Mistrzostwa Europy są dla Przemysława Frankowskiego trzecim dużym turniejem w karierze. Fot. Mateusz Porzucek/PressFocus

Każdy musi być odpowiedzialny

Przemysław Frankowski zaznacza, że po latach gry w kadrze jego pewność znacząco wzrosła.


REPREZENTACJA POLSKI

29-letni wahadłowy w niedzielę rozegrał 42. spotkanie w narodowych barwach. Po raz pierwszy jego talent dostrzegł Adam Nawałka, który powołał go do kadry w 2018 roku, gdy był jeszcze piłkarzem Jagiellonii Białystok. Co prawda na mistrzostwach świata w Rosji nie zagrał, ale mimo tego zasłużył na zagraniczny transfer. Zimą 2019 roku przeniósł się do Chicago Fire i zaczął w miarę regularnie grać w eliminacjach do Euro 2020. Z czasem powołania przestały przychodzić, ale mimo to pojechał na rozgrywane na boiskach Holandii i Belgii finały i zagrał we wszystkich 3 spotkaniach grupowych.

Punkt więcej

Po Euro wrócił do Europy. Dołączył do francuskiego Lens i od razu stał się jednym z czołowych zawodników zespołu. Nic więc dziwnego, że od tego momentu trudno sobie wyobrazić reprezentację bez niego. W ostatnich latach grał praktycznie we wszystkich najważniejszych meczach z udziałem biało-czerwonych i nie mogło go także zabraknąć w wyjściowej 11 na mecz z Holandią. 

Frankowski podczas wczorajszej konferencji prasowej starał się porównać nastroje, jakie panują teraz w kadrze do tych, które odczuwał po pierwszym spotkaniu na mundialu w Katarze (Polska bezbramkowo zremisowała z Meksykiem). - W Katarze zdobyliśmy punkt więcej. Teraz naszym celem było zwycięstwo, a przynajmniej remis. Nie udało nam się tego zrobić. Po meczu z Holandią czuliśmy spory niedosyt. Trudno porównać te dwa turnieje, dwa pierwsze mecze, bo to wynik jest najważniejszy – stwierdził 29-latek.

Prawie finał

Wahadłowy patrzy jednak w przyszłość i – tak jak cała reprezentacja – stara się skupić na najbliższym meczu z Austrią. - Na pierwszej odprawie trener zaznaczył, że to będzie mecz, w którym nie będzie można odstawić nogi. Może to być brutalne spotkanie. Nie mamy z tym żadnego problemu. Przeciwstawimy się i narzucimy swój styl – zapewnił Frankowski. 

Swoją jakość Austriacy potwierdzili w niedawnym meczu z Francją. Co prawda z rywalizacji zwycięsko wyszła drużyna Didiera Deschampsa, ale grali na tyle dobrze, że mogli wzbudzić odrobinę niepokoju wśród polskich kibiców. Nie da się ukryć, że dla obu reprezentacji będzie to mecz „o wszystko”. – Będzie jak finał – stwierdził siedzący na konferencji prasowej obok Frankowskiego Sebastian Walukiewicz.

Pewny siebie

Zawodnik Lens zauważył, że na papierze polska kadra wcale nie jest gorsza od Austriaków. - Patrząc na nazwiska, na to gdzie gramy sądzę, że mamy mocniejszą kadrę. To tylko jednak „papier”, boisko zweryfikuje siłę – powiedział Frankowski. 

W takim spotkaniu liczy się jednak kolektyw, a drużynowy sposób gry prezentowany przez ekipę Ralfa Rangnicka jest wyjątkowy, a przede wszystkim niezwykle ofensywny. Zaznaczmy po raz kolejny, że ostatni mecz z Francją był pierwszym od 17 spotkań, w którym Austriacy nie zdobyli gola. W walce przeciwko tak dobrym przeciwnikom niezbędne będą solidna defensywa oraz postawa liderów, choć w tej ostatniej sprawie Frankowski ma nieco inne zdanie. – Patrzę na to z przymrużeniem oka. Jedenastu zawodników wychodzi na boisko i każdy ma brać odpowiedzialność za to, co się dzieje. Nie można zrzucać wszystkiego na jednego zawodnika – zaznaczył. 

Warto jednak podkreślić, że Frankowski naturalnie stał się jedną z ważniejszych postaci w drużynie. Podczas konferencji wspomniał o tym, co zmieniło się od czasu, gdy przyjeżdżał na zgrupowania kadry jeszcze jako piłkarz Chicago Fire. - Z czasem wzrasta pewność siebie. Trafiłem do mocnej drużyny, do mocnej ligi i dzięki dobrym występom „rosnę”. Dzięki dobremu zespołowi łatwiej też przychodzi mi rozwijanie się. Jeśli chodzi o cechy piłkarskie, nie uważam, żebym był lepszy. Podstawą jest sfera mentalna. To jest bardzo istotne i pod tym względem się bardzo poprawiłem – stwierdził wychowanek Lechii Gdańsk.

Kacper Janoszka

 

PRAWIE KOMPLETNY

Jednym z trudniejszych przeciwników, z jakim przyjdzie się zmierzyć Polakom podczas spotkania z Austrią będzie Kevin Danso. O sile 25-letniego stopera przekonał się na własnej skórze Kylian Mbappe, który po starciu z nim złamał nos. Przemysław Frankowski doskonale wie, czego spodziewać się po Austriaku, ponieważ dzieli z nim szatnię od 3 lat w Lens. - Bardzo się rozwinął już po pierwszym roku w Lens. Z piłką jest dużo lepszy, ale też czasem lubi się „podpalić”. Mam nadzieję, że w meczu o taką stawkę po prostu popełni błąd i da nam szansę. W defensywie jest bardzo mocny, silny fizycznie, szybki. Jest to stoper… prawie kompletny – takopisał swojego partnera z zespołu Frankowski.