Tomasz Foszmańczyk dziękuje kibicom za to, że piłkarze mogą na nich liczyć w trudnych chwilach. Fot. Marcin Bulanda/PressFocus


Kibice wciąż wspierają

W Chorzowie szykuje się prawdziwe święto z rekordową frekwencją, jakby na przekór piłkarskiej rzeczywistości. 


RUCH CHORZÓW


W dość posępnych nastrojach powrócili do zajęć po laniu w Szczecinie piłkarze Ruchu. Niebiescy w rywalizacji z Pogonią nie mieli za wiele do powiedzenia i tylko drobnym usprawiedliwieniem może być fakt, że beniaminek w meczu z jednym z faworytów do medali zagrał bez szóstki podstawowych piłkarzy. - Jak się przyjeżdża na Pogoń, która u siebie jest zespołem bardzo mocnym i wszyscy w Szczecinie mają spore problemy, a tracisz bramkę w pierwszej lub drugiej minucie po samobóju, to potem ciężko jest już wrócić na swoje tory - mówił po spotkaniu kapitan Ruchu, Tomasz Foszmańczyk. - Myśmy to w pewnym momencie zrobili, sytuacje były, ale na zespół Pogoni to było zdecydowanie za mało. Każdy nasz najmniejszy nawet błąd był skrzętnie wykorzystywany. Szczecinianie zostają z bardzo dużą ilością zawodników z przodu, mieliśmy z tym duże problemy. Trzeba po prostu przełknąć tę porażkę – kontynuował kapitan Niebieskich.


Dopóki nie padną

Sytuacja Ruchu po przegranej w Szczecinie jest już bardzo trudna. W Chorzowie nikt oczywiście nie zamierza poddawać się bez walki i zwieszać głów. Przy Cichej wszyscy wierzą, że nawet jeżeli misja gry w ekstraklasie na kolejny sezon się nie uda, to przynajmniej Ruch pożegna się z piłkarską elitą w godny sposób. W teorii Ruch ma oczywiście jeszcze szanse na utrzymanie, ale na sześć kolejek przed końcem sezonu do bezpiecznego miejsca ma dziewięć punktów straty. - Na pewno będziemy walczyć, dopóki nie padniemy. To mogę zagwarantować. Czy to przyniesie efekt, zobaczymy. I to już w meczu z Widzewem. Szykuje się świetne widowisko, kapitalny mecz. Teraz trzeba zapierniczać o trzy punkty - mówi Foszmańczyk.


Gotowi do gry

Trener Janusz Niedźwiedź na pewno w meczu ze swoim byłym klubem będzie miał dużo większe pole manewru niż przed tygodniem. W Szczecinie nikt nie wypadł za kartki, chociaż „żółtka” ujrzeli Maciej Sadlok oraz Josema. Do składu wracają kartkowicze z poprzedniego spotkania: Miłosz Kozak, Juliusz Letniowski oraz Przemysław Szur. Do dyspozycji trenera będzie Dante Stipica, który nie zagrał w Szczecinie ze względu na klauzulę w umowie wypożyczenia. Ruch musiałby za jego występ w tym spotkaniu dodatkowo zapłacić około 100 tysięcy złotych. Na pewno jednak w meczu z Widzewem nie zagra Robert Dadok, który w spotkaniu z Puszczą Niepołomice ujrzał czerwoną kartkę i musi pauzować dwa mecze. Dodatkowo niepewny jest także występ Adama Vlkanovy, który cały czas zmaga się z problemami zdrowotnymi. 


Niezasłużone wsparcie

Cała obecna sytuacja Niebieskich w lidze mocno kontrastuje ze wsparciem, jakie chorzowianie otrzymują z trybun. W Szczecinie beniaminek mógł liczyć na doping grupy ponad ośmiuset kibiców, którzy nie przestawali wspierać drużyny nawet po końcowym gwizdku sędziego. - Kibicom należą się podziękowania, bo w Szczecinie nie zasłużyliśmy na taką reakcję - mówił po meczu kapitan Ruchu Chorzów. - Naszych kibiców nie rozpieszczamy wynikami, grą może trochę bardziej, ale ich reakcja w Szczecinie przeszła wszelkie oczekiwania i dała wszystkim kopa, aczkolwiek w tym meczu to był jedyny pozytyw. Kibice zaprezentowali się świetnie, dopingowali nas przez cały mecz. Mecz w naszym wykonaniu to z kolei kompromitacja - przyznawał najbardziej doświadczony w ekipie Ruchu piłkarz. 


Rekord frekwencji?

Słowa Tomasza Foszmańczyka są również potwierdzeniem atmosfery, jaka szykuje się wokół spotkania z Widzewem Łódź. Mecz, który w zwykłych okolicznościach z pewnością byłby dla klubu zagrożonego spadkiem wielkim wyzwaniem, w Chorzowie może być wielkim świętem na trybunach. Nie jest tajemnicą, że kibice obu drużyn ze sobą się przyjaźnią i chcą na Stadionie Śląskim pobić rekord frekwencji na meczach ekstraklasy. Już sprzedano ponad 40 tysięcy wejściówek i z pewnością można się spodziewać, że w dniach przed samym spotkaniem ich sprzedaż będzie jeszcze rosła. 

(TD