedy, kiedy mieli coś na sumieniu.
A Bogdan był bezkompromisowy tak w ujawnianiu różnych spraw i sprawek, jak i w sposobie ich opisywania. Bywało, że miał z tego powodu kłopoty, ale on się ich nie bał. Wystarczyło, że wiedział, iż ma rację, której może dowieść w każdych okolicznościach.
Redaktor Nather poświęcał się pracy w „Sporcie” całym sobą, ale pozostawił sobie też dużo miejsca na pasję muzyczną, a zwłaszcza na muzykę rockową. Tę najpierwszą, tę najpiękniejszą, tę, która w historii sztuki zajęła poczesne miejsce. Iron Maiden,Led Zeppelin, Pink Floyd, Deep Purple, Black Sabbath, Red Hot Chili Peppers, Nirvana i tak dalej – to były jego klimaty (i wielu z nas). Potrafił o tym mówić bez końca, podobnie jak o... Barcelonie, której markowe ciuchy z upodobaniem kupował i nosił.
Bogdan zwykł pojawiać się w redakcji jako jeden z pierwszych. Ci, którzy przychodzili po nim, mogli się spodziewać, że poczęstuje ich jednym z dowcipów, których miał na podorędziu bez liku, albo dykteryjką ze świata sportu, których również miał nieskończenie wiele, bo też nieskończenie wiele miał w tym światku kontaktów – koleżeńskich i przyjacielskich.
Dało się to odczuć zwłaszcza w ostatnich miesiącach: w szpitalu, w którym Bogdan przebywał, odwiedzało go niemal codziennie mnóstwo ludzi.
A zaczęło się od tego, że kilka miesięcy temu pogotowie zabrało go ze stadionu, na którym pojawił się celem opisania kolejnego meczu. Może tysięcznego w jego dziennikarskiej przygodzie, może trzytysięcznego... Trudno sobie wyobrazić, że nie opisze kolejnych.
Za wcześnie odszedłeś Bogdan, za wcześnie...
W imieniu wydawcy oraz koleżanek i kolegów ze „Sportu”
Andrzej Grygierczyk
Pogrzeb Świętej Pamięci Bogdana Nathera odbędzie się w piątek, 31 października. Msza Święta zostanie odprawiona w kościele pw. NMP Matki Kościoła w Jastrzębiu-Zdroju o godzinie 10.00.
