Kanadyjska legenda
Moe Norman uważany jest za geniusza golfa, o którym krążą mniej lub bardziej prawdopodobne opowieści.
Moe Norman - człowiek niezwykły. Fot. Moe Norman Facebook/Graves Golf Academy
Niepowtarzalny
Swój oryginalny zamach golfowy zbudował od zera, a później doprowadził do perfekcji, łamiąc po drodze obowiązujące kanony gry. Ustawiony bardzo szeroko, trzymał będący niemal idealnym przedłużeniem jego lewego ramienia kij w całych dłoniach, zamiast w palcach. Podczas adresowania główka kija umiejscowiona była jakieś 20 centymetrów za piłką. Jego jednopłaszczyznowy swing był kompaktowy, wykonywany prawie bez rotacji bioder i z ograniczoną rotacją barków. Wszystko wykonywał z nieprawdopodobną powtarzalnością. Podczas pokazów, odbywających się czasami przy okazji większych kanadyjskich turniejów, zadziwiał widzów, uderzając piłkę za piłką jak robot. Nigdy nie wyrywał divotów, zawsze trafiał w dziesięciometrowy obszar wokół celu, który wcześniej wskazywał. Nieważne czy grał żelazem, czy był to driver - piłki zawsze lądowały tam gdzie planował i leciały idealnie prosto, chyba że został poproszony o zagranie hooka lub slice’a. Był podziwiany, lubił rozdawać autografy i traktowany był wtedy jak gwiazda rocka.
Odmieniec
Zaczynał jako caddy w Westmount Golf&Country Club w kanadyjskim Kitchener i wkrótce całym jego światem był golf. Nie akceptowali tego rodzice, którzy uważali ten sport za rozrywkę bogaczy. Wśród rówieśników, którzy uważali go za odmieńca, również nie było mu łatwo. Bardzo szybko mówił, kilkukrotnie powtarzając niektóre zdania. Prawdopodobnie przyczyną takiego zachowania był wypadek jakiego doznał w wieku pięciu lat, kiedy na sankach wyjechał pod nadjeżdżający samochód. Niektórzy uważali jednak, że były to objawy autyzmu. Jedynym szkolnym przedmiotem, który go interesował, była matematyka, do której przejawiał fenomenalne zdolności. To było jednak za mało i w dziewiątej klasie opuścił szkołę na zawsze.
Zimą pracował w fabrykach lub w kręgielni. Latem wracał do golfa, dorabiając jako caddy oraz grając i trenując bez wytchnienia. Normą było wybijanie 800 piłek dziennie i poranione do krwi dłonie. Tylko w golfie czuł się bezpiecznie i nie interesowało go nic innego. Nigdy nie miał pieniędzy, na turnieje jeździł autostopem, nocując często na ławkach w parku, a nawet w bunkrach na polu. Słynął z unikania ceremonii po wygranych turniejach. Nie cierpiał ich tak bardzo, że często z ich powodu celowo zajmował gorsze miejsca. Kiedy w 1955 r. zwyciężył po raz pierwszy w Canadian Amateur Championship, ukrył się przed organizatorami nad rzeką. Gdy już został przez nich namierzony, tłumaczył, że jest zbyt nieśmiały na takie przedstawienia.
Szybki jak wiatr
Historią świetnie go charakteryzującą jest ta z Masters w 1956 roku, gdzie został zaproszony właśnie jako amatorski mistrz Kanady, by później wycofać się ze swojego debiutanckiego występu z powodu poranionych wielogodzinnym treningiem dłoni. Obserwujący go na treningu Sam Snead wpadł na opłakany w skutkach pomysł przekazania mu jakiejś drobnej porady technicznej. Moe oczywiście bardzo się tym przejął i swoim zwyczajem całkowicie zapamiętał się w treningu, chcąc wdrożyć w życie słowa takiego mistrza. Wszystko skończyło się wycofaniem po dziewięciu dołkach trzeciej rundy. Przy okazji znowu naraził się Królewskiej Kanadyjskiej Federacji Golfa, z którą i tak był na ścieżce wojennej. Powodów tego nieustającego konfliktu było kilka - rutynowe wymienianie na gotówkę nagród turniejowych, organizowanie nieoficjalnych płatnych akademii golfa czy przyjmowanie pieniędzy od sponsorów na wydatki turniejowe. Kiedy pod koniec 1956 roku prezydent RCGA poprosił go o spotkanie w sprawie nagminnego łamania reguł golfa amatorskiego, Moe był tak przerażony, że zdecydował się od następnego sezonu wstąpić w szeregi profesjonalistów.
Słynął z wręcz piorunującej prędkość gry. Nigdy nie robił próbnych zamachów, a czas jaki zajmowało mu wykonanie uderzenia zbliżony był do żwawych trzech sekund. Powolna gra turniejowa doprowadzała go do pasji i często ostentacyjnie kładł się na fairwayu, udając, że śpi. Czasami dla zabicia czasu maszerował do następnego uderzenia podbijając kijem piłkę. Całkowicie lekceważył puttowanie, uważając to za niezwykle nudny element gry. Nie zawracał sobie głowy czytaniem greenów, po prostu podchodził i uderzał, nie przejmując się specjalnie, czy piłka wpadnie do dołka.
Wyrzutek
Niesłychanych anegdot na jego temat jest wiele i czasami nie można być absolutnie pewnym, że naprawdę się wydarzyły. Podobno, kiedy podczas jednego z turniejów jego caddy powiedział mu, że na dołku ma do zagrania driver i 9 iron, Moe zgodnie ze swoją przekorną naturą zgrał tam ironem z tee i driverem na green. W jeszcze innej opowieści i w innym turnieju zamiast wykonać bezpieczne zagranie przed wodę, wycelował driverem na mostek, a jego piłka wtoczyła się po nim wprost na green. W turniejach był magnesem przyciągającym kibiców. Jego strój można było rozpoznać z daleka i często nie miał wiele wspólnego z ubiorem golfisty. Lubił zakładać za krótkie, sięgające do kostek spodnie i zwisające luźno koszule. Nosił kilka zegarków, tak na wszelki wypadek, gdyby któryś się zatrzymał. Lubił dla żartu uderzać piłkę z 15-centymetrowych tee, a często z butelek po Coca-Coli, czym wprowadzał w konsternację współgraczy.
Gdy dołączył w 1959 roku do PGA TOUR, wydawało się, że ze swoimi umiejętnościami będzie tam wygrywał turniej za turniejem. Tak się jednak nie stało. Z powodu swojego ekstrawaganckiego sposobu bycia był traktowany jak dziwadło, wyobcowany i nieakceptowany przez innych zawodników. W 1960 roku, w trakcie jednego z turniejów kilku graczy obsiadło go w szatni i poradziło, żeby zmienił swoje zachowania. Dla chorobliwie nieśmiałego Normana była to ogromna trauma i po rozegraniu 27 turniejów, w których tylko dwukrotnie nie przeszedł cuta i raz był w najlepszej dziesiątce, nigdy nie wrócił tam do rywalizacji. Przeniósł się do rodzinnej Kanady, na dużo mniej prestiżowy i bez porównania mniej dochodowy Canadian Tour.
Moe Norman Tour
Sposób w jaki zdominował ligę kanadyjską był absolutny i wkrótce nieoficjalnie znana była jako… Moe Norman Tour. Gracze, z którymi tam rywalizował, zgodnie twierdzili, że mógł bez trudu zwyciężać w każdym kolejnym turnieju. Jego nieśmiałość wciąż go paraliżowała i często wolał pozostać w cieniu, więc zadowalał się drugim lub trzecim miejscem. Kiedy w 1977 roku Canadian Tour stracił głównego sponsora, Moe popadł w poważne problemy finansowe. Mieszkał w samochodzie, którym podróżował tu i tam w poszukiwaniu pieniędzy. W latach 80. i 90. zarabiał głównie na prowadzeniu akademii golfa i mimo że były one bardzo popularne i tak ledwo wiązał koniec z końcem. Popadał w depresję i coraz bardziej się izolował. Dodatkowo gryzło go również to, że z niezrozumiałych powodów RCGA ciągle wstrzymywała się z wystawieniem jego wydawać by się mogło oczywistej kandydatury do Kanadyjskiej Galerii Sław Golfa. Przyjaciele i osoby doceniające jego niezwykłość zaczęły wręcz martwić się, czy ten niedoceniony przez świat skarb narodowy Kanady nie umrze w biedzie i zapomnieniu.
Wreszcie po ponad 40 latach profesjonalnej kariery podpisał pierwszy kontrakt sponsorski z Natural Golf, na promowanie rewolucyjnej metody swingu, w dużej mierze opartej na jego nietypowym zamachu. Wymiernie doceniony został dopiero jako dostojny 66-latek, w lutym 1995 r. marka Titleist ściągnęła wtedy z jego barków nieustanną walkę o przetrwanie, fundując mu dożywotnią emeryturę w wysokości 5000 dolarów miesięcznie, nie żądając niczego w zamian. Wtedy też obudziła się w końcu kanadyjska federacja golfa, po wielu latach zwłoki zgłaszając Moe Normana do Canadian Golf Hall of Fame. Po latach tułaczki i życiu na skraju nędzy osiągnął w końcu stabilizację, której nigdy wcześniej nie zaznał. Niestety nie cieszył się nią zbyt długo. We wrześniu 2004 roku, w wieku 75 lat, zmarł na niewydolność serca, w szpitalu w rodzinnym Kitchener.
Jego legenda żyje.
Kasia Nieciak
Pod koniec życia mógł wreszcie skupić się wyłącznie na tym, co kochał najbardziej. Fot. Moe Norman Facebook/Graves Golf Academy