Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus


Każdy może się poprawić

Rozmowa z Kazimierzem Moskalem, nowym trenerem „Białej gwiazdy”


Podkreślał pan, że w poprzednim sezonie widzieliśmy dwie Wisły: w Pucharze Polski i I lidze. W tych ważniejszych dla klubu rozgrywkach zespół stracił 50 goli, co jest czwartym najgorszym wynikiem. Czy da się pogodzić poprawę jakości bronienia z dobrym atakowaniem?

- To będzie właśnie moje zadanie. Zawsze uważałem, że zespół powinien grać ofensywnie, atrakcyjnie, by ściągnąć kibiców. Ale zespół buduje się od obrony, a dla mnie pierwszym obrońcą ma być napastnik i to ma być zawodnik, który będzie harował tak samo, jak każdy inny. Nie wyobrażam sobie, aby chcąc grać w ten sposób, jaki ja mam zamiar zaproponować teraz Wiśle, ktokolwiek nie był zaangażowany na 100 procent w grę defensywną. Czasami jednak można grać fantastycznie i stracić bramki, przed którymi nie można się obronić. To są detale futbolu, które mają wpływ. Moja propozycja pójdzie właśnie w tym kierunku, żebyśmy wszyscy starali się bronić i wszyscy atakować.


Na wstępie prezentacji powiedział pan, że powrót na stadion Wisły, niezależnie w jakiej roli, zawsze wiąże się z szybszym biciem serca. Czy w pracy może pomagać, że był pan ważną postacią jako piłkarz, kapitan, kilkukrotnie szkoleniowiec? A może nie ma to najmniejszego znaczenia, gdy jest się profesjonalistą?

- Presja jest wszędzie, ale są miejsca, do których wraca się właśnie z tym biciem serca. Wtedy na pewno czuje się dużo większą odpowiedzialność i w moim przypadku na pewno tak jest. Czy to, że było się kiedyś tutaj trenerem, a wcześniej zawodnikiem pomaga czy nie? Myślę, że w jakimś sensie pomaga, bo nie jestem aż tak stary, żeby przynajmniej niektórzy zawodnicy nie pamiętali o tym, że grałem na jakimś poziomie w piłkę. Łatwiej jest do nich dotrzeć, gdy mówi osoba, która wie, czym to się „je”. Jednak w piłce, w sporcie, liczy się wynik, a nie to, kim się było parę lat temu, co się wtedy osiągnęło. Więc nie patrzę na to, co do tej pory mogłem tutaj zrobić, co osiągnąłem jako zawodnik, ale myślę o tym, aby ten zespół w tym najbliższym sezonie prezentował się naprawdę dobrze pod względem sportowym.


Po odejściach z klubu widać, że kończy się hiszpański projekt, nie będzie już tak dużej liczby zawodników z tego kraju. Jakie jest pana podejście do dominacji jednej nacji? Czy wyobraża pan sobie, by w pierwszej jedenastce grało na przykład 7-8 Słowaków?

- Chciałbym bardzo, żeby w pierwszej jedenastce Wisły było przynajmniej sześciu-siedmiu Polaków, ale przede wszystkim będą grali ci, którzy w danym momencie są najlepsi. Dziś jednak jeszcze trudno powiedzieć, kogo będziemy mieli w szatni.


Czy wśród piłkarzy, którzy pozostali, jest taki, z którego można wyciągnąć więcej niż to, co pokazywał w poprzednim sezonie?

- Moje zdanie jest takie, że zawsze trzeba starać się być lepszym. Każdy zawodnik, niezależnie od tego w jakim jest wieku, może się poprawić. Najlepszym przykładem będzie porównanie meczów w lidze i Pucharze Polski, ale nie chcę tutaj podawać nazwisk. Uważam, że każdego z nich stać na to, aby zrobić jeszcze coś więcej.

Notował MK