Sport

Klasyk za zamkniętym drzwiami

W Łodzi zastanawiają się, czy trener Myśliwiec znajdzie odpowiednie zastępstwo dla Bartłomieja Pawłowskiego.

Bartłomiej Pawłowski do treningów wróci najprawdpodobniej zimą. Fot. Paweł Jaskółka/PressFocus

W teatrze próba generalna przed premierą odbywa się zwykle przed publicznością. Ostatni sparing Widzewa z Legią rozegrano bez świadków (nawet bez transmisji internetowej), co można wytłumaczyć tylko tym, że ośrodek w Urszulinie nie jest przystosowany do przyjmowania kibiców. Trenerzy mają swoje racje, ale w sytuacji, gdy istnieją programy internetowe do rozpracowywania poszczególnych drużyn, takie „zamykanie drzwi” jest już chyba anachronizmem. Chyba, że rację miał Kazimierz Górski, który podobno powiedział o jednym z trenerów, który też nie wpuszczał widzów na mecze kontrolne: „Ja mu się nie dziwię. Gdyby moja drużyna tak słabo grała, to też bym się wstydził”.

Akurat Goncalo Feio z Legii i Daniel Myśliwiec z Widzewa nie mają się czego wstydzić. Wyłożyli na stół wszystkie swoje karty, a żeby wszyscy mogli się zmieścić na boisku, grano 3 razy po 45 minut. Jak twierdzą ci, którzy zostali dopuszczeni w pobliże boiska, Legia była lepsza i miała więcej szans na gole, a to, że wygrała tylko 2:1, świadczy dobrze o widzewskiej defensywie. Widzew prowadził po golu Kamila Cybulskiego w 41 minucie, a dla Legii bramki zdobyli Marc Gual w 66 i Steve Kapuadi w 81 minucie. Składów nie ma co podawać, bo… trzeba by było przepisać cały skarb kibica (w Widzewie zagrało aż 27 zawodników, a w Legii – 22).

Problemy Legii to sprawa wyższej rangi, bo reprezentować będzie Polskę w europejskich rozgrywkach. W kontekście pierwszej kolejki ligowej zajmijmy się więc Widzewem, który oficjalnie rozpocznie sezon 22 lipca meczem ze Stalą w Mielcu. Czy jest do niego gotowy?

Sparingi wypadły nieźle, ale z drugiej strony chyba jeszcze nie wszystko jest dopięte na ostatni guzik, bo nie widać na przykład pewnych następców Jordiego Sancheza, który z ciekawością patrzy pewnie teraz na skocznię narciarską w Sapporo, gdzie będzie grał w miejscowym zespole japońskiej J League. Urodzony w Barcelonie Katalończyk przez całą hiszpańską część swojej kariery krążył między II a III ligą. W Łodzi znalazł się dokładnie dwa lata temu, w lipcu 2022 roku. Rozegrał w Widzewie 65 oficjalnych meczów, w których zdobył 19 bramek. Oceniano go różnie – był krytykowany, ale i podziwiany. Pożegnał się z Widzewem słowami: „Niektórzy w klubie będą mogli teraz ode mnie odpocząć”, które bardziej pokazują dystans piłkarza do samego siebie, niż są oskarżeniem bądź wyrzutem wobec klubu. Jego rolę przejąć ma Imad Rondić, ale czy zdoła mu dorównać?

Nie ma też jasności, co do „dziesiątki” w składzie (chodzi o pozycję taktyczną, nie o numer na koszulce), bo Bartłomiej Pawłowski wznowi treningi – według obecnych prognoz – dopiero w przerwie zimowej. W sparingach dobrze spisywał się Antoni Klimek, któremu jednak brakować może doświadczenia, wszak dopiero za dwa tygodnie skończy 22 lata. Kibice żałują też odejścia Andrejsa Ciganiksa, który był widoczny i potrzebny na lewym skrzydle, nazywanym teraz wahadłem, chociaż nie zawsze miał miejsce w pierwszym składzie. W sparingach zastępował go 24-letni Słowak Samuel Kozlovsky z Bratysławy, ostatnio z powodzeniem grający w ligowym zespole z Trenczyna.

Prognozy co do jedenastki na pierwszy mecz snuć można na podstawie wyjściowego składu w sparingu z Legią: Gikiewicz – Kastrati, Żyro, Ibiza, Kozlovsky – Łukowski, Alvarez, Hanousek, Klimek, Cybulski – Rondić. A ponieważ lubimy lansować młodych, mało znanych jeszcze zawodników (i potem śledzić przebieg ich kariery), odnotujmy, że bramkę dla Widzewa strzelił 18-letni Cybulski, który przez dziewięć lat trenował w akademii Lecha w Poznaniu, ale nie zdołał przeskoczyć z juniorów choćby do II-ligowych rezerw. Znalazł się w Łodzi, wiosną zadebiutował już w ekstraklasie, w której zagrał osiem razy, w tym raz znakomicie (piłkarz meczu akurat z Lechem). Teraz cieszył się ze swojego pierwszego gola w pierwszej drużynie. Co z tego, że tylko w sparingu, ale za to w meczu z Legią!

Wojciech Filipiak