Za ten gest Merih Demiral został zawieszony na dwa mecze i nie zagrał w sobotnim meczu z Holandią. Fot. Daniela Porcelli/SPP/SIPA USA/PressFocus.pl 


Michał Zichlarz z Berlina 

Kary za salut, okrzyki i gesty

Tegoroczny turniej o czempionat Starego Kontynentu jest wyjątkowo upolityczniony. Nie po raz pierwszy polityka wdziera się do futbolu.

UEFA, czyli Unia Europejskich Związków Piłkarskich, chce być świętsza od papieża. Dbanie o poprawność polityczną jest tam teraz na świeczniku. Duńczycy zostali ukarani za to, że na mecz z Niemcami w 1/8 finału ze Stuttgartu do Dortmundu polecieli samolotem. Decyzja o nałożeniu kary finansowej była odpowiedzią na naruszenie zasad ograniczenia emisji CO2, które promują przemieszczanie się pociągiem lub autobusem. Jak wyglądało takie przemieszczanie się pociągiem, doświadczyła nasza kadra, która z Hanoweru jechała do Dortmundu na mecz z Francją. Chaos na peronie, brak sił porządkowych, kibice rzucający się na Lewandowskiego, Szczęsnego i innych. Co jeszcze? Obowiązkowe trzy toalety w biurach prasowych – dla pań, panów i „gender neutral”. Broń Boże, żeby ktoś czuł się dyskryminowany. No i oczywiście kary, zawieszenia...

Jak było w przeszłości?

1960 rok. Franco nie dał grać

Pierwszy turniej o mistrzostwo Europy rozegrano dopiero kilkanaście lat po II wojnie światowej. Po szerokich eliminacjach dopiero czołowa czwórka grała razem w jednym miejscu. Tak było do końca lat 70. Pierwszym triumfatorem Pucharu Narodów Europy, bo taka była nazwa ówczesnego Euro, została reprezentacja Związku Sowieckiego. Nie byłoby tego triumfu ówczesnego mistrza olimpijskiego z Melbourne, gdyby nie… polityka, a konkretnie rządzący Hiszpanią twardą ręką od lat 30. generał Franco.

O wejście do wielkiej czwórki naszpikowana gwiazdami reprezentacja Hiszpanii miała grać nie z kim innym, jak z ZSRR. Pierwszy mecz miał być rozegrany w Moskwie w niedzielę 29 maja 1960. Rewanż 9 czerwca. Pogromcy Polaków w 1/8 finału mieli kapitalny zespół. To był przecież okres, kiedy na europejskich i światowych boiskach rządził Real Madryt, mający w składzie takich piłkarzy, jak genialni napastnicy Alferdo Di Stefano czy Francisco Gento.

Do wyjazdu do Moskwy jednak nie doszło. Rządzący Hiszpanią Francisco Franco zdecydował, że zespół nie poleci grać z komunistycznym rywalem. Pamiętano sowiecką pomoc dla republikańskich komunistów w czasie hiszpańskiej wojny domowej w latach 1936-39, która kosztowała życie pół miliona ludzi. Po stronie komunistów walczyło wtedy 2 tys. sowieckich wojskowych, „doradców”, lotników i czołgistów. Potem zaczęto dorabiać ideologię, że generał Franco nie chciał dopuścić do meczu z ZSRR ze względu na wywieszaną na maszcie flagę oraz grany hymn rywala. Miał się obawiać aplauzu części widzów dla znienawidzonego komunistycznego przeciwnika. Czy tak było rzeczywiście? Cztery lata później obie reprezentacje zmierzyły się w finale w Madrycie, więc niekoniecznie. Tak czy inaczej mistrz olimpijski z 1956 roku awansował do finałowej rozgrywki w 1960 bez grania, żeby potem triumfować i zostać pierwszym mistrzem Europy.

1988. Nie można grać w Berlinie

Mimo upływu lat Olympiastadion w stolicy Niemiec wciąż wzbudza zachwyt. Piękny obiekt w świetnej lokalizacji budowano z myślą o igrzyskach olimpijskich w 1936 roku. Na szczęście nie został zniszczony i dalej może służyć za arenę zmagań piłkarzy czy lekkoatletów. Wspaniałe to miejsce, przywołujące na myśl wielkie sukcesy i rekordy choćby Jessie Owensa. Miałem tam przyjemność być podczas dwóch meczów tegorocznego Euro, Polska – Austria i Holandia – Turcja. Tam też w niedzielę odbędzie się finał 17. Mistrzostw Europy.

Podczas MŚ 1974, które odbyły się na zachodnioniemieckich boiskach, rozegrano tam trzy mecze drużyn z grupy A - RFN, NRD, Australia i trzy razy Chile. Na meczu Chilijczyków z NRD 18 czerwca 1974 na trybunach było ledwie 28 tys. widzów, na starciu z Australią kilka dni później ledwie 17 tys., a jego pojemność wynosiła wtedy 81 tysięcy. Teraz po przebudowie to prawie 75 tysięcy.

Berliński Olympiastadion miał też być użyty jako arena Euro 1988, ale nie zgodził się na to ZSRR i kraje demoludów, kontestujące przynależność tej części miasta do Niemiec Zachodnich. W ramach kompromisu na Wielkanoc 1988 w Berlinie Zachodnim na Stadionie Olimpijskim rozegrano Turniej Czterech Narodów z udziałem gospodarzy, czyli RFN, ówczesnego mistrza świata Argentyny z Diego Maradoną w składzie, Szwecji - która tamten turniej wygrała oraz… ZSRR (drugie miejsce).

1992. Wrzące Bałkany

To najbardziej znana polityczna decyzja UEFA, która skutkowała tym, że sensacyjnym mistrzem kontynentu latem 1992 została reprezentacja Danii, z takimi graczami w składzie, jak Peter Schmeichel, Brian Laudrup, Kim Vilfort czy John „Faxe” Jensen. Duńczycy w ostatniej chwili zastąpili Jugosłowian, którzy wygrali eliminacje przed nimi, ale z uwagi na wybuch wojny zostali przez UEFA wykluczeni z turnieju na szwedzkich stadionach.

Już latem 1991 większość byłych jugosłowiańskich republik, jak Słowenia, Chorwacja i Macedonia proklamowały niepodległość. To samo zrobiła potem Bośnia i Hercegowina. Rozpoczęła się krwawa, brutalna i okrutna wojna. W tej sytuacji UEFA nie zgodziła się na udział Federalnej Republiki Jugosławii, w skład której wchodziła Serbia i Czarnogóra na udział w turnieju. Nie mogły więc zagrać takie sławy, jak najlepszy strzelec eliminacji Darko Panczev (10 goli, Macedończyk), Robert Prosinecki, Zvonimir Boban, Rober Jarni, Davor Suker (wszyscy Chorwaci), Dejan Savicević (Czarnogórzec) czy Dragan Stojković (Serb). Sensacyjnym mistrzem została potem Dania, która w finale pokonała już zjednoczoną drużynę Niemiec 2:0.

2024. Odebrana akredytacja

Tylu kar i zawieszeń, co podczas tegorocznego Euro, nie było na żadnej imprezie! Zaczęło się zaraz na początku, przy okazji meczu w grupie C, kiedy Anglicy grali w Gelsenkirchen z Serbami. W jego trakcie dziennikarz kosowskiej telewizji Arlind Sadiku pozwolił sobie na charakterystyczny gest rąk dwugłowego orła, co jest nawiązaniem do flagi Albanii. Wybuchł skandal. Wiadomo jakie są stosunki między Belgradem a Kosowem, którego Serbia nie uznaje. Dziennikarzowi odebrano akredytację.

Bałkany to beczka prochu. Tak też było przy okazji meczu w grupie B pomiędzy Chorwacją i Albanią w Hamburgu 19 czerwca. Około 60 minuty „fani” obu reprezentacji zaczęli skandować razem „ubi, ubi, ubi Srbina!” czyli „zabij, zabij, zabij Serba”.

Piłkarska federacja tego kraju natychmiast złożyła protest do UEFA, grożąc nawet wycofaniem się z turnieju! Karę dwóch meczów poniósł Mirlind Daku. Grający na co dzień w rosyjskim Rubinie Kazań napastnik po zremisowanym 2:2 meczu z Chorwatami, razem z albańskimi kibicami przez megafon wyśpiewywał obraźliwe treści pod adresem Serbów i Macedończyków.

Ostatnia sytuacja to oczywiście afera z tureckim obrońcą Merihem Demiralem. Grającego w lidze Zjednoczonych Emiratów Arabskich piłkarza przed niemieckim Euro kojarzyło niewielu kibiców . Owszem, był wcześniej w Juventusie czy Atalancie, ale niewiele tam grał. Teraz jest o nim bardzo głośno. W meczu z Austrią w 1/8 finału dwa razy wpisał się przecież na listę strzelców i reprezentacja półksiężyca po kolejnym znakomitym meczu na tegorocznych ME znalazła się w ćwierćfinale.

Po drugim trafieniu przeciwko „Das Team” zaprezentował tzw. „wilczy salut”, tak to przynajmniej zostało zinterpretowane przez UEFA. Przed ćwierćfinałowym meczem wlepiono mu dwa mecze kary. Wilczy salut nawiązuje do organizacji „Szarych Wilków”. W ramach solidarności ze swoim piłkarzem prawie wszyscy fani tureckiej reprezentacji - czy to zmierzający w sobotę na Olympiastadion, czy to już obecni na stadionie - prezentowali gest Demirala.

- Uważamy, że zawieszenie na dwa mecze przez Komisję Etyki i Dyscypliny UEFA jest niedopuszczalną, nielegalną i polityczną decyzją. Chociaż w raporcie delegata UEFA odpowiedzialnego za mecz nie było wzmianki o sankcjach karnych, to fakt, że UEFA powołała śledczego i wszczęła śledztwo po oświadczeniach niektórych zachodnich polityków, również rzucił cień na niezależność procesu i decyzji. Znak wykonany przez naszego gracza podczas świętowania gola nie był wcale znakiem politycznym! Jest to znak, którego Turcy używają od wieków i symbolizuje tureckość – tłumaczył dziennikarzom po meczu w Berlinie z Holandią Mehmet Buyukeksi, prezes TFF czyli Tureckiej Federacji Piłkarskiej.

Pierwszym mistrzem Europy została reprezentacja ZSRR. Z trofeum Igor Netto. W tle była duża polityka. Fot. uefa.com