Sport

Karetka na boisku

Dramatyczny moment przeżyli uczestnicy i widzowie meczu ŁKS z Lechem Poznań w Łodzi.

Dani Ramirez w asyście medyków opuścił murawę stadionu w Łodzi. Fot. Artur Kraszewski/PressFocus


Karetka na boisku

Dramatyczny moment przeżyli uczestnicy i widzowie meczu ŁKS z Lechem Poznań w Łodzi.


ŁKS ŁÓDŹ

W 42 minucie kapitan łódzkiej drużyny Dani Ramirez zachwiał się nagle i nieatakowany przez nikogo padł na murawę. Mikael Ishak z Lecha był najbliżej i ruszył mu z pomocą. Natychmiast też zasygnalizowano, że potrzebna jest karetka pogotowia.

Widok ambulansu wjeżdżającego na boisko zawsze sygnalizuje, że sytuacja jest poważna, tym bardziej że nie chodziło tu o uraz wynikający ze starcia piłkarzy w walce o piłkę. Ramirez leżał nieprzytomny na boisku, po chwili w specjalnym kołnierzu ortopedycznym umieszczono go na noszach i przeniesiono do karetki. Wszyscy odetchnęli z ulgą, gdy piłkarz pomachał do widzów, co oznaczało, że odzyskał przytomność. Musi jednak zostać w szpitalu na badaniach.

Najprawdopodobniej omdlenie spowodowane było wysokim poziomem insuliny, wywołanym przez stres i wysiłek fizyczny – taka była wstępna opinia klubowego lekarza. Takie przypadki się zdarzają i nie powinny mieć niebezpiecznych następstw, ale Ramirez pozostaje w szpitalu na dokładnych badaniach, bo może to być także sygnał poważniejszej choroby.

Kay Tejan zdołał go zastąpić, gdy przyszło do wykonywania rzutu karnego (pod tym względem Ramirez ma w tym sezonie stuprocentową skuteczność 7/7), a Kamil Dankowski przejął po nim opaskę kapitana. Wybór Thiago Ceijasa na następcę Ramireza na jego taktycznej pozycji na boisku okazał się jednak fatalny. 23-letni Argentyńczyk urodzony we Włoszech, a sprowadzony zimą ze Starej Zagory w Bułgarii, grał dokładnie 26 minut. W 65 i 68 minucie popełnił dwa faule, wycenione przez sędziego na żółte kartki i musiał opuścić boisko. Nie było widać luki po nim, bo ŁKS zdołał w dziesiątkę wyrównać.

Zupełnie inaczej wypadł inny rezerwowy w łódzkiej drużynie Stipe Jurić. Zastąpił on słabiej grającego w niedzielę Huseina Balicia i w 86 minucie strzelił wyrównującą bramkę. Mówi się czasem, że trener miał nosa, wybierając z ławki rezerwowych do gry. Tu akurat trener ŁKS-u miał katar i w przypadku Ceijasa nie wyczuł, co się może stać.

Kibice ŁKS-u specjalnie nie rozpaczali po porażce, bo przygotowani są już na spadek swojej drużyny z ekstraklasy. Ważne, że zespół walczył, był bliski zdobycia przynajmniej jednego punktu i zmusił walczącego o mistrzowski tytuł Lecha do dużego wysiłku.

- Najważniejsze było opanowanie nastroju w drużynie po porażce z Puszczą. Zespół był rozbity mentalnie. Cały tydzień myślałem nad składem na mecz z ŁKS-em, zastanawiałem się nawet jeszcze w niedzielę rano – przyznał trener Mariusz Rumak. Jego nos nie zawiódł i trafił! Przydał się przede wszystkim Filip Marchwiński, którego nie było w wyjściowym składzie przed tygodniem, a teraz błysnął nie tylko dwoma golami. Znaczny wkład w zwycięstwo wniósł również niegrający przeciwko Puszczy Elias Andersson, który z pozycji lewego obrońcy zapisał się dwoma bramkowymi podaniami, asystując przy golach Ishaka i Marchwińskiego. Teraz trenera Rumaka czeka zadanie wytypowania zastępcy wykartkowanego Bartosza Salamona na kolejny mecz z Cracovią. Potrzebna będzie spora doza intuicji, fachowej wiedzy i oczywiście… trenerski nos.

Wojciech Filipiak