Kapitan na posterunku!
Łukasz Sekulski uratował w końcówce punkt Wiśle Płock w meczu ze Stalą Rzeszów.
Piątkowa rywalizacja w Płocku zwiastowała wiele emocji, gdyż naprzeciw siebie stanęły ekipy ze szczytu tabeli pierwszej ligi. I było to widoczne. W pierwszych minutach optyczną przewagę mieli gospodarze. Podopieczni Mariusza Misiury atakowali składnie, jednak nie potrafili zagrozić bramce Krzysztofa Bąkowskiego. Bramkarz - wypożyczony do Rzeszowa z Lecha Poznań - nie miał w pierwszej odsłonie wiele roboty. Tylko jeden celny strzał oddała ekipa z Płocka. Rzeszowianie z kolei radzili sobie w ofensywie bardzo dobrze. Wisła miała dużo szczęścia, że między słupkami miała Macieja Gostomskiego. Doświadczony bramkarz kilkukrotnie, między innymi w sytuacji sam na sam, ratował „Nafciarzy” przed utratą gola.
Stal jednak wreszcie wyszła na prowadzenie za sprawą świetnego uderzenia zza pola karnego Luksemburczyka Sebastiena Thilla. Było to zasłużone prowadzenie, a ekipa gospodarzy miała wiele pracy, aby poprawić swoją sytuację w spotkaniu. Plan trenera Misiury nie powiódł się. Liczył on, że wysoki pressing pozwoli na szybki odbiór piłki, a w konsekwencji na wyprowadzenie kontrataku i zdobycie gola. Defensywa gości była jednak bardzo szczelna.
Po przerwie gospodarze zaczęli radzić sobie zdecydowanie lepiej, tyle że wciąż byli nieskuteczni. Stąd zmiany w składzie. Jednak po początkowym zrywie płocczan Stal unormowała sytuację i nawet zdołała wyprowadzić kilka ataków na bramkę Gostomskiego. Nie była jednak w stanie po raz drugi pokonać bramkarza gospodarzy.
Gostomski cały czas uwijał się jak w ukropie. Musiał swoim występem markować beznadziejną momentami kopaninę jego kolegów w defensywie. Ich nieudolne próby wybicia przypominały raczej pojedynek niższego szczebla, a nie pierwszoligowe zmagania. Mimo to Wisła doprowadziła do wyrównania. Bohaterem został Łukasz Sekulski. Odnalazł się w polu karnym i głową wykorzystał dogranie jednego z kolegów. Wtedy mecz nabrał rumieńców. Z jednej strony szczęścia próbował Piotr Krawczyk, z drugiej Karol Łysiak, piłka jednak nie znalazła drogi do bramki. Remis na pewno mógł zaboleć bolesny gości z Rzeszowa, z drugiej jednak strony - biorąc pod uwagę końcówkę spotkania - Marek Zub i jego podopieczni mogli odetchnąć z ulgą. Mogło być w końcu o wiele gorzej.
(ptom)