Kilka nazwisk w notesie
Rozmowa z Łukaszem Milikiem, dyrektorem sportowym Górnika Zabrze
Łukasz Milik ma powody do zadowolenia. Fot. Łukasz Laskowski/Pressfocus.pl
- Złapaliśmy dobry moment. Drużyna zaczęła funkcjonować, skład się wykrystalizował. Wiemy, jaka jest podstawowa jedenastka, a rotacje są niewielkie. Widzimy, że jest OK.
Górnik skończył rok na 6. miejscu z 30 punktami. Taki wynik i niewielkie straty do ścisłej czołówki zmieniają patrzenie na to, co będzie wiosną?
- Na pewno będę chciał więcej i będę naciskał na ludzi u góry, żeby udało się odblokować trochę pieniędzy. Może uda się iść za ciosem. Na razie wszyscy cieszymy się z 30 punktów. Można powiedzieć, że na ten moment jesteśmy „czarnym koniem” rozgrywek. Nikt się nie spodziewał, że na koniec roku będziemy mieli tyle punktów, ale też że nasza gra będzie tak wyglądała, że złapiemy tak dobrą serię. Mam parę nazwisk w notesie i mam nadzieję, że będziemy rozmawiać. Będziemy chcieli wzmocnić drużynę. Wiemy, gdzie mamy braki, gdzie potrzeba wzmocnień, ale wszystko musi się mieścić w naszym budżecie. Ja mogę chcieć, a nasze możliwości to inna rzecz. Trzeba podejść do tego uczciwie, racjonalnie i z głową. Na pewno jednak pracujemy racjonalnie nad zimowym okienkiem, tak jak było latem, kiedy nasza kadra na początku była już skompletowana. Jeśli będą jakieś wzmocnienia, to najlepiej, żeby wszystko było znane do wyjazdu na obóz.
O jakich pozycjach mówimy? Środek obrony, środek pomocy, pozycja numer „9”?
- Wiemy, jak jest i cieszymy się, że nie ma kontuzji. Na dziś wiadomo - Patrik Hellebrand i „Rasi” (Damian Rasak - przyp. red.) to nasi etatowi środkowi pomocnicy. Liczymy na niech, nie zawodzą, ale trzeba pamiętać o kartkach, ewentualnych kontuzjach. Rozglądamy się, myślimy nad tą pozycją i nie ukrywamy, że jest ona dla nas numerem 1 do wzmocnienia na zimę.
Będą jakieś odejścia?
- Planujemy pewne ruchy, mogą być odejścia, ale... niekoniecznie tak musi być. Rozmawiamy z zawodnikami, drużyna dobrze gra i w tym momencie nie wiem, czy ktoś będzie chciał odejść! Oczywiście, jeśli będzie jakaś życiowa oferta dla danego zawodnika, to na siłę nikogo nie zatrzymamy. Wiemy, jakie mamy podejście do zawodników, jesteśmy lojalni, staramy się rozmawiać, a oni tak samo do wszystkiego podchodzą. Jak ktoś nam pomógł, to nikogo na siłę nie będziemy blokować. Staramy się rozumieć piłkarzy. Kiedy ktoś jest młody, ma szansę na rozwój, to można rozważać czy odejdzie. Na ten moment nie wpłynęła jednak żadna oferta. Przez święta możemy spać spokojnie.
Trenerowi Janowi Urbanowi i Damianowi Rasakowi w czerwcu kończą się umowy. Jak zamierzacie tutaj rozmawiać?
- Niektóre rzeczy są ruszone, z niektórymi negocjujemy już dłuższy czas. Z kolei niektóre zostawione są na okres po Nowym Roku. Musimy się zastanowić, jak to ma wyglądać, jaka kadra będzie w nowym sezonie. Pracujemy nad wszystkim. Mam nadzieję, że z niektórymi zawodnikami jeszcze przed świętami umowy uda się przedłużyć.
Z dużej liczby kilkunastu zawodników, którzy pojawili się w Górniku latem, ktoś pana najbardziej zaskoczył?
- Nie chcę rzucać nazwiskami, bo tak naprawdę to wielu chłopaków pracowało na ten wynik. Na początku mówiono o Patriku Hellebrandzie czy Luce Zahoviciu, że coś nie tak, a teraz mówimy przecież o nich jako o ważnych i podstawowych zawodnikach. Kryspin Szcześniak też nie grał w pierwszych spotkaniach, a końcówkę miał bardzo dobrą. Podobnie ma się to w przypadku wielu innych. Trzeba wyróżnić cały zespół. Jasne, nie we wszystkich wypadkach wyszło tak, jakbyśmy chcieli, nie wszyscy gracze dali jeszcze sto procent. Liczymy, że w nowej rundzie bardziej się zgrają i pomogą drużynie. To jest ważne dla nas. Kadra była przebudowana i można powiedzieć, że dalej jest w przebudowie, jednak taka była sytuacja klubu. Wszyscy chcielibyśmy stabilizacji. My, kibice również, ciągle jednak trzeba szukać zawodników, zmienników na różne pozycje. Nie jest to łatwe, ale działamy. Dużo jeździmy, oglądamy, mam porozpoczynane tematy, prowadzimy rozmowy. Liczę, że uda się jeszcze wzmocnić drużynę, ale nic na siłę. Chciałbym jednak, aby nasza kadra w rundzie wiosennej była jeszcze mocniejsza.
Jeśli chodzi o sytuację finansową klubu, to czy można powiedzieć, że pan - jako dyrektor sportowy - ma oddech?
- Mam, ale wiem, że nie mogę sobie pozwolić na więcej. Pracujemy na wypracowanym, ustalonym budżecie. Dogadujemy się racjonalnie z zarządem, który pilnuje kwestii finansowych. Runda się skończyła, ale dla nas jest to teraz najcięższy okres i praca. Jest kilka etapów do przedyskutowania: czy postawimy sprawę va banque, czy postawimy większe środki na jakiegoś piłkarza? Zaryzykujemy z wydatkiem, ale potem wyższe miejsce w lidze zbilansuje nam wydatek i pogramy o coś więcej? Twardo stąpamy jednak po ziemi i wiemy, w jakim miejscu jesteśmy. Co do sytuacji finansowej, to jest ona stabilna, ale nie jest tak, że możemy otwierać korki z szampanem i spać spokojnie. Trzeba przeżyć ten sezon i dopiero potem zobaczyć, co będzie dalej. Cały czas borykamy się przecież z długami. Te demony krążą i nie jest tak, że przychodzi ktoś z czarodziejską różdżką i wszystko się układa. W klubie ciężko pracujemy, dział marketingu stara się, żeby było jeszcze więcej sponsorów, żeby było więcej kibiców, żeby się to nakręcało... Zresztą widać, że frekwencja u nas się zwiększa, że w klubie dzieje się dobrze. To przenosi się też na wynik finansowy. Zaczęliśmy też zarabiać większe pieniądze, czy to w naszym sklepie, czy na dniu meczowym. W przyszłości może sprzedamy jednego zawodnika i to na jakiś czas wystarczy. Górnik na razie musi dalej sprzedawać piłkarzy, żeby funkcjonować, żeby łagodzić wynik finansowy, żeby nie było problemów. Trzeba mieć plan i tego się trzymać. Teraz chwila odpoczynku dla zawodników, a potem przygotowania, no i pierwszy mecz w lidze; z Puszczą u nas.
Mówił pan, że w Górniku któregoś dnia zagra pana brat, Arkadiusz. To możliwe?
- (śmiech) Arek cały czas śledzi, co się w Górniku dzieje, jest na bieżąco. Kibicuje nam, ale jeszcze ma kontrakt w Juventusie, jeszcze chce tam pograć i ma swoje aspiracje oraz marzenia. Chce się jeszcze pokazać. Co do Górnika, to nie wiem, kiedy to będzie. Może za trzy, może za cztery lata, w zależności od tego jaka będzie sytuacja. Najpierw musi być zdrowy. Temat jego powrotu do Górnika będzie jednak powracał, jak było to w przypadku „Poldiego”. Jego transfer i przyjście to też - jak pamiętamy - była kwestia lat. Powiedział i gra w Górniku. Pewnie tak samo będzie z Arkiem: któregoś dnia powie, że jest gotowy i znajdzie się ponownie w Zabrzu.
A jak ze zdrowiem brata?
- Jest w trakcie leczenia. Jeszcze około miesiąca będzie potrzebował na rehabilitację. Wiadomo, że musi do wszystkiego podejść spokojnie, nie robić nic na siłę i na szybko, bo to nie jest wskazane. Wycierpiał się sporo, od czerwcowego meczu z Turcją, gdzie - jak pamiętamy - wyglądał naprawdę dobrze. Wszyscy mu kibicowaliśmy, jemu samemu bardzo zależało na zagraniu i na pokazaniu się podczas Euro, ale niestety... Niby drobny uraz, a już pół roku nie gra w piłkę! Przy tym wszystkim po drodze miał jeszcze dodatkowy zabieg. Trzeba walczyć i tak Arek był wychowywany na Górniku. Grał zresztą w górniczych klubach, w Rozwoju Katowice, tutaj w Zabrzu i ma to DNA. A na święta będzie w domu, w Polsce.
Rozmawiał Michał Zichlarz