Z DRUGIEJ STRONY

Michał Zichlarz

Zawsze są kontrowersje

Powołania do kadry narodowej na duży międzynarodowy turniej, to zawsze ważne wydarzenie dla futbolowego życia w danym kraju. To sprawa oczywista. Czekają na to zawodnicy, czekają kibice. Po ogłoszeniu nominacji jest długa dyskusja czemu ten, a nie inny, czy ktoś mógł jeszcze znaleźć się w narodowym zespole? A po turnieju, niezależnie od wyniku, dyskusja dalej jest kontynuowana.


Sprawa polityczna

Obecne powołania selekcjonera Michała Probierza? Wielkiej sensacji nie ma, choć pominięcie Matty Casha jest dyskusyjne. Bez dwóch zdań to piłkarz, który umiejętnościami i dobrą grą w barwach Aston Villi, zasłużył na to, by być w kadrze. Tyle że tym razem decydowały względy nie tylko piłkarskie. Na linii Cash – reprezentacja ostatnio nie było dobrze. Piłkarz prezentował się przeciętnie albo łapał kontuzje. Ostro zaatakował go były kadrowicz, Sławomir Peszko. Stwierdził, że przyjeżdża na kadrę tylko po to, żeby podbić swoją cenę. Mocne i ostre to słowa i pewnie nie do końca sprawiedliwe. Zobaczymy jak dalej potoczy się reprezentacyjnego kariera piłkarza z Premier League.

W przeszłości w sprawie powołań również było dużo kontrowersji. Kazimierz Górski, kiedy powoływał 22-osobową kadrę na pamiętny dla nas mundial w Niemczech Zachodnich, pominął na przykład czołowego snajpera ligi, Joachima Marxa, który w 1974 roku świętował mistrzostwo Polski ze swoim Ruchem Chorzów. Trener Górski, choć znali się bardzo dobrze z czasów wspólnej pracy w Gwardii Warszawa, nie zabrał go na turniej. To była spora kontrowersja i zaskoczenie. 

Mieszkający od lat we Francji ten świetny napastnik, tak  opowiadał mi o tym wydarzeniu. - Byłem, mogę powiedzieć, pupilkiem trenera. W reprezentacji nie mógł tego pokazywać, ale byliśmy trochę związani. Jak przyszedłem do Gwardii, a miałem 19 lat, to rozumiał sytuację, że byłem tam sam. Miałem pokój w hoteliku i tyle. Zapraszał mnie wtedy do domu do siebie na obiad. Znałem dobrze jego syna Darka, znałem córkę pana Kazimierza, młodszych ode mnie. Często byłem goszczony przez państwa Górskich. Ciężko mi nawet teraz po latach komentować to, że nie zabrał mnie na mundial do Niemiec Zachodnich. Co było dziwne, to mnie się wydaje, że to musiała być jakaś polityczna sprawa w tym wszystkim. Niektórzy pisali, że mogło pojechać tylko 22 graczy, a ja nie znalazłem się wśród nich, bo byłbym tylko rezerwowym. Ale ile razy ja byłem rezerwowym w kadrze i nigdy jakiegoś „bałaganu” nie robiłem? Trzeba było siedzieć na ławce, to się siedziało. Ja zawsze miałem pozytywne nastawienie, czy grałem w podstawowej jedenastce, czy nie, w końcu to jest reprezentacja Polski. Wiele wtedy różnych rzeczy pisano, ale to nie była prawda. Wtedy zresztą nie było jak teraz, że kiedy ktoś nie jest powołany, to od razu dzwoni do selekcjonera. Wtedy albo się było w kadrze, albo nie. Nie było dyskusji – opowiadał Joachim Marx.


Bez Dudka i „Franka”

A powołania innych selekcjonerów? Następca Górskiego Jacek Gmoch nie zabrał do Argentyny świetnego lewego obrońcy, Henryka Wawrowskiego. Antoni Piechniczek żałował po MŚ w Meksyku w 1986, że nie wziął będącego wtedy w wybornej ligowej formie Pawła Janasa, grającego w Auxerre. A powołanie przez Jerzego Engela na mistrzostwa w Azji Pawła Sibika, pominięcie zaś Tomasza Iwana? Oj, kadrowej starszyźnie z Tomaszem Hajto na czele mocno się to nie spodobało!

Nic oczywiście nie przebije Pawła Janasa, który 15 maja 2006 roku pominął przy nominacjach na mundial w Niemczech, świetnego bramkarza Jerzego Dudka, czy strzelającego wtedy w eliminacjach sporo goli Tomasza Frankowskiego (7 bramek – najskuteczniejszy w naszej drużynie). To nie były dobre decyzje, o czym szybko się przekonaliśmy.

Jak będzie teraz? Jak zwykle wybory trenera zweryfikuje zielona murawa. Będzie wynik, to nikt nie będzie dyskutował czy mógł jechać ten, czy inny, czy grać jeden, czy drugi. W razie klapy odezwą się nieprzychylne głosy, tak jak teraz przy formie ogłoszenia przez Probierza powołań. Zresztą wszystko oczywiście i tak będzie musiał wziąć "na klatę" selekcjoner.