Kanadyjczyk znokautował rywali
Paweł Fajdek i Wojciech Nowicki bez medalu w konkursie rzutu młotem. Mistrz świata Ethan Katzberg „sprawę” załatwił już w pierwszej próbie.
Trzy lata temu w Tokio polscy młociarze święcili triumfy – Wojciech Nowicki zdobył złoto, a Paweł Fajdek brąz. Ale trzy lata to dużo czasu, zwłaszcza w sporcie. Nasi młociarze spoczęli na laurach, biologia też jest nieubłagana – obaj w tym roku skończyli 35 lat - a w tym czasie pod bokiem dojrzeli silni konkurenci. Najbardziej niezwykły z nich nazywa się Ethan Katzberg i w ubiegłym roku w Budapeszcie w wieku zaledwie 21 lat został sensacyjnym mistrzem świata, najmłodszym w historii.
Od tego czasu atleta z Nanaimo w Kolumbii Brytyjskiej pozostaje niepokonany, a w kwietniu podczas zawodów w Nairobi popisał się rzutem na odległość 84,38, najdalszym w męskim młocie od 16 lat. Reszta czołowych młociarzy odstawała w tym sezonie od Katzberga na przynajmniej 4 metry.
Zamiast ataku, spadek
W niedzielny wieczór w Paryżu w finale olimpijskim Kanadyjczyk już w pierwszej próbie znokautował rywali, posyłając żelazny pocisk na odległość 84,12! Konkurenci? Najlepszy z nich, zaledwie o rok starszy Mychajło Kochan z Ukrainy, uzyskał 78,54, a następny był Fajdek – 78,01, który po premierowej serii zajmował trzecie miejsce. Nowicki zaczął od 77,42 i szóstej pozycji. To było około 6-7 metrów bliżej od lidera, mecz był rozstrzygnięty zaraz po pierwszym gwizdku.
Można było jednak oczekiwać, że nasi młociarze przypuszczą atak przynajmniej na pozycje srebrno-brązowe, wszak w tym sezonie obaj już przekraczali 80 metrów. Ale nic z tego – co prawda Fajdek poprawił się jeszcze o niespełna metr, na 78,80, ale to było wszystko z jego strony, a inni byli lepsi. Zwłaszcza Węgier Bence Halasz, który w trzecim podejściu musnął linię 80 metra - 79,97 i wyprzedził Kochana, który też się poprawił na 79,39. A Fajdka przebił jeszcze Norweg Eivind Henriksen, jedyny, który obronił podium z Tokio, gdzie był srebrny.
Koniec pięknej serii
A Katzberg jeszcze w trzeciej próbie uzyskał 82,28 - wynik, który też dałby mu złoto, w kolejnych podejściach nie musiał się już spinać. 4,15 m jego przewagi nad drugim w konkursie Halaszem to największa różnica między złotym i srebrnym medalistą igrzysk w rzucie młotem od... 104 lat.
Nowicki zawiódł na całej linii – w żadnej z kolejnych prób nie przebił wyniku z pierwszej i musiał abdykować w słabym stylu, na 7. pozycji. Tym samym dobiegła końca wspaniała seria, w której od 2015 roku z każdej dużej imprezy wracał z medalem. A wystarczyło rzucić ledwie 80 metrów, nawet nie tyle, ile zapewniło mu złoto w czerwcowych mistrzostwach Europy (80,95). Forma przyszła za wcześnie.
Anita ma rezerwy?
O medal będzie też bardzo trudno w młocie kobiet. Trzykrotna mistrzyni olimpijska Anita Włodarczyk uzyskała w niedzielnych eliminacjach 71,06 m i z trudem zakwalifikowała się do wtorkowego finału. Rekordzistce świata (82,98) dało to 12. lokatę - ostatnią premiowaną awansem.
- Nie stresowałam się. To nie był po prostu mój dzień, więc zrobiłam swoje. Są duże rezerwy, które zamierzam wykorzystać w finale. Na treningach młot lata na odległość 73-74 metrów, a ja nie jestem zawodniczką treningową. Czekam ze spokojem na finał - powiedziała 39-letnia chorąża polskiej reprezentacji.
Zdaniem Włodarczyk faworytką będzie Kanadyjka Camryn Rogers. Kanadyjka miała w eliminacjach drugi wynik - 74,69. Najlepsza była nieoczekiwanie Krista Tervo, z rekordem Finlandii 74,79. Malwina Kopron, brązowa medalistka olimpijska z Tokio, z najlepszym rzutem na 67,68, została sklasyfikowana na 23. pozycji.
Lyles o włos szybszy
W emocjonującym finale na 100 m mężczyzn „o włos” złoto zdobył Noah Lyles – Amerykanin uzyskał 9,79, tyle samo, ile Jamajczyk Kishane Thompson. Na korzyść mistrza świata decydowały tysięczne sekundy, dokładnie 0,005. Mistrz olimpijski z Tokio Włoch Marcell Jacobs uzyskał 9,85 i zajął 5. miejsce.
Tomasz Mucha