Każdy rzut wchodził
Wicemistrzowie Polski przegrali w Lizbonie, grając przez trzy kwadranse zdecydowanie poniżej swoich możliwości i aspiracji.
Szymon Sićko nie zgubił inauguracyjnej formy, ale jego koledzy i owszem... Fot. Tomasz Fąfara / Press Focus
LIGA MISTRZÓW
To była pierwsza konfrontacja obu zespołów. Kielczanie wyszli na parkiet osłabieni brakiem czterech zawodników. Dylan Nahi rehabilituje się po operacji obręczy barkowej, u Hassana Kaddaha i Piotra Jarosiewicza wykryto COVID-19, a Aleks Vlah, którego absencja była najbardziej widoczna, narzekał na ból mięśni brzucha.
Faworyt, a nie „czarny koń”
Faworytami były... oba zespoły, a nie tylko ćwierćfinaliści poprzedniej edycji Champions League, co wynikało z przedmeczowej wypowiedzi trenera Tałanta Dujszebajewa. - Nie możemy być „czarnym koniem”. My zawsze jesteśmy faworytem. Z tego się nigdy nie wycofam. Naszym marzeniem jest Final Four w Kolonii! - akcentował szkoleniowiec wicemistrzów Polski.
Płonne nadzieje
Zgodnie z tą tezą początek spotkania był wyrównany, z lekką przewagą kieleckiej siódemki, która po kwadransie prowadziła. Wszystko załamało się w okolicach 18 minuty, gdy gospodarze po raz pierwszy wyszli na dwubramkowe prowadzenie. Kielczanie nagle stracili koncepcję gry, szwankowała skuteczność, Klemen Ferlin i Adam Morawski w bramce nie pomagali. Odwrotnie gospodarze, którzy złapali wiatr w żagle, wzmocnili zasieki obronne, a dobrze broniący Mohamed Ali uruchamiał kontry. Trener Dujszebajew poprosił o czas, zwracał uwagę na 18 straconych bramek. - Im każdy rzut wchodzi - rugał drużynę, ale reprymenda nic nie dała. Za to kibice z Lizbony mieli powody do radości, bo ich ulubieńcy po 30 minutach zasłużenie prowadzili pięcioma trafieniami. My nadzieje opieraliśmy na fakcie, że słabiej niż w drugiej części pierwszej połowy się nie da.
Szalona połowa
To była szalona druga część. Oba zespoły grały już bez gardy w obronie, więc bramki sypały się jak z rogu obfitości. W 41 minucie „Loczek” obronił drugą „siódemkę” Biało-zielonych, ale zamiast kontaktu bramkowego, straciliśmy obrotowego Arstema Karaleka, którego słoweńscy sędziowie odesłali na trybuny za znokautowanie łokciem Filipe Monteiro. Bramka padała za bramką, ale kielczanie nie byli w stanie zbliżyć się do rywali na dwa trafienia. Mecz zakończył się drugim w tej edycji Ligi Mistrzów zwycięstwem siódemki z Półwyspu Iberyjskiego.
Zbigniew Cieńciała
◼ Sporting Lizbona - Industria Kielce 41:37 (20:15)
SPORTING: Aly, Kristensen - Silva 3, Berlin 1, Alvarez 2/1, F. Costa 10, Suarez 6, Gurri 2, Martinez, Salvador 9, Porkelsson 2, Cissokho 1, Branquinho, Monteiro 4, Moga, Holguin 1. Kary: 16 min. Trener Ricardo COSTA.
INDUSTRIA: Morawski, Ferlin – Jędraszczyk 6, Olejniczak 1, Sićko 8, A. Dujszebajew 1, Kounkoud 3/1, Maqueda, Moryto 1, D. Dujszebajew 1, Latosiński 3, Karalek 6/1 (CZK, 42 min - atak na twarz), Rogulski, Monar 7. Kary: 10 min. Trener Tałant DUJSZEBAJEW.
Sędziowali: Bojan Lah i David Sok (Słowenia). Widzów 2443.
Przebieg meczu: 1:0 (2.), 1:1 (3.), 3:5 (9.), 6:8 (13.), 8:9 (15.), 11:10 (18.), 13:11 (20.), 14:12 (23.), 18:12 (27.), 18:14 (27.), 20:15 (30.), 20:16 (31.), 22:17 (34.), 22:19 (35.), 25:21 (39.), 27:22 (41.), 28:25 (45.), 33:30 (50.), 36:31 (55.), 38:32 (57.), 41:37 (60.).
W spotkaniu 3. serii Ligi Mistrzów Industria zmierzy się w Hali Legionów z Fuechse Berlin. Spotkanie odbędzie się w czwartek, 25 września (godz. 18.45).
