Kiedyś musi być pierwszy raz
Czy ŁKS w końcu wygra na wyjeździe? To pytanie zadają sobie fani Rycerzy Wiosny. Miedź Legnica, która fatalnie zaczęła sezon, nie zamierza im tego zadania ułatwiać.
Łodzianie mają w tym sezonie dwa oblicza, świetni w domu, beznadziejni na wyjeździe. Fot. Dawid Figura/PressFocus
Porównanie wyników obu drużyn w tym sezonie wypada niezwykle oryginalnie: ŁKS nie zdobył ani jednego punktu na wyjazdach, Miedź przegrała wszystkie mecze u siebie, a pierwszy punkt wywalczyła dopiero remisując w Głogowie. Biorąc pod uwagę mecze na swoim boisku ŁKS ustępuje najlepszej pod tym względem Pogoni Grodzisk Mazowiecki tylko bilansem bramek (10-2 wobec 8-0), mając na koncie również trzy zwycięstwa. Poza Łodzią ŁKS jest jednak przedostatni i wyprzedza jedynie Znicza.
Zastępcy dają radę
Ciekawe, kogo sztuczna inteligencja wytypowałaby jako zwycięzcę tego meczu? Miedź pod kierunkiem Janusza Niedźwiedzia opanowała na razie kryzys, wzmocniła też skład transferem Patryka Stępińskiego, byłego kapitana Widzewa, ostatnio gracza Lokomotiwu Płowdiw. Zastąpił on Adnana Kovacevicia, który po kontuzji w meczu ze Śląskiem we Wrocławiu, wznowi treningi dopiero za kilka miesięcy. Problemów kadrowych w ŁKS (kontuzje Piotra Głowackiego i Michała Mokrzyckiego) w spotkaniu ze Stalą nie było specjalnie widać: dobrze zagrali zastępcy, Mateusz Książek i Sebastian Ernst. Fabian Piasecki strzelił czwartego gola w tym sezonie (więcej zdobyli tyko Angel Rodado z Wisły i Łukasz Zjawiński z warszawskiej Polonii, najskuteczniejszy w Miedzi Daniel Stanclik trafił trzy razy), a wchodzący na boisko w końcówkach meczów Mateusz Lewandowski zdobył bramkę w drugim meczu z kolei. Udany był też powrót po kontuzji Gustafa Norlina. Po wygranych meczach z Polonią Bytom i Stalą na swoim boisku trener Szymon Grabowski mówił, że jego zawodnicy wyciągnęli wnioski z wyjazdowych porażek, teraz – jak łatwo zgadnąć – liczy na to, że jego zespół zapamiętał, jak grał w piątek: pozwolił Stali na długie rozgrywanie piłki, nastawiając się na kontry.
Pocztówka z Gibraltaru
Kibiców ŁKS zainteresowała ostatnio wiadomość z Gibraltaru: kontrakt z tamtejszym klubem St.Joseph’s (wicemistrz ligi) podpisał ich ulubieniec, legenda klubu Pirulo. Pochodzi on właśnie z okolic „Skały”, urodził się w Los Barrios, miasteczku sąsiadującym z Gibraltarem, a przed przyjazdem do Łodzi grał w zespole Linense z miejscowości La Linea, w której jest przejście graniczne z Hiszpanią. W ojczyźnie Pirulo nie wyszedł poza poziom III ligi, w Łodzi przez sześć lat rozegrał w ŁKS 181 meczów, w których strzelił 43 gole. Jest najlepszym cudzoziemcem w historii ŁKS-u, a teraz trafił do klubu, który właśnie grał w eliminacjach Ligi Konferencji. Klub z parafii Świętego Józefa, najstarszy z istniejących obecnie na Gibraltarze (rok założenia 1912), odpadł w II rundzie i Pirulo na mecze pucharowe się nie załapał. Wszystko jednak jeszcze przed nim, bo jak mówił przed wyjazdem, chciałby jeszcze pograć 2-3 lata. Jego klub rozpoczął rozgrywki ligowe najlepiej jak się da: od zwycięstwa 6:0. - Od maja trenowałem indywidualnie, nie zdążyłem jeszcze poznać nowych kolegów, ale będę gotów do gry w najbliższych meczach – cytują jego wypowiedź gibraltarskie media, robiąc przy okazji reklamę ŁKS-owi.
Wojciech Filipiak
