Sport

Karny a la Panenka

Reprezentacja Czechosłowacji zaskoczyła cały świat.


Z lamusa

Karny a la Panenka

Tego, co wydarzyło się podczas finałowego turnieju mistrzostw Europy w 1976 roku, nie przewidział nikt.


Drużyna naszego południowego sąsiada, czyli Czechosłowacja, eliminacje zaczęła od porażki 0:3 z Anglią w październiku 1974 roku na Wembley. Nikt by wtedy nie przypuszczał, że niewiele ponad 1,5 roku później zespół prowadzony przez legendarnego Vaclava Jeżka będzie najlepszy na Starym Kontynencie.


Niezapomniany turniej

Drużyna, w której przeważali Słowacy, skorzystała jednak na potknięciach Wyspiarzy z Portugalią (dwa remisy), a sama wygrała z nimi (2:1) rewanż w Bratysławie i niespodziewanie zwyciężyła grupę, żeby w ćwierćfinale mierzyć się z ZSRR. „Brat” ze Wschodu ledwie 8 lat wcześniej najechał Czechosłowację, a piłkarsko miał ambicje do piątego już występu czterozespołowym finale. Nic z tego nie wyszło. Porażka w Bratysławie 0:2 i remis u siebie 2:2 oznaczały, że w najlepszej czwórce znaleźli się wybrańcy trenera Jeżka. Znaleźli się tam też Holendrzy, RFN i Jugosławia.

Piąty turniej został uznany za najlepszy w dotychczasowej historii. Nie mogło być inaczej. Dość napisać, że wszystkie cztery mecze kończyły się dogrywkami, a w finale, żeby wyłonić zwycięzcę, potrzebne były rzutu karne. Było wiele pięknych bramek i wielkie emocje. To były mistrzostwa rozegrane po raz ostatni w takim formacie, czyli ledwie z kwartetem uczestników; od 1980 do 1992 w ME grało już po 8 drużyn.

Finały w 1976 roku rozegrano w Zagrzebiu i w Belgradzie. Za czasów Josipa Broza Tity było to jeszcze w miarę zgodne współżycie wszystkich w otwartym na Zachód jugosłowiańskim kraju, ale lont u beczki politycznego prochu w tym wielonarodowym państwie już się tlił…



Najlepsza zmiana w historii 

Półfinały były wyjątkowo emocjonujące i z dużą liczbą bramek. Najpierw Czechosłowacja sensacyjnie odprawiła „Oranje”. W składzie Holendrów były takie sławy, jak Cruyff, Rep, Neeskens czy świetny obrońca Krol. Mecz toczony w deszczu w Zagrzebiu miał dramaturgię, a prowadzący go walijski arbiter Clive Thomas pokazał aż 3 czerwone kartki! Po godzinie murawę musiał opuścić Jaroslav Pollak, potem Johan Neeskens, a w końcówce dogrywki Wim van Hanegem. Bohaterem został kapitan Czechów i Słowaków, Anton Ondrusz. Najpierw po świetnym dośrodkowaniu Antonina Panenki zdobył efektownego gola głową, ale potem... zaliczył samobójcze trafienie. Czechosłowacy rozstrzygnęli wszystko w drugiej połowie dogrywki po strzałach Zdenka Nehody (dziś prowadzi restaurację w Ostrawie) oraz Frantiszka Veselego.

Drugi półfinał był… jeszcze bardziej dramatyczny! Po dwóch kwadransach wydawało się, że jest po sprawie, bo Jugosławia prowadziła z RFN 2:0! Drugiego gola zdobył Dragan Dżajić, wicemistrz Europy z 1968 roku, grający wtedy w Bastii. Niemcy zdobyli jednak kontaktowego gola, a w 79 minucie Helmut Schoen dokonał jednej z najważniejszych i najlepszych zmian w historii futbolu. Na boisku w miejsce doświadczonego Herberta Wimmera pojawił się żółtodziób, 22-latek z Koeln, niemający żadnego doświadczenia w reprezentacyjnej piłce (1 mecz), Dieter Muller. Trzy minuty później po raz pierwszy zaskoczył Envera Maricia, żeby w dogrywce trafić jeszcze dwa razy! Wydarzenie bez precedensu - hat trick rezerwowego w starciu o taką stawkę. Z czterema golami - bo trafił też w finale - został królem strzelców ME.


Mieli stały skład

W finale Niemcy znowu - jak w półfinale z „Plavi” - urwali się ze stryczka. Czechosłowacy prowadzili 2:1, ale… Oto relacja w „Sporcie”: „Gdy wskazówka dobiegała końca ostatnia szansa dla RFN - rzut rożny. Egzekwuje go w sposób popisowy Bonhof, a Hoelzenbein głową kieruje piłkę do bramki CSRS. 1:1. Czwarty mecz finałów ME i czwarta dogrywka. Coś niesamowitego”.

Dogrywka nie przyniosła rozstrzygnięcia i o wszystkim decydował konkurs rzutów karnych. To właśnie on, a konkretnie 5. seria przeszła do annałów światowego futbolu. Nikt się nie mylił, aż w końcu okazję zmarnował sam Uli Hoenes, który przestrzelił. Wtedy do piłki podszedł Antonin Panenka.                

- Przed finałowym meczem z RFN rozważaliśmy wszystkie scenariusze. Powiedziałem wtedy, że gdyby doszło do serii karnych, to kopnę w swoim stylu, technicznie. Ivo Viktor na to odparł, że nie mogę się wygłupić i próbować trafić w ten sposób, a jeśli tak zrobię, to mnie nie wpuści do pokoju. Ale potem wpuścił, wpuścił... To było po finale, już o 5 rano! (śmiech) - opowiadał „Sportowi” kilka lat temu na stadionie swojego Bohemiansu Praga. - Przy serii „jedenastek” mieliśmy stały skład: Masny, Nehoda, Ondrusz, Jurkemik i ja. W takiej kolejności podchodziliśmy do piłki - tłumaczył 59-krotny reprezentant Czechosłowacji i strzelec 17 goli w narodowych barwach.


Tantiemy od „jedenastki”

Naprzeciwko niego stał słynny Sepp Maier. W decydującym momencie niejednemu zadrżałby noga, ale nie pomocnikowi Bohemiansa. Uderzył lekko, technicznie, podcinką, w sam środek bramki! Maier rzucił się w swoją lewą stronę, a futbolówka lobikiem wylądowała w siatce. Panenka w geście triumfu uniósł ręce, a w chwilę potem został powalony przez kolegów. - Już dwa miesiące wcześniej wiedziałem, że gdy przyjdzie do dodatkowej rozgrywki, właśnie w taki sposób będę wykonywał karnego. Nie potrafię powiedzieć, dlaczego tak było. Taką podjąłem decyzję i tyle. Wiedziałem, że jeśli będzie karny, a mnie przyjdzie go wykonywać, to zrobię to właśnie w ten sposób. Nie wiedziałem, bo nie mogłem wiedzieć, że będzie to w finale mistrzostw, że będzie to decydująca „jedenastka”, ale wiedziałem, że tak ją wykonam - opowiadał po latach.

To uderzenie przeszło do annałów futbolu. Karny „a la Panenka” jest próbowany przez innych, ale pierwowzór jest tylko jeden! - Szkoda, że nie wpadłem na pomysł, żeby to wszystko opatentować i pobierać tantiemy od tak wykonanej „jedenastki” - śmiał się Panenka.

Michał Zichlarz


BIAŁO-CZERWONI W GRZE

Nigdy nie byliśmy wcześniej tak blisko awansu do finałowej imprezy, jak w eliminacjach Euro 1976. Trafiliśmy do piekielnie mocnej grupy z wicemistrzami świata Holendrami, zawsze silnymi i odbudowującymi się po klęsce w MŚ 1974 Włochami, a także z dostarczycielem punktów, Finlandią - która mimo to zdołała urwać punkt Italii, remisując w Rzymie. Zaczęliśmy planowo od dwóch wygranych z Finami (3:0, 2:1), żeby w kwietniu 1975 zremisować na Stadio Olimpico w Rzymie 0:0. Jechaliśmy tam z własnym jedzeniem i piciem, żeby nie powtórzyła się sytuacja sprzed 10 lat, kiedy w Rzymie w eliminacjach MŚ przegraliśmy aż 1:6 i były podejrzenia, że gospodarze nie do końca grali uczciwie. Wszystko miało się zdecydować jesienią 1975 roku. 10 września, w jednym z najlepszych meczów w historii, pokonaliśmy „Oranje” z Johanem Cruyffem w składzie po porywającej grze na Śląskim 4:1! To był koncert zespołu Kazimierza Górskiego. Niestety, miesiąc później wicemistrzowie świata wygrali z biało-czerwonymi w Amsterdamie 3:0 i to oni triumfowali w grupie 5, wyprzedzając nas lepszą różnicą bramek - 14:8 do 9:5. Po trzy gole w tych eliminacjach zdobyli nasi superstrzelcy Grzegorz Lato i Andrzej Szarmach, dwa dorzucił Robert Gadocha, a jednego Henryk Kasperczak. Najskuteczniejszy w naszej grupie z czterema trafianiami był Cruyff, który dwa lata później pożegnał się z grą w narodowych barwach.    

(zich)


MISTRZOSTWA EUROPY1976 (16-20 CZERWCA, JUGOSŁAWIA)

Półfinały: Czechosłowacja - Holandia 3:1 (1:0, 1:1) po dogrywce, Jugosławia - RFN 2:4 (2:0, 2:2) po dogrywce

O 3. MIEJSCE

Holandia - Jugosławia 3:2 (2:1, 2:2) po dogrywce

FINAŁ

Czechosłowacja - RFN 2:2 (2:1, 2:2); rzuty karne 5-3

Jedenastka mistrzostw: Ivo Viktor - Anton Ondrusz, Jan Pivarnik (wszyscy Czechosłowacja), Ruud Krol (Holandia), Franz Beckenbauer (RFN) - Antonin Panenka, Jaroslav Pollak (obaj Czechosłowacja), Rainer Bonhof (RFN), Dragan Dżajić (Jugosławia) - Zdenek Nehoda (Czechosłowacja), Dieter Muller (RFN)